Grzegorzowi Lacie chyba puszczają lekko nerwy. Ewidentnie wnerwia go fakt, że jego prezesowska funkcja nie robi na ludziach wrażenia i w pewnych kręgach wciąż jest uważany za głupka (a przynajmniej traktowany z pobłażaniem).
Tym razem zdenerwował się na Zbigniewa Bońka, który chciał go wprowadzić na salony i poznać trochę lepiej z Michelem Platinim. Grześ burknął: – Ja jestem prezesem i z Platinim mam bezpośredni kontakt! No i dodał, że Platini jego numer zna. Generalnie wyszło na to, że jak Francuzik chce się nawpieprzać na kolacji za PZPN-owską kasę, to niech sobie to z głowy wybije. Nie z nami te numery, Michel!
Lato dobrze wie, z kim ma jadać, gdzie i kiedy. Platini genewskie frykasy może sobie – za przeproszeniem – w dupę wsadzić. Boniek też niech się za bardzo nie udziela – szuka kulinarnego sponsora, to musi szukać dalej. Jak go nie stać na restauracje (a Grzesia teraz stać!), to niech żona Wiesia robi mu kanapki i zawija w sreberko.
No i brawo! Na takiego prezesa czekaliśmy. Przed nikim nie pada na kolana, zna wartość polskiego schabowego i nie lata byle gdzie. Listkiewicz to już by w tej Genewie czekał i zajmował stolik w restauracji, mimo że spotkanie z Platinim byłoby dopiero za cztery dni.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT