W stu procentach mieliśmy rację nazywając Puchar Ekstraklasy po prostu Pucharem Śmietnika. Awans Odry Wodzisław do finału utwierdził nas w przekonaniu, że oglądanie meczów tych rozgrywek jest tylko minimalnie bardziej racjonalne niż obserwowanie ptaków w okresie lęgowym.
Jakby awans Odry nie wystarczył, to jeszcze bramkę dla tego zespołu zdobył Tomasz Moskal. Po czymś takim ewidetnie meczów PE należałoby zabronić. Przecież Moskal to facet, który w polskiej lidze nie potrafi wcelować w bramkę od 40 meczów, a w ogóle w ekstraklasie od 2000 roku strzelił 9 bramek. Częściej między słupki trafiają pioruny w Afryce, niż ten facet. Serio – jest on dla nas absolutnym dowodem na to, że w polskiej piłce wystarczy rozegrać jeden w miarę niezły sezon, by załatwić sobie robotę do emerytury. A Moskal w miarę nieźle grał w 1997 roku (9 goli). Hola, hola – to były czasy, kiedy duet środkowych pomocników w Legii tworzyli Ryszard Staniek i Dariusz Czykier. A w Odrze grał jeszcze Ryszard Wieczorek!
Ciekawe, jak długo jeszcze na najnowszym trafieniu przebuja się Moskal i ile jeszcze klubów nabierze, że nawet jak nie strzela bramek, to ma inne atuty (wzrost).
W każdym razie już wiemy, co będziemy robić zamiast oglądania finału Pucharu Ekstraklasy, z udziałem Odry Wodzisław. Odpowiedź prosta – co innego.