Artura Sarnata – choć od dziś tylko Artura S. – zawsze uznawaliśmy za bramkarza czerstwego, ale sądziliśmy, że po prostu brakowało mu talentu (bywa). Jeśli się okaże, że jego szmaty były wyreżyserowane, nasz świat runie. Dlatego teraz z niecierpliwością czekamy na jakieś fakty odnośnie jego zatrzymania przez prokuratorów z Wrocławia.
Na razie nie tracimy nadziei. Artku, wierzymy, że tylko kupowałeś, a nie sprzedawałeś i twoje liczne błędy były w stu procentach wynikiem jakiejś tam pierdołowatości (coś jak z Cabajem). W przeciwnym razie oszukałeś nas w sposób mistrzowski. Swego czasu dalibyśmy sobie rękę uciąć, że jesteś kiepski. I jak w “Chłopaki nie płaczą”: – Teraz byśmy kurwa tej ręki nie mieli!
Zatrzymano też kolegę Artura S, czyli Grzegorza K., zwanego Kaliciakiem. Prawdziwe spotkanie po latach.
PS Oczywiście ewentualne zarzuty mogą dotyczyć gry Sarnata nie w Wiśle, tylko w następnych klubach, ponieważ nawet jeśli kręcił mecze w Wiśle, to wówczas było to jeszcze legalne (jakkolwiek to brzmi).