Wisła Kraków, po przetestowaniu czterdziestu ośmiu mistrzów bramkarskiego fachu, zdecydowała się na skocznego niczym kangur Australijczyka Jessa (nazwisko nieistotne, nic wam nie powie). Fin w meczu sparingowym okazał się ciamajdą, a Słowak – jako że trzeba za niego płacić – od początku był opcją mocno rezerwową.
Niestety, teraz się okazało, że i sympatyczny surfer z Antypodów ma ważny kontrakt z klubem, konkretnie z Gold Coast United. Mówiąc krótko – trzeba za niego bulić. Sam bramkarz wprawdzie twierdzi, że to nieprawda, ale jakoś bardziej wierzymy działaczom słynnego “Złotego Wybrzeża”. Jess ma już jedno kłamstewko na koncie – kiedyś unieważniono jego kontrakt z Juventusem, bo poprzedniemu klubowi – Weronie – nakłamał, że musi wracać do ojczyzny z przyczyn rodzinnych (by po rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron stawić się w Turynie).
Jest więc całkiem prawdopodobne, że Wisła – po ostentacyjnym pokazaniu całemu światu, że nie ceni Mariusza Pawełka – znów będzie musiała wystawiać go w meczach. Cóż, skoro nie udało się ściągnąc golkipera, proponujemy, by rozejrzano się za wysokiej klasy trenerem od bramkarzy – może i u Pawełka uda się wówczas uratować resztki talentu.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT