Jak wiadomo, Stefan Majewski zeznawał wczoraj w prokuraturze w charakterze świadka. Teraz już wiemy czego był świadkiem – odrodzenia Widzewa. Prokuratorzy podstępnie wykorzystali swoje uprawnienia, aby przez chwilę poobcować z tak znakomitym szkoleniowcem i porozmawiać z nim o futbolu.
Majewski opowiada na łamach “Przeglądu Sportowego”: – Byłem pytany o moją pracę w Widzewie ogólnie, a nie w kontekście korupcji. Prokurator pytał mnie o, nazwijmy to, specyfikę mojej pracy w tym klubie. Podczas tej rozmowy żadne nazwisko, również piłkarza, nie padło. Nie pytano mnie o informacje, które godziłyby w uczciwość któregokolwiek z pracowników Widzewa. Mało tego – o korupcji w ogóle nie było mowy. Natomiast rozmawialiśmy między innymi o tym, jak powstał prowadzony przeze mnie zespół. Opowiedziałem krótką historię mojej pracy w Widzewie.
Kapitalne! Wyobrażacie sobie to przesłuchanie?
– Trenerze, czy jest możliwe, by podzielił się pan z nami swoją wiedzą na temat Widzewa?
– Oczywiście. Kiedy przychodziłem do klubu, wszystko wyglądało fatalnie. Ale udało mi się zbudować ten zespół od podstaw. Ściągnęliśmy kilku młodych piłkarzy, ale też mieliśmy w swoich szeregach doświadczonych graczy, nawet jednego, który grał kiedyś w reprezentacji Polski i Lidze Mistrzów.
– Jakie były jego zadania?
– On ma świetny odbiór, więc wspierał naszych obrońców, ale potrafił też inteligentnie wyprowadzić piłkę. Muszę się też pochwalić, że w ofensywie mieliśmy chłopaka, który teraz tak dobrze gra w Polonii. Ależ on ma mocne uderzenie! Petarda! Co ciekawe, może panowie prokuratorzy o tym nie wiedzą, ale jeden z moich piłkarzy jest teraz dyrektorem w Lechii, a drugi trenerem w Jagiellonii!
– Czyli była to mieszanka młodości z doświadczeniem?
– O tak, taka jest moja dewiza! Poza tym uważam, że trener musi być pedagogiem, musi być dla piłkarzy nauczycielem. I ja byłem.
– A jakie były założenia taktyczne?
– Po odbiorze piłki mieliśmy jak najszybciej, maksymalnie dwoma podaniami, przenieść się pod bramkę rywala. Staraliśmy się grać z ominięciem linii pomocy, jeśli było to możliwe. Co ważne, nasz defensywny pomocnik podłączał się wtedy do ataku. A tam z przodu mieliśmy takiego młodego chłopaka, co miał zbiegać na bok i szukać okazji do dośrodkowania.
– Jak ogólnie się panu tam pracowało?
– Ogólnie to może być, chociaż szkoda, że ostatecznie nie awansowaliśmy do ekstraklasy.
– W porządku, dziękujemy. To był zaszczyt z panem rozmawiać!
– To ja dziękuję. Jeśli panowie chcą, następnym razem mogę wam opowiedzieć o tym, jak grałem w finałach mistrzostw świata!