Reklama

Radosław Rabczewski o Polonii, Przyrowskim i swojej karierze

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2009, 12:48 • 5 min czytania 0 komentarzy

Radosław Rabczewski, zwany kiedyś Majdanem, udzielił dużego wywiadu “Polsce”. Dość ciekawe, bo Radzio zawsze potrafił się wysławiać. I jak zawsze – nie tylko o piłce.

Z angażu Sebastiana Przyrowskiego do Tottenhamu nic nie wyszło i wiosną znowu będzie Pan tylko rezerwowym w Polonii.

Niestety, takie jest życie. Wiadomo, że gdyby Sebastian zmienił klub, sytuacja byłaby dla mnie bardziej komfortowa. Ale raczej zostanie i liczę się z tym, że trener Jacek Zieliński wciąż będzie stawiał na niego. Jesienią bronił dobrze.

Przyrowski w jednym z wywiadów przyznał, że jest Pan najlepszym bramkarzem, z jakim kiedykolwiek trenował, i czasem sam zastanawia się, dlaczego broni on, a nie Pan.

Mimo że ze sobą rywalizujemy, jesteśmy dobrymi kolegami i życzymy sobie wzajemnie jak najlepiej. Kiedy usłyszałem o zainteresowaniu Tottenhamu “Przyrosem” cieszyłem się przede wszystkim z tego, że otwiera się przed nim wielka szansa. Liga angielska to jest coś, co trafia się piłkarzowi raz w karierze albo wcale.

Czyli pogodził się Pan już z rolą rezerwowego?

Pewnie, że nie pogodziłem, ale patrzę na tę sytuację trochę inaczej, z dystansem. Gdybym miał ze 22 lata, a nie 37, bardziej bym się denerwował, że nie gram. Teraz po prostu spokojnie do wszystkiego podchodzę, ciężko trenuję i czekam na swoją szansę, czy to w lidze, Pucharze Polski, czy Ekstraklasy. Choć nie ukrywam, że bardzo chciałbym teraz grać, bo mój czas jako czynnego zawodnika dobiega końca.

Miał Pan ponoć ofertę z ŁKS-u Łódź.

Nie było nic konkretnego, nikt osobiście ze mną nie rozmawiał. Gdyby jednak była jakaś oferta, na pewno bym się nad nią zastanowił. Powiem jednak szczerze, że gdybym miał już odejść z Polonii, wolałbym wyjechać za granicę.

A nie chciałby Pan zakończyć kariery w swojej ukochanej Pogoni?

Kiedy wróciłem do Szczecina w sezonie 2006/2007, myślałem, że to właśnie Pogoń będzie moim ostatnim klubem. Model prowadzenia zespołu był jednak na tyle zły, że musiałem odejść. Pan Ptak sprowadzał do Szczecina zbyt wielu Brazylijczyków. Oni czuli się w Polsce samotni, zagubieni i byli zamknięci w sobie. Niepotrzebnie zrezygnowano z Polaków, to był największy błąd. Przeholowano.

Mimo że za Polonią dobra runda, nikt nie wymienia Was w gronie faworytów do mistrzostwa kraju.

Trzeba przyznać, że byliśmy trochę niespodziewaną siłą ligi. Nagle wyszliśmy na prowadzenie. Dość długo byliśmy liderem. Dopiero dwie kolejki przed końcem spadliśmy na trzecią pozycję. To było dla wszystkich duże zaskoczenie. Ale dlaczego mamy dalej nie sprawiać niespodzianek? Na pewno nie składamy jeszcze broni. Patrząc jednak realnie, to na dzień dzisiejszy Lech i Wisła personalnie mimo wszystko mają lepsze zespoły od nas.

Jak sam Pan powiedział, Pańska kariera zbliża się do końca. Jest Pan zadowolony z jej przebiegu?

W zasadzie tak. Trochę klubów zwiedziłem, dwukrotnie zdobywałem z Wisłą Kraków mistrzostwo. Hm… Gdybym miał jednak coś zmienić, to nie skorzystałbym po raz drugi z oferty z PAOK-u Saloniki, a wcześniej przeszedł do Wisły, bo taka możliwość wtedy była.

Niedosyt musi jednak pozostawać przy występach w reprezentacji. Zagrał Pan w kadrze tylko dziewięć razy.

To fakt. Myślę, że trenerzy Engel i Boniek za szybko ze mnie zrezygnowali po mundialu w Korei i Japonii, choć wymieniany byłem w gronie ludzi, którzy mieli stanowić trzon reprezentacji w przyszłości. Ł»adnego powołania jednak już nie dostałem.

Ciągnie się jeszcze za Panem afera z Mielna?

Nie ciągnie się. Ostatnio mieliśmy przesłuchanie. Teraz czekamy na sprawę w sądzie w Koszalinie.

A druga z głośnych afer – bananowa [Majdan nie stawił się w sądzie kilka razy jako świadek i chciano wsadzić go do aresztu – red.]?

Też już nie. Byłem w sądzie, powiedziałem, co miałem powiedzieć, i sprawa zamknięta. Ale zadra w sercu została. Niektóre media nie obeszły się ze mną tak, jak powinny. Próbowano mi udowodnić, że zrobiłem coś, czego nie zrobiłem. Ł»adna gazeta nie tłumaczy, że źle napisała, że to nie było prawdą. Nawet mnie nie przeprosili. Lepiej żeby nie pisali wcale. No, ale cóż – gazety brukowe lubią pisać to, co dobrze się sprzedaje. W takich żyjemy czasach.

Podał Pan nawet do sądu dwie polskie bulwarówki…

Tak, to prawda. Wydali wyrok przed sądem. Po prostu przegięli pałę. Nie szanuję takich pseudodziennikarzy. Gdy widzę gościa z aparatem, to gardzę kimś takim. Rozumiem, że to ich praca, ale te wszystkie zdjęcia są spreparowane. Teraz mnie to w sumie bawi, ale był taki moment, gdy się denerwowałem. Ale nie ma co się szarpać.

Kim łatwiej być, piosenkarką [Majdan to partner Dody – red.] czy bramkarzem?

Chyba trudniej być bramkarzem, bo to bardzo odpowiedzialna pozycja. Trzeba mieć psychicznie czystą głowę. Jeśli bowiem masz problemy w życiu osobistym, może się to przełożyć na twoją formę. Ale wiadomą rzeczą jest, że zawsze, gdy żyją ze sobą dwie osoby publiczne, to jest inaczej. Raz jedna ma pod górę, raz druga. I ani chwili spokoju.

Ostatnimi czasy więcej pisano jednak o Panu jako mężu sławnej żony. Nie sportowcu.

Ja tak nigdy do tego nie podchodziłem. Mam silne poczucie własnej wartości.

Ma Pan już jakieś plany na przyszłość?

Chciałbym zostać przy futbolu. Może zrobię kurs trenerski, otworzę własną szkółkę. Mam kilka pomysłów. Kiedyś rozmawiałem z moim przyjacielem Maćkiem Stolarczykiem [gra w Bełchatowie – red.], że moglibyśmy stworzyć fajny duet trenerski.

Kiedyś te plany były nieco inne. Chciał Pan zostać dziennikarzem sportowym.

I jeśli po skończeniu gry dostanę propozycję z telewizji sportowej, pewnie z niej skorzystam. Miałbym kontakt z piłką, z tym, co kocham.

Komentował Pan nawet kiedyś mecze w Canal+, ale później zniknął z anteny.

Kiedy komentowałem, grałem w drugiej lidze. Nie było konfliktu interesów. Teraz jestem zawodnikiem ekstraklasy i byłbym chyba tendencyjny. Musiałbym oceniać zawodników swojej drużyny i przeciwników…

Kiedyś zdradził Pan, że marzy, aby być gitarzystą?

I cały czas nad tym pracuję. Jak osiągnę odpowiedni poziom, to może za pięć lat trochę pogram. Nie, to takie żarty. Jest już za późno, aby zaistnieć na tym rynku. Ale zdarza mi się pośpiewać i pograć z moimi przyjaciółmi z Lady Pank.

Najnowsze

Piłka nożna

Wieteska wszedł na kwadrans i o mało nie doprowadził do straty dwóch bramek

Bartosz Lodko
3
Wieteska wszedł na kwadrans i o mało nie doprowadził do straty dwóch bramek

Komentarze

0 komentarzy

Loading...