Marcin Krzywicki zasłynął kiedyś z tego, że dostał powołanie na zgrupowanie reprezentacji Polski, mając za sobą mecze TYLKO w trzeciej lidze. Ostatecznie na szczęście w kadrze nie zagrał, bo sztab zapomniał o tym, że zawodnik Cracovii jest kontuzjowany.
Ale to nie zniechęciło naszych trenerów, głównie Rafała Ulatowskiego. Mówił, że Krzywicki da nowe możliwości w ataku, że taki wysoki piłkarz (ponad dwa metry!) to w dzisiejszych czasach podstawa, że już go zna od dawna, z czasów Victorii Koronowo… Generalnie – przez chwilę mieliśmy polskiego Croucha.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Krzywicki nie umie grać w piłkę. Taka wada naprawdę czasami trochę przeszkadza, nawet na polskich boiskach. Jakieś elementarne umiejętności są jednak konieczne. Tak jak w szachach trzeba wiedzieć, jak porusza się wieża i skoczek, ale juz bez znajomości zasad roszady (o obronie sycylijskiej nie wspominając) da się przeżyć na osiedlowym turnieju dla siedmiolatków, tak w polskiej lidze nie trzeba od razu dryblować na poziomie Cristiano Ronaldo, ale przyjęcie piłki i podanie to jednak podstawa. No i jakakolwiek koordynacja ruchowa.
Teraz przechodzimy do najważniejszego – Rafał Ulatowski w celach obserwacji swojego genialnego pupilka w najbliższej rundzie będzie musiał jeździć na mecze Zawiszy Bydgoszcz (druga, czyli trzecia liga – co za upadek). Ł¹le się wyraziliśmy – jeździłby, gdyby nie wziął roboty na boku, w Bełchatowie.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT