Dziś kolejna część anegdotek (będzie jeszcze sporo), które mają wam trochę ubarwić tę paskudną zimę. Jedną z nich niektórzy już mogli czytać – dotyczy Janusza Wójcika, a swego czasu w relacjach live z byłego selekcjonera zrobiliśmy taką naszą maskotkę. Mamy nadzieję, że to powtórzenie nikomu nie przeszkadza – są pewnie tacy, którzy kilka miesięcy temu jej nie przeczytali. A przecież nie możemy dopuścić, by nie poznali kulisów gry w reprezentacji, czyż nie? Dlatego co jakiś czas przypomnimy klasyczne historyjki z pociesznym Wójcikiem. Pozostałe to już świeżyzna.
Mecz życia Wichniarka
Zbliża się mecz Anglia – Polska. Dzień przed spotkaniem Artur Wichniarek w pokoju już rozmyśla o tym, jak będzie strzelał kolejne gole.
– Ten Seaman zobaczy! Pedał z kucykiem! Widziałeś w jakim jestem gazie? W jakiej formie?! Strzelę mu dwie. Nie! Co ja gadam. Strzelę trzy! – mówi w rozmowie z przyjacielem jak zwykle pewny siebie “Wichniar”.
– A na pewno zagrasz? – pada całkiem logiczne pytanie.
– Jasne! Widziałeś mnie w sparingu? Widziałeś w gierce? Najlepszy! Numer jedenaście na plecach i wychodzę zburzyć to całe Wembley!
Dzień meczu. Piłkarze schodzą do autokaru. Wichniarek idzie na końcu, w kurtce i bez torby.
– Grasz?
– Nie.
– Jesteś na ławce?
– Nie.
Kilka metrów dalej stoi selekcjoner Janusz Wójcik i prezes Widzewa (klub Wichniarka) Andrzej Pawelec. Słychać głośną kłótnię. Kilka wyrwanych z kontekstu zdań.
– Ale Janusz, nie rób jaj! Dam ci w poniedziałek! – błagalnym głosem mówi Pawelec.
– Dasz w poniedziałek, to zagra w poniedziałek – wzrusza ramionami “Wójt”.
Kochanie, nie zamawiałem
Kolacja reprezentacji Polski, przy stole siedzą piłkarze i kilku dziennikarzy. Dzwoni telefon Mariusza Lewandowskiego. To żona.
– Tak kochanie…. no, wygraliśmy, wiesz….A nic, siedzimy sobie tutaj z chłopakami na kolacji i są panowie dziennikarze – “Lewego” trzyma się dobry humor.
Nagle mina mu rzednie. – Co? Nieeeee, naprawdę, przysięgam kochanie, nie zamawiałem żadnych do hotelu…. Nie, nie, żadnych, absolutnie. Jestem bardzo grzeczny…. Czy co pamiętam? Aaaaaa, na Łotwie. No, to było… na Łotwie.
Poznań, chłopcze
Turcja, sparing Lecha Poznań z FK Moskwa. Damiana Gorawskiego, który właśnie przeniósł się do rosyjskiego klubu, odwiedzają dawni koledzy z Ruchu Chorzów. Opowieści przechwalającego się “Gory” przerywa przechodzący gwiazdor Lecha, Piotr Reiss.
– Damian, opowiedz chłopakom o tym, jak się zarabia prawdziwie pieniądze – mówi Reiss, z charakterystycznym vdla siebie uśmiechem i kozackim akcentem. To wyraźnie rozjusza jednego z chorzowian, z którym kapitan Lecha ma chyba jakieś niewyjaśnione sprawy.
– A ty gdzie masz kibiców? – próbuje dopiec Reissowi.
Reiss nawet się nie zatrzymując, rzuca przez ramię pełne lekceważenia: – W Poznaniu, chłopcze, w Poznaniu…
Gratuluję goli
Lotnisko Okęcie w Warszawie, drużyna Legii wraca z meczu z Sampdorią Genua (2:2). Jeden z młodych dziennikarzy chce porozmawiać z bohaterem meczu, strzelcem dwóch bramek, Wojciechem Kowalczykiem. Nie ma jednak pojęcia jak młokos wygląda. Podchodzi do bardziej doświadczonego pismaka.
– Przepraszam, który to Kowalczyk? – pyta nieśmiało.
– Tamten, tamten – wypuszcza go starszy kolega po fachu, pokazując na bramkarza, Macieja Szczęsnego.
– Dziękuję.
Po chwili młody dziennikarz zaczepia Szczęsnego i zaczyna: – Gratuluję dwóch bramek.
– Spierdalaj.
* * *
Kilka lat później ten młody dziennikarz jest na wysokim stanowisku w jednej z największych polskich gazet i decyduje o przyjęciach do pracy. Zgłasza się gość, który zrobił go w balona na Okęciu.
– Przykro mi, ale chyba nie ma pracy – słyszy żartowniś.