Mieliście kiedyś chwilę, w której wasze życie runęło w gruzach, a los w mgnieniu oka podwójnie to wynagrodził? Złamaliście obie nogi, a godzinę później wygraliście na loterii? Wyrzucili was z praktyk w punkcie ksero, by następnego dnia dostać wymarzoną pracę w redakcji ogólnopolskiej gazety? Nawet, jeśli możecie przypomnieć sobie wyjątkowo szalone dni z waszego życia, wątpliwe, byście przebili Tomasza Zdebela. Polski pomocnik w ciągu kilku ostatnich dni przeszedł drogę z piekła do nieba. Najpierw wyleciał na zbity pysk z pierwszego zespołu VfL Bochum, a teraz podpisał kontrakt z piątym zespołem Bundesligi, Bayerem Leverkusen.
2009 rok rozpoczął się dla Zdebela wyjątkowo nie po jego myśli. Zamiast noworocznych życzeń, od trenera Bochum Marcela Kollera usłyszał, że zabrakło dla niego miejsca w kadrze i zostanie przesunięty do rezerw. – Kiedy przed treningiem szkoleniowiec zakomunikował mi, że mam ćwiczyć z drugą drużyną, poczułem jakbym dostał cios w twarz. Co za poniżenie! – żalił się piłkarz na łamach “Kickera”. Niemieckie media donosiły, że Ernst zarzucił Polakowi bliżej niesprecyzowany brak lojalności. – To śmieszne! Przez 5,5 roku robiłem wszystko dla tej drużyny. Jeśli ktoś był zawsze lojalny, to właśnie ja – protestował Zdebel.
Zupełnie niespodziewanie polski piłkarz podpisał dziś kontrakt z Bayerem. W drużynie “Aptekarzy” będzie występował przynajmniej do końca sezonu. – Tomek to uznana marka w Bundeslidze. Jestem przekonany, że będzie wzmocnieniem naszej drużyny – zapowiada prezes klubu z Leverkusen Wolfgang Holzhauuser. Co by o Zdebelu nie powiedzieć, jego dorobek meczowy na boiskach ligi niemieckiej robi wrażenie. Podczas, gdy u nas za wielki wyczyn uchodzi rozegranie 100 spotkań w ekstraklasie, nowy nabytek Bayeru może się pochwalić 198 meczami w Bundeslidze. Nieźle, co?
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT