Generał Wojciech Petkowicz od Nowego Roku ma zwalczać w PZPN korupcję. Jeżeli swoje nowe zadania będzie realizował z takim skutkiem jak działał dotychczas w związku to – nie łudźmy się – nic dobrego z tego nie wyniknie i większość piłkarskich sprzedawczyków z pewnością ominie zasłużona kary. To znaczy nie zostaną raz na zawsze wykopani z polskiej piłki.
Petkowicza powołano na stanowisko tzw. rzecznika dyscyplinarnego PZPN, czyli mówiąc wprost – związkowego prokuratora. Byłemu wojskowemu, którego minister Radek Sikorski zdymisjonował ze względu na “różnice filozoficzne”, miodowe salony nie są obce. Choć był czynnym koszykarzem w AZS Lublin, wolał wzorem byłego prezesa PZPN Michała Listkiewicza postanowił zmienić branżę na piłkę nożną, w której z pewnością mógł znaleźć znacznie więcej konfitur niż koszykarskim świecie.
Petkowicza wprowadził do PZPN młodszy od niego stopniem kolega po fachu, pułkownik Eugeniusz Stanek. Ten sam który przez wiele lat prowadził sprawy prawne w piłkarskiej centrali, mając korupcję w głębokim poważaniu. Ten sam, który na każdym kroku zamiatał wszelkie brudy pod związkowy dywan. I ten sam, który pierwszy wychylił się z propozycją obrony aresztowanego dwa i pół roku temu “Fryzjera”. Potem wprawdzie jakby nigdy nic wycofał się ze swojej oferty, ale smród po sprawie pozostał.
Petkowicza wymyślił na stanowisko związkowego prokuratora Michał Listkiewicz, ale oczywistością jest, że nazwisko byłego generała niechlubnych Wojskowych Służb Wewnętrznych polecił jego podwładny płk. Stanek. Następca “Listka” w fotelu prezesa PZPN Grzegorz Lato podchwycił pomysł, gdyż sam nie jest w stanie niczym zaskoczyć (wygłupy szefa PZPN może i bawią, ale trudno je nazwać oryginalnymi).
Jaki z tego wniosek? Emerytowani wojskowi nadal świetnie się czują na miodowych salonach i ani im w głowie oddanie swoich ciepłych posadek. A korupcję w PZPN zwalczać będą nadal śledczy z wrocławskiej prokuratury, a nie rzecznik dyscyplinarny związku.