Naprawdę, lubimy Franza Smudę, ale jak on trafi do Realu Mallorca, to my zagramy na fujarce na rynku w Poznaniu. Właśnie natrafiliśmy na sensacyjną wieść: oczarowani Smudą Hiszpanie, mają sięgnąć po szkoleniowca Lecha. Spieszy donosić sam Roman Kołtoń. Nie chce nam się nawet rozwodzić nad tymi dyrdymałami, więc skwitujemy krótko: jak świnia niebo zobaczy.
Owszem, Franz ma kapitalne wyniki (jak na polskie warunki) z Lechem, ale na Majorkę to może sobie polecieć na wakacje, poleżeć na plaży, pozwiedzać, a nie prowadzić klub. Kadra? To już brzmi mądrzej i tam jest chyba miejsce Smudy.
Przypomniało nam się przy tej okazji pewne zabawne zdarzenie z przeszłości. Smuda był wtedy trenerem Widzewa. Miał poważne wątpliwości, czy właściciele: Pawelec i Grajewski przedłużą z nim umowę.
– Nie wiem, czy przedłużą ze mną kontrakt! – zwierzył się. – Coś chyba kombinują.
– Franz, nic się nie martw – pocieszył go pewien dziennikarz i doradził:
– Napiszę, że masz propozycję z AEK Ateny. Właśnie wróciłem z Grecji. A ty jutro na spotkaniu z Pawelcem i Grajewskim wyjmiesz zapalniczkę z logo greckiego klubu.
Przekazał mu gadżet. Smuda poszedł do klubu, położył na stole żółto-czarną zapalniczkę. Grajewski i Pawelec skupili wzrok na małym przedmiocie i odczytali trzy złowrogie litery: A – E – K. – Wiesz co Franiu, może przedłużylibyśmy kontrakt? – zwrócili się do szkoleniowca. – Oczywiście – uśmiechnął się rezolutnie Franz.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT