Grzegorz Lato prezesem PZPN. To wiadomość zła – na czele związku stanął człowiek o IQ mniejszym niż liczba strzelonych przez niego goli w reprezentacji. Dobra, nie będziemy szukać wykwintnych porównać – wygrał pospolity głupek, który jedyne co w życiu robił dobrze, to grał w piłkę. Każde inne zajęcie, jakiego się chwytał, kończyło się kompomitacją – był beznadziejnym trenerem, fatalnym rzecznikiem prasowym, nieudolnym działaczem i skandalicznie leniwym senatorem. Teraz jedyna nadzieja, że otoczy się ludźmi mądrzejszymi od siebie (co zresztą nie będzie trudne).
Król strzelców mistrzostw świata zwyciężył w pierwszej turze, zdobywając dokładnie tyle głosów (57), ile było potrzeba. Drugie miejsce zajął Zdzisław Kręcina, trzecie – Zbigniew Boniek. Jagodziński się wycofał, co wskazywało, że od początku chciał sobie tylko zrobić darmową reklamę i kilka razy pojawić się w telewizji.
Latę na dzień dobry zapytano, jakie ma plany. – Pojadę odwiedzić groby rodziców – odpowiedział. Boimy się, że na tym jego konkretne zamierzania na najbliższy czas się kończą.
– Nie spodziewałem się, że wygram w pierwszej turze, bo doceniałem klasę przeciwników. Zwłaszcza przemówienie Zdzisia Kręciny zrobiło na mnie spore wrażenie – stwierdził. Nic dziwnego – Zdzisio uderzył w tony z czasów propagandy PRL. – Mieliśmy zamach majowy w 1926 roku. Mimo to związek przetrwał, a polska piłka wraz z nim – mówił Kręcina. Z kolei Lato przemawiał jak uczeń szkoły podstawowej. Czytał coś z kartki i intonował, jakby czytał dzieciom bajkę. A bajka to nie była, tylko nieprzystępna nowomowa, czysty bełkot.
Dodajmy, że gdyby nie odebrano prawa głosu Sylwestrowi Cackowi, który miał reprezentować Cracovię, mielibyśmy drugą turę. Ale biorąc pod uwagę, że natężenie ludzi z wąsami znacznie wykraczało poza normę, w drugiej turze też wybrałby Lato…