Ostatnio było głośno o tym, że Jens Lehmann na treningi VfB Stuttgart lata helikopterem, co wyraźnie wkurza sąsiadów. Nie dziwimy się – gdyby nasz sąsiad sprawił sobie helikopter i codziennie rano odpalał go, to też nie bylibyśmy zachwyceni…
No ale zabronić mu ciężko. Na zdjęciu możecie zobaczyć maszynę niemieckiego bramkarza. Wygląda trochę sprawniej niż ta, którą podróżował (głównie w dół) Leszek Miller.
Lehmann poszedł więc w ślady słynnego Romario, który helikopterem przylatywał na treningi Flamengo. Mariusz Piekarski nie widział w tym nic dziwnego. – Tam rzeczywście były korki po drodze. Skoro go stać… – mówił.
Nam się przypomniała anegdotka o Romario, którą opowiadał nam kiedyś Brazylijczyk Giuliano (grał w Legii i w Widzewie, a wyobraźcie sobie, że także przez moment w Vasco). Mówił tak: – Siedzimy w szatni, trening powinien się zacząć 10 minut temu, ale nikt nie wychodzi. Trener się boi, bo nie ma jeszcze Romario, a jemu podpaść, to jak od razu podać się do dymisji. Mija kolejne 10 minut i nic. Siedzimy dalej. Dzwonią do Romario, mówi, że jedzie. W końcu, po trzydziestu minutach, wreszcie podjeżdża. Zatrzymuje się, ale… wcale nie wychodzi z samochodu, tylko słucha swojej ulubionej piosenki. Trener patrzy i spokojnie czeka. Tymczasem piosenka się kończy, a Romario… daje “repeat” i słucha jeszcze raz! Po kolejnych pięciu minutach w końcu podszedł do nas, szybko się przebrał i można było zaczynać…
Niezły, co?