Ścisk w czołówce tabeli. Po sześciu kolejkach cztery pierwsze drużyny mają tyle samo punktów – Polonia, Legia, Arka i Wisła. Największym zaskoczeniem jest oczywiście obecność w tym gronie gdynian – zespół Czesława Michniewicza w niedzielę rozbił ŁKS Łódź aż 4:0. Dziś powiedzieliśmy trenerowi Arki, że gdyby nie pierwsza kolejka, kiedy Jagiellonia bardzo, bardzo szczęśliwie zremisowała w Gdyni (oddała jeden strzał, w dodatku niecelny, ale piłka odbiła się od obrońcy i wpadła do siatki), to tabela wyglądałaby dość śmiesznie. Na to on poważnym głosem zapytał: – A dlaczego śmiesznie?
No dobra, “śmiesznie” to może rzeczywiście niewłaściwe słowo, ale zwykłe “zaskakująco” brzmi za słabo. W każdym razie, biorąc pod uwagę, że celem Arki jest utrzymanie w ekstraklasie, sytuacja też drużyny jest bardzo komfortowa. Co godne polecenia, Michniewicz podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat meczu z ŁKS (bardzo niecodziennymi) na swoim blogu – zapraszamy do lektury.
Niemoc przerwała Wisła Kraków. Po remisie z Cracovią i porażce z Lechem wreszcie zwyciężyła, w dodatku bez specjalnych problemów. Oba gole dla krakowian były rzadkiej urody – Cantoro pięknie, technicznie uderzył zza pola karnego, a Boguski (zwany też Boguckim) popisał się trudnym strzałem z bardzo ostrego kąta.
Gol Cantoro wyglądał tak…
Natomiast gol Boguskiego tak…
Ten wynik może pogrążyć trenera Michała Probierza – w następnej kolejce jedzie do Chorzowa i jest wielce prawdopodobne, że znów przegra. A nasprowadzani przez niego piłkarze jak na razie sprawiają jak najgorsze wrażenie. I stwierdzenie, że ta drużyna względem poprzedniego sezonu (nawet względem tragicznej rundy wiosennej) zrobiła jakikolwiek postęp byłoby chyba nieuprawnione. Tym razem po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć 27-letniego czeskiego napastnika, Tomasa Pesira, który chwali się tym, że niegdyś był piłkarzem Sparty Praga, ale rzadko dodaje, że nie zagrał w niej ani jednego meczu. No i Pesir się pokazał – w głupi sposób łapiąc dwie żółte kartki…
Także w trzecim niedzielnym meczu wygrali gospodarze – Lech Poznań pokonał Piasta Gliwice 1:0. Wynik na kolana nie rzuca, ale kolejne trzy punkty są, więc “Kolejorz” trzyma się w ścisłej czołówce – do prowadzącej czwórki ma tylko punkcik straty. Gola na wagę zwycięstwa strzelił Zlatko Tanevski, w taki oto sposób…
Jednak niedzielne spotkania nie wniosły nic nowego do naszej listy największych fajtłap tej kolejki. Wprawdzie blisko tego zacnego grona byli Pesir, Probierz, czy Mowlik, ale ostetecznie – nie bez względu na nasze wrodzone lenistwo – pozostawiliśmy nasze małe podsumowanie bez zmian. Wygląda ono tak…
Najgorszy bramkarz: oczywiście Marcin Cabaj, który – umówmy się – w programie “Mam talent” przegrałby nawet z gościem, który wjechał na motorze i ćwierkał. Cabaj talentu nie ma za grosz, tylko jak na razie nie ma odważnego, który by mu to uzmysłowił. Pomyśleć, że go kiedyś powoływano do kadry!
Najgorszy obrońca: Jakub Dziółka. On przez cały mecz koncentruje się na tym, żeby się nie wygrzmocić. Zwróćcie uwagę, jak się obraca – jak ktoś, komu założono pierwszy raz w życiu łyżwy i wypuszczono na lód. Przydaje się tylko wtedy, gdy piłka leci na wysokości jego głowy. Czyli rzadko.
Najgorszy pomocnik: Dobierzcie sobie kogoś z Cracovii, kogokolwiek wskażecie, będzie to uzasadnione, skoro piłkarze tego klubu przez cały mecz nie przeprowadzili ani jednej akcji, która miałaby ręce i nogi.
Najgorszy napastnik: Ze względu na nieskuteczność – Przemysław Pitry. Fajnie, że dochodził do sytuacji bramkowych, ale powiedzmy sobie szczerze – ogólną prawdą życiową jest, że jak ktoś dochodzi i dojść nie może, to nic w tym przyjemnego.
Najgorszy trener: Stefan Majewski, który jest zadowolony z gry defensywnej swojego zespołu (w końcu stracić tylko trzy gole u siebie, to nie tak źle). Ale przyznajmy, że dość dużą konkurencję robi mu nasz pupilek, Marek Motyka. Sądzimy, że jak tak dalej pójdzie, do Motyka będzie mógł szarańczy uczyć jakieś biedne dzieci na lekcjach w-f.
WEŁ¹ 100 ZŁOTYCH BONUSU I SKORZYSTAJ Z NAJWYŁ»SZYCH KURSÓW – WWW.GAMEBOOKERS.COM
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT