Legia na razie liderem. Górnik sprawdza, co słychać z tyłu…

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2008, 22:13 • 4 min czytania

Legia liderem, Górnik zamiata na tyłach. Zabrzanom nie pomógł nowy trener, czyli Kasperczak, który drużynę przejął z łaski, bo wolał reprezentację. Heniek nie doczekał się jednak ani porażki, ani remisu z San Marino i musiał – także po namowach mamy – wziąć zespół po chłopku-roztropku, czyli Ryszardzie Wieczorku. Na dzień dobry przegrał ze Śląskiem, co oznacza, że zaczął najgorzej jak mógł. Za to wygrała Legia z prostego powodu – matematyki nie oszukasz. Deszcz + Marcin Cabaj + obrońcy po metr dziewięćdziesiąt = futbolowe jaja. Pierwsza bramka Legii to w tej kategorii polski towar eksportowy.
Światowy dzień pokoju: w pierwszej połowie Legia strzelała 12 razy, wyglądała jakby nie chciała zrobić przeciwnikom krzywdy, a asystę przy golu zaliczył bramkarz. Być może następnym razem specjalnie ze względu na niego powinno się grać w dzień poświęcony ludziom specjalnej troski? Poniżej gol Rogera na 1:0

Legia na razie liderem. Górnik sprawdza, co słychać z tyłu…
Reklama

W drugiej połowie mecz wyglądał już jak sport koedukacyjny, w którym biało-czerwoni zmienili się w biało-czerwone. Zawodniczki. Jeśli krakowianie nie grali przeciwko swojemu trenerowi, to my nie znamy się na piłce. Ale jeśli mimo wszystko nie grali jednak przeciwko niemu, to na piłce nie zna się nikt w promieniu 500 metrów od stadionu Pasów. Dla nas to w tej chwili pewny kandydat do spadku. Ta drużyna ma styl jak Tomasz Jacyków: rzuca się w oczy, ale nikt nie chciałby być, jak oni. Sympatyk Cracovii, który złożyłby do prokuratury doniesienie o działanie przez jej szkoleniowca na szkodę spółki, nie byłby w tej batalii bez szans. Gol Chiniyamy na 2:0 wyglądał tak…

Reklama

Dowcip dnia: dlaczego na bramce zespołu Stefana Majewskiego nie stoi jeszcze Sławomir Olszewski? Bo ma dwa centymetry mniej, niż Cabaj. Na serio jednak: w jak dramatycznej formie musi być były bramkarz Widzewa, jeśli nie wskoczył jeszcze do bramki, a jego rywal wisi już krakowskiemu klubowi w tym sezonie co najmniej sześć punktów? Szmata z końca drugiej połowy ewidentnie podcięła Cracovii skrzydła, choć z drugiej strony powiedzcie szczerze: czy ktokolwiek wierzy, że gdyby do przerwy było 0:0, to końcowy wynik byłby choć trochę inny? Cytując Piłkarskiego Pokera: Nie, nie i jeszcze długo, długo nie.

Zabawne, zresztą, że jeszcze wczoraj Majewski bronił Cabaja, mówiąc: jeśli ktoś zagrał jeden słaby mecz, to w kolejnym będzie już tylko lepiej. Ekipa Weszło! ma dla niego inne powiedzonko, mniej więcej tak samo prawdziwe: „Jeśli chcesz wygrać w piłkę, musisz myśleć, jak piłka”. Niezłe, co? Ale Majewskiemu pewnie przypadnie do gustu, choć w tajemnicy powiemy wam, że nie ma żadnego sensu.

W pojedynku trenerów Jan Urban pokazał też „Doktorowi” prawdziwą rolę wysokich: piłkarze powyżej 185 centymetrów wzrostu nadają się do polskiego futbolu, jeśli mają na nazwisko Choto lub na imię Dickson.

Roger z Maciejem Iwańskim: najładniej grający duet ofensywnych pomocników w lidze (przynajmniej w dni, w które nie gra Wisła). Jeśli ten drugi nie odpuści zmagań na froncie walki o płaski brzuszek, wiosną będzie ratował tyłek Leo.

Cracovia przed meczem bała sie głównie Szałachowskiego i Radovica. Nie bez przyczyny – obaj są w coraz lepszej formie, a w dodatku ten drugi grał cały mecz naprzeciw Wasiluka, człowieka o motoryce Jasia Fasoli. Objeżdżał go więc bezlitośnie jakby na trybunach siedziała dziewczyna, o którą obaj walczą. Wynik takiego starcia byłby taki: Radovic randka, Wasiluk piwo i film na kablówce.

Wygląda zresztą na to, że zatrudnienie psychologa w Legii zaczyna przynosić jakieś rezultaty: Serb został chwilowo wyleczony z grania jak baba i nie wywraca się po każdym kontakcie (naliczyliśmy tylko dwa razy, z czego ani jeden bezczelny). Kilka seansów na kozetce przydałoby się za to zorganizować przy ulicy Kałuży. Chłopy o wzroście Petera Croucha, a waleczność jakby grali w siatkówkę. Sport bezkontaktowy. Swoją drogą, gdyby Urban choć na chwilę wstawił Piotra Rockiego, „Rocky” rozerwałby ich pewnie na strzępy. A tam zresztą Rocki: do pionu Craxę stawiałby dziś i śnięty Jacek Magiera.

Co więcej? Brawa dla krakowskich kibiców. Lżony w poprzednich meczach tych drużyn Piotr Giza dostał rzęsiste brawa nawet po golu (stadiony świata). Znają się na piłce, 100 lat tradycji robi swoje. „Jutro sobota – Majewski pakuj laptopa” – rym jak z Piwnicy pod Baranami.

Przed meczem Canal+ nadał materiał o tym, że Cracovia nie ma lidera. Nie dziwne, że nie ma, skoro jej trener z właścicielem wykańczają wszystkich, którzy się do tego nadają, w tym Bojarskiego i „Gizmo”. Symptomatyczne: druga połowa, Pasy bezradne w ataku, na ławce Moskała. Kilka bramek w karierze Legii strzelił, ale na boisko wchodzi jakiś anonim. Czy Janusz Filipiak przetrze wreszcie okulary i uratuje ten klub przed byciem sparring-partnerem? Niby profesor, a tak się dał omotać…

W krakowskiej drużynie najlepszy chyba Dudzic (dwie fajne akcje w pół godziny). Pastwimy się nad nimi, ale naprawdę: jeśli Ariel Borysiuk – lat 17 – zagrywa w meczu kilkukrotnie piętką, to znaczy, że nadziei dla Pasów nie ma. Choć może znamy wytłumaczenie. Tomasz Smokowski powiedział podczas rozgrzewki, że „Doktor” przed spotkaniami koncentruje się na rozwiązywaniu sudoku, które dostaje od swojego asystenta, Lesława Ćmikiewicza. Cytat z trenera: „Jak mi tyle Ćmikiewicz daje, to znaczy, że jestem w tym dobry”. Mowa, na szczęście, o Sudoku, choć po formie Cracovii ciężko nie mieć wątpliwości, czy pan Lesław nie podrzuca Stefanowi opiatów. Ale niech się ten duet bawi dalej – przynajmniej rywale mają weselej…

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama