Wczoraj Łukasz Sosin, dziś Marek Saganowski – kolejny Polak debiutuje w Lidze Mistrzów. “Sagan” spróbuje strzelić gola Arturowi Borucowi w meczu Celtic Glasgow – AaB Aalborg. W “Polsce” znajdujemy wywiad z tym napastnikiem.
Pański Aalborg w środę zagra pierwszy mecz w Lidze Mistrzów przeciw Celticowi w Glasgow. Nogi drżą przed debiutem?
Jestem podekscytowany jak przed pierwszym meczem na Euro. Liga Mistrzów to przecież największa klubowa impreza. Grają w niej najlepsi zawodnicy z całego świata. Ale nogi na pewno się nie ugną. Nie mamy presji, że musimy wykonać plan minimum, czyli wyjść z grupy. Możemy grać na luzie i cieszyć się tym, że jesteśmy w tym elitarnym gronie.
Wyjdzie Pan na Celtic Park w podstawowym składzie?
Mam taką nadzieję. Grałem w dwóch meczach z Kownem w kwalifikacjach do Champions League, więc wierzę, że i teraz trener na mnie postawi. Występ przed 55 tysiącami widzów na pewno może deprymować, ale nie mnie. Ja już grałem przeciw Celticowi, gdy byłem w Southampton. Na mecz przyjechało sporo kibiców z Glasgow. Wyobrażam więc sobie, co tam się będzie działo.
Zagra więc Pan przeciwko Arturowi Borucowi.
Będzie to nasz pierwszy występ przeciwko sobie. Dotychczas nie mieliśmy jeszcze okazji zmierzyć się w meczach o punkty. W Legii na treningach graliśmy przeciw sobie, ale to zupełnie co innego niż spotkanie o stawkę. Na pewno będzie to ekscytujący pojedynek. Ukąszenie go w takim meczu i na takim stadionie byłoby spełnieniem marzeń. Tym bardziej że Artura bardzo cenię i uważam za jednego z najlepszych bramkarzy na świecie.
Ostatnio jednak tych goli Pan jakoś nie strzela. W Aalborgu nie zdobył Pan dotychczas żadnego.
Przed pierwszym meczem z Kownem miałem w Aalborgu tylko jeden trening. Nowa liga, zmiana klimatu. Trzeba do tego przywyknąć. W meczu ligowym z Odense szybko dostaliśmy czerwoną kartkę i siłą rzeczy ograniczyłem się do sporadycznych wypadów na bramkę rywala. Później był rewanż z Kownem, w którym walczyłem trzy kwadranse. Następnie dwa mecze w lidze przed reprezentacją, ale w nich grałem tylko 20 i 30 minut. Może teraz z Celtikiem przez 90 minut pokażę wszystko, na co mnie stać?
W lidze duńskiej Pańskiej drużynie nie idzie najlepiej.
Przegraliśmy u siebie 0:2 z Aarhus i zlecieliśmy aż na dziewiąte miejsce [liga duńska liczy 12 zespołów – red.]. Spadła na nas fala krytyki. Oglądałem ten mecz z ławki rezerwowych. Dopiero w piątek wróciłem z kadry, więc trener w sobotę dał mi odpocząć. A koledzy zagrali zachowawczo, bez większego ryzyka. Czuli chyba, że w środę czeka ich ważniejszy występ i uważali na nogi. To zadecydowało o porażce. Ale na Celtic wyjdziemy już w stu procentach zmobilizowani.
W Lidze Mistrzów wystąpicie w roli kopciuszka.
Byłoby pięknie, bo kopciuszek sprawia niespodzianki, w przeciwieństwie do chłopca do bicia. Każdy będzie chciał łatwo zdobyć na nas punkty. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy najsłabsi w grupie. W meczach z takimi firmami jak Manchester United, Celtic czy też Villarreal stoimy na straconej pozycji. Bo nawet Villarreal to już nie żółta łódź podwodna, ale uznana marka, która udowodniła swą klasę w poprzednim sezonie.
Na mecze kadry z Czechami i Słowacją znowu dostanie Pan powołanie spoza listy rezerwowej?
Trener Beenhakker jest nieprzewidywalny. Już tyle razy mnie zaskakiwał, że teraz tylko czekam na telefon i nie martwię się na zapas. Chcę się skoncentrować na Lidze Mistrzów i najbliższych dwóch meczach w lidze. A kadrą będę się przejmował dopiero za miesiąc.