Sporo ostatnio zamieszania wokół Artura Wichniarka. Sami upominamy się o powołanie dla niego i… dziś przypomniała nam się anegdotka z nim w roli głównej. Na czasie.
Nie możemy podać nazwisk, bo jeszcze ktoś by się wkurzył i wytoczył nam proces. Ale było tak – Wichniarek miał zagrać bardzo ważny mecz w reprezentacji Polski, na jednym z najsłynniejszych stadionów świata. Dzień przed spotkaniem opowiadał przyjacielowi: – Dziś znów byłem najlepszy na gierce, trzy gole strzeliłem. Jutro dycha na plecach, hymny, wielki mecz. Wychodzę w pierwszym składzie. Dwa gole im strzelę. Dwa! Czuję się taki nabuzowany! Zobaczysz!
Dzień później trzy godziny przed meczem Wichniarek ubrany “po cywilnemu” idzie do autokaru, nie dostał ani dychy, ani żadnego innego numeru – trybuny! Widząc to prezes jego klubu ruszył do selekcjonera.
– No co ty? Przecież ustaliliśmy! – krzyczy. Liczył, że jego zawodnik strzeli gola i będzie można go dobrze sprzedać.
– Ustaliliśmy, ale kasy nie ma – odpowiada trener.
– Kasa będzie jutro!
– Jak kasa będzie jutro, to jutro zagra – odparł niewzruszony szkoleniowiec.
Mecz oczywiście przegraliśmy.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT