Reklama

Wywiad z Kowalczykiem: wielka rozmowa tylko na temat alkoholu

redakcja

Autor:redakcja

30 sierpnia 2008, 13:26 • 9 min czytania 0 komentarzy

Dziś w „Dzienniku” wielki wywiad z Wojciechem Kowalczykiem, tylko na temat alkoholu. Jak to jest w sporcie – pije się czy nie pije. Oczywiście wszyscy Dulscy naskakują już na „Kowala”, że nie powinien zabierać głosu, ale osoby rozsądne coś z tej rozmowy wyniosą. My zamieszczamy pełną wersję rozmowy, przed redakcyjnymi skrótami!
Alkohol wśród sportowców to teraz temat na czasie. I wszyscy się zastanawiają, jak to jest – czy w tym środowisku się pije?

Nie ma sportowca, który nie pije. To znaczy, w porządku – są jakieś wyjątki, jak wszędzie. Tak jak są ludzie, którzy nigdy w życiu nie zjedli mięsa, tak pewnie są i sportowcy, którzy się nigdy nie napili. Rozumiem jednak, że rozmawiamy o standardach, o środowisku tak generalnie. Więc generalnie odpowiadam – tak, pije się.


I tak pan to stwierdza bez żadnych emocji?

A czym mam się emocjonować? Teraz na czasie jest temat Artura Boruca, bo ktoś złapał go – albo tym razem chciał złapać – na jakiejś imprezce. To kompletny absurd. Boruc, tak jak każdy inny piłkarz Celtiku, w tym roku takich imprez miał pewnie między pięćdziesiąt a sto. Nie przeszkodziło mu to w tym czasie być najlepszym bramkarzem w finałach mistrzostw Europy. Musimy sobie jasno powiedzieć jedną rzecz – piją wszyscy, na całym świecie. Nie jest to żadna nasza specjalność, nie jest to też nasza zmora. Tylko u nas robi się z tego temat zastępczy. Piłkarze nie wygrali z Ukrainą? Pewnie pili. Mamy mało medali zdobyliśmy w Pekinie? Bo alkohol. Czy naprawdę ktoś sądzi, że Rosjanie zdobyli więcej medali od nas, bo przestali pić? Przecież wiadomo, że piją i to więcej. U nas alkohol zaczyna być problemem, gdy nie ma wyników. To takie proste wytłumaczenie. Za chwilę słaby sezon będzie miał Adam Małysz to ktoś powie, że zaczął pić. A jak wróci do formy – to powiedzą, że przestał.

Grał pan przez pięć lat w lidze hiszpańskiej. Tam jest alkohol?

Cały czas. Nawet cztery godziny przed meczem, do posiłku pije się lampkę wina. Z tym, że jeden piłkarz wypije jedną lampkę, a inny nawet trzy. Każdy wie, co mu służy. Ale rozumiem, że rozmawiamy o innym piciu, takim ostrzejszym. No więc nie ma co ukrywać – pije się po każdym meczu. Kiedy mieliśmy wyjazd do Madrytu i po spotkaniu nocowaliśmy, to oczywiście szliśmy na miasto i w tych topowych lokalach spotykaliśmy albo piłkarzy Atletico Madryt, albo Realu (zależnie kto akurat grał u siebie). Jak graliśmy u siebie, to wszyscy – całą drużyną – ruszaliśmy w miasto. Pojedyncze osoby w trakcie odpadały, ale generalnie rano szło się prosto na rozbieganie, do klubu. W Hiszpanii dzień po meczu jest raczej przeznaczony na to, by dojść do siebie po ciężkiej nocy. Trzeźwego piłkarza wtedy nie da się spotkać…

Czyli co tydzień impreza?

Nie, dwa razy w tygodniu. Mecze zazwyczaj graliśmy w niedzielę, więc klub przeznaczał na imprezy niedziele i czwartki. W czwartki mieliśmy kolację całą drużyną, czasami z rodzinami, do późna. W pewnym momencie trener wiedział, że powinien sobie pójść. I szedł, wiedząc, że poza nim nikt inny nie ma zamiaru kończyć. I dodam, że naszym trenerem był między innymi Luis Aragones, który w tym roku zdobył mistrzostwo Europy jako selekcjoner Hiszpanii. Chociaż wiadomo, że czwartki były mniej ostre niż niedziele, spokojniejsze.

To wy się bawiliście czy profesjonalnie graliście w piłkę?

Graliśmy, zajmowaliśmy trzecie i czwarte miejsce w lidze hiszpańskiej. Do tego właśnie zmierzam – tylko ktoś absolutnie zakłamany może stwierdzić, że upicie się w nocy z niedzieli na poniedziałek będzie miało wpływ na to, jak się ktoś będzie czuł siedem dni później. Zdarzyło się panu kiedyś kompletnie upić? Tak naprawdę maksymalnie?

Wiele razy.

I ile trwał najdłuższy kac?

Myślę, że do 24 godzin, pewnie trochę mniej.

No właśnie. Sportowcy mają silne, wytrenowane organizmy. To, że upiją się kilka dni przed meczem nie ma wpływu na to, jak zagrają. Po prostu jak przychodzi mecz, już dawno nie czują jakichkolwiek skutków alkoholu. Mało tego – zawsze powtarzam, że dobry piłkarz pije. A to dlatego, że się nie boi, że jest pewny siebie, pewny swoich umiejętności. Ci, którzy nie piją – albo mówią, że nie piją – to zazwyczaj zwykłe ciapy, które nic nie potrafią. I boją się, że jak ktoś ich złapie, to wyrzuci z klubu. Dobry piłkarz się nie boi. Poza tym pamiętam, że w reprezentacji było dwóch czy trzech takich, którzy nie pili, bo udawali świętych. A potem czytaliśmy w prasie, że stracili prawo jazdy za prowadzenie na bani. Bo na zgrupowaniu się bali, ale w domu, do lustra – już nie.

Teraz ludzie to czytają i robią wielkie oczy. Chce pan wmówić ludziom, że alkohol nie szkodzi sportowcom.

Bo nie szkodzi. A w grach zespołowych pomaga. W takich sytuacjach robi się atmosferę, ludzie się poznają, potem lepiej rozumieją. Sam pan wie, że jak się pójdzie z kolegami z pracy w długą, to potem się przyjemniej pracuje. I tak samo jest z piłką. Prawdziwa drużyna musi nie tylko razem grać, ale też się razem bawić. Wszędzie jest to jasne, tylko nie w Polsce. Mieliśmy jakiś czas temu sprawę Liverpoolu. Przed meczem z Barceloną Anglicy pojechali na zgrupowanie, upili się, interweniowała nawet policja. I co? Zaraz potem ograli Hiszpanów na Camp Nou! A co by było, gdyby w takiej sytuacji znalazła się polska drużyna i gdyby później przegrała? Alkoholicy, żule, wstyd, hańba i tak dalej… Poza tym popatrzmy na kilka reprezentacji – Brazylijczycy kilka dni przed finałami mistrzostw świata idą do dyskoteki we Frankfurcie i wydają kilkanaście tysięcy euro na alkohol. Chorwaci przed meczem z nami idą do winnicy, trener gra im na gitarze, dzień później jest tak skacowany, że spóźnia się na konferencję. Widziano na mieście Niemców, Czechów, Austriaków…

Grał pan u wielu selekcjonerów. Czy któryś zabraniał alkoholu?

Nie. Kiedyś w czasie zgrupowania przed meczem ze Słowacją jednego dnia siedzieliśmy do piątej nad ranem. Później ograliśmy Słowaków 5:0. I prezesowi PZPN powiedzieliśmy: – Siedzielibyśmy do szóstej, byłoby 6:0! Ta moja kadra tym różnica się od obecnej, że w ogóle się z tym wszystkim nie kryliśmy. Jak zlatywaliśmy się z całego świata po trzech czy czterech miesiącach, to dziwne, byśmy nie chcieli ze sobą porozmawiać, pośmiać się, na przykład przy whisky. Jak to w gronie przyjaciół. Mecz i tak był dopiero za cztery dni. Teraz jest tak samo, ale zawodnicy boją się przyznać.

A jak to było na olimpiadzie? W Barcelonie w 1992 roku zdobyliście srebrne medale, choć do złota brakowało tak niewiele…

W wiosce nie dało się kupić alkoholu, więc po każdym meczu wracaliśmy, wyjmowaliśmy mokre rzeczy z toreb i szliśmy wszyscy na piwo. Jedno, dwa, trzy, może cztery. Ile kto chciał. Graliśmy co trzy dni, ale dzień później po tych piwach nie było już śladu. A ile rzeczy sobie przy tych browarach szczerze wyjaśniliśmy, co nam później pomogło! Trener Janusz Wójcik z nami nie chodził, zostawał w wiosce. Chyba był lepiej wyposażony i nie musiał się ruszać. Miał swoje grono.

A inni sportowcy w wiosce olimpijskiej?

Były częste imprezy do rana, słyszało się. Ktoś zdobył medal, ktoś miał urodziny. Myśli ktoś, że bawili się przy coca-coli? Nie sądzę… Z kolei już po zdobyciu srebrnych medali mieliśmy do odlotu dwa dni. Poszliśmy z zapaśnikami, szpadzistami i innymi polskimi sportowcami na ostrą imprezę. Ale co w tym złego? Młodzi ludzie odnoszą sukces, życie do nich należy!

Alkohol nie ma żadnego wpływu na formę?

Zależy od dyscypliny. W piłce nie ma, za duże przerwy między występami. W kolarstwie ma, bo musisz zapieprzać przez trzy tygodnie, dzień w dzień. W większości można raz na jakiś czas sobie pofolgować. Ktoś sądzi, że Isinbajewa nie pije? Wiadomo, że też pije, co nie przeszkadza jej bić rekordów. Poza tym my lubimy sobie wmawiać pewne rzeczy bez względu na fakty. Kto był najlepszym piłkarzem świata? Maradona, który ćpał i pił. Historia zna zdecydowanie więcej genialnych piłkarzy, którzy pili, niż tych, którzy nie pili. Pamiętajmy też, że zawodnik tak po ludzku musi się odstresować. Jak będzie wszystko dusił w sobie, to nic nie osiągnie.

W swojej książce, która była swego czasu bestsellerem, napisał pan: “Pije się, na przykład piwo, zawsze, niezależnie czy się wygrało, przegrało, czy zremisowało. Jedyna różnica jest taka, że gdy się wygrywa, to się pije oficjalnie, w hotelowym pubie. A jak się przegrywa, to browary kupuje ktoś na stacji CPN, a pije się w pokoju, by nikt nie widział. Jednak pije się zawsze”.

Tak, różni się tylko nastrój. Wiadomo, że inaczej jest jak strzelisz trzy gole, a inaczej jak zmarnujesz karnego. Ale tak czy siak odstresować się trzeba. Wiem co mówię – w Hiszpanii co weekend kompletnie pijanych jest 99 procent piłkarzy.

A może najlepsi nie piją?

Odwrotnie – im lepszy klub, tym piłkarze więcej piją. Są pewniejsi siebie, bardziej wyluzowani i mają więcej powodów do świętowania. Burzyć się na to mogą tylko ci, którzy nawet nie otarli się o futbol, czy o sport zawodowy jako taki.

Wróćmy do słynnej sprawy trzech polskich piłkarzy. Trener zabronił wychodzić z hotelu, a oni wyszli. Miał prawo ich ukarać?

A co to w ogóle za zakaz? Zielona szkoła czy co? Piłkarz jest niewolnikiem? Ma swoją pracę, ale ma też normalnie życie. Jak chce sobie iść na miasto, to niech idzie. Może taki Boruc chciał się przejść, żeby zapalić? Nie chciał mieć smrodu w pokoju.

No nie, jeszcze papierosy?!

A co, ktoś myśli, że piłkarze nie palą? Jasne, że palą. Spośród tych dobrych pali 75 procent. Maciek Szczęsny to się kiedyś kładł do łóżka z papierosem, w ogóle cała Legia paliła. I mistrzostwo za mistrzostwem było. Z najbardziej znanych piłkarzy na sto procent dużo pali Raul. Pamiętam, że nałogowcem był też Kiko. To wszystko nie ma znaczenia – na końcu liczy się tylko to, jak grasz w piłkę. Możesz nie pić, nie palić, a jak nie umiesz grać, to nic nie zrobisz. Ale wracając jeszcze do sprawy ze Lwowa… Dziwię się, że trzech piłkarzy wyrzucono, a reszta nie zareagowała. W zgranym zespole po czymś takim trener musiałby opracować taktykę dla siebie – bo zostałby sam.

Za pana czasów nie było kar?

Były, ale po cichu, kiedy ktoś naprawdę przesadził, powiedzmy – zapomniał iść spać przed porannym treningiem. Ale to załatwiało się po cichu. A tu coś takiego…

A zdarzało się, że trenerzy i wam dawali zakaz opuszczania hotelu?

Czasami. Potem sztab trenerski niby grał w karty przy recepcji, a tak naprawdę pilnował drzwi. A my już dawno byliśmy na mieście, bo wychodziliśmy oknem.

Panu wiele osób zarzuca, że przepił karierę.

Niech mówią co chcą, nawet bzdury. Ja po prostu mówię prawdę. Inni piłkarze udają świętoszków – ich sprawa. Są tacy, co pod kołdrą palą papierosy, a potem opowiadają, że nie wiedzą, co to tytoń. W ogóle jesteśmy strasznie zakłamanym narodem. Z tego co słyszałem, co weekend łapie się w Polsce 1,5 tysiąca pijanych kierowców. Przemnóżmy to przez 52 weekendy w roku, dodajmy do tego, tych, którzy nie siedzą za kółkiem. Wszyscy piją, a jak napije się piłkarz, to się robi hałas. Prezydent z premierem przy spotkaniu wypijają cztery butelki wina i się tym chwalą, a piłkarz po pracy nie może. To jakieś jaja. Albo inny przykład – co drugi zawodnik w ankiecie odpowiada, że jego ulubiony posiłek to â€œpizza i coca-cola”. I wszyscy zachwyceni, nikt się nie czepia, profesjonalista. Przecież to kompletna głupota – lepiej raz w tygodniu się nawalić, niż ciągle jeść pizzę i popijać colą. Ale dopóki nie pojawi się magiczne słowo “alkohol”, nikt się nie czepia… Hipokoryzja.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...