Zagłębie Lubin wreszcie przestało prześladować najlepszego obrońcę polskiej ligi, Manuela Arboledą. Zawodnik dostał zgodę na transfer do Lecha Poznań. Inna sprawa, że dyrektor Zagłębia Jakub Jarosz znów błysnął wyjątkowym tupetem. – Wiemy, że Lech bardzo chce Manuela. Dlatego zdecydowaliśmy się odpuścić, a nie ciągać się z piłkarzem po sądach. Dzięki naszej decyzji Kolejorz może bez przeszkód zacząć rozmowy z zespołem z Tolimy w sprawie transferu Arboledy – stwierdził Jarosz. Co za łaskawość! Pan dyrektor zlitował się nad piłkarzem, któremu zmarnował pół roku kariery. Zapomniał dodać, że Manuelowi z Zagłębiem kończył się kontakt. Trochę klasy, panie Jarosz!
Z Arboledą było tak – pod koniec zeszłego roku chodził po klubie i mówił, że kończy mu się wiza na pobyt w Polsce. W wielce profesjonalnym Zagłębiu Lubin wszyscy mieli to gdzieś – „niech sobie murzynek radzi”. W końcu Manuel pojechał na Święta do domu, a wrócić już nie mógł – właśnie ze względu na brak wizy. I wtedy prezes Robert Pietryszyn oraz dyrektor Jakub Jarosz zaczęli wypowiadać głupoty – że Arboledzie nie chce się grać, że strajkuje. A on naprawdę nie miał jak przylecieć do kraju. Potem udzielił kilku szczerych wywiadów, więc w klubie się na nim odgrywano i kazano mu grać w Młodej Ekstraklasie. Taka decyzja to także kompromitacja trenera Ulatowskiego, który bez szemrania akceptował takie traktowanie najlepszego zawodnika.
Tak, najlepszego, bo bez Arboledy Zagłębie nie byłoby mistrzem Polski. To człowiek skała, trudny do przejścia w obronie i niebezpieczny pod akcją przeciwnika. Szkoda tylko, że w Lubinie ciągle miał pod górkę. Czepiał go się choćby Piotr Włodarczyk – wielki piłkarz, co dla Zagłębia strzelił marne dwa gole. Doszło nawet do szarpaniny w szatni między tymi zawodnikami.
Weszło! gratuluje Lechowi fantastycznego transferu, a Jaroszowi radzi zachowanie klasy chociaż w tym momencie. Chociaż to i tak zdumiewające, jak daleko zaszedł pan Jakub, który karierę dyrektorską zaczynał w Wiśle Kraków od parzenia kawy Grzegorzowi Mielcarskiemu.