Reklama

Primož Roglič po raz czwarty wygrał Vueltę

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 września 2024, 19:55 • 2 min czytania 1 komentarz

Po tym, jak zbudował sobie ponad dwuminutową przewagę na poprzednich etapach, dziś nie było wątpliwości – Primož Roglič spokojnie dojechał do mety i po raz czwarty w karierze został triumfatorem Vuelta a España. To wyrównanie rekordu wszech czasów. 

Primož Roglič po raz czwarty wygrał Vueltę

Roglič po raz pierwszy koszulkę lidera tegorocznej Vuelty przejął po 4. etapie, ale umyślnie oddał ją rywalom. Dwa etapy później w fenomenalnym stylu etap wygrał Ben O’Connor i to Australijczyk wyrósł na głównego – obok Słoweńca – kandydata do końcowego triumfu. Pewnym było jednak, że – mimo zbudowanej przez O’Connora przewagi – w górach Primož powinien odrabiać straty. I tak też się stało.

Słoweniec z dnia na dzień sukcesywnie pomniejszał straty, jakie miał w klasyfikacji generalnej, aż wreszcie – na 19. etapie – pojechał wprost znakomicie, wygrywając trzeci raz w tej Vuelcie, a także przejmując koszulkę lidera i to z przewagą niemal dwóch minut. A że na 20. i 21. etapie jeszcze do tej przewagi dołożył, no to pozostało jasne, że na końcowy triumf w pełni zasłużył.

Reklama

Dla Roglicia to czwarte zwycięstwo we Vuelcie – wcześniej triumfował nieprzerwanie w latach 2019-2021 – ale pierwsze w barwach nowego zespołu, Red Bull-Bora-Hansgrohe, do którego przeszedł przed tym sezonem. Słoweniec zrównał się tym samym z rekordzistą wszech czasów, Roberto Herasem, który w swojej ojczyźnie również wygrywał czterokrotnie.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Kolarstwo

Komentarze

1 komentarz

Loading...