Reklama

„Nikoś – kur… mać, żyjemy!”. Z siatkarzami mogło być bardzo źle [KOMENTARZ]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

31 lipca 2024, 12:46 • 7 min czytania 21 komentarzy

Przed igrzyskami w Paryżu rozważaliśmy, czy Polacy przywiozą złoto. Ewentualnie – czy przejdą ten feralny ćwierćfinał. Dziś, gdy przegrywali 1:2 w setach z Brazylią, a w czwartej partii trwała wyrównana walka, jeżeli ktoś śledzi format rozgrywek olimpijskich, mógł zastanawiać się, czy Biało-Czerwoni… w ogóle wyjdą z grupy. Zaczęło pachnieć czarnym scenariuszem, tym bardziej, że w sobotę czekają na nas Włosi, ale na szczęście mamy w drużynie Wilfredo Leona, który był dziś fundamentalnym graczem. Pomógł też Norbert Huber, który dał kapitalną zmianę. Polacy ostatecznie pokonali Brazylię 3:2, bo mieli Leona, Hubera, świetnych środkowych i trochę szczęścia. Oraz Nikolę Grbicia, który w kluczowym momencie swoim manewrem zaskoczył Brazylijczyków. 

„Nikoś – kur… mać, żyjemy!”. Z siatkarzami mogło być bardzo źle [KOMENTARZ]

Gdy Ricardo Lucarelli zaserwował w siatkę i Polacy wygrali czwartego seta, dostałem wiadomość od osoby, która w siatkówce widziała sporo. Była krótka: „Nikoś, żyjemy”. To oczywiście aluzja do sceny ze znanej polskiej komedii, w której Andrzej Grabowski krzyczy do Cezarego Pazury: „Nikuś, kurwa mać, żyjemy chłopie!”, po czym zaczyna przytulać go z całych sił.

Zresztą, obejrzyjcie sobie:

Wiadomość pasowała idealnie do sytuacji na boisku. I do tego, co mogłoby się stać, gdyby Polacy tej czwartej partii nie wygrali.

Reklama

Sprytny zabieg Nikoli Grbicia 

Podziękujmy Lucarellemu, bo Brazylijczyk ewidentnie nie wyczuł momentu spotkania. Niby Polacy prowadzili 24:23 i mieli setbola, ale byli trochę roztrzęsieni, a rozgrywający Marcin Janusz musiał mieć mętlik w głowie. Co zrobić? Bartosz Kurek chwilę wcześniej nie skończył mu ataku. Polacy byli w ustawieniu numer jeden, najgorszym, kiedy atakujący jest na lewym skrzydle. Na prawym był Kamil Semeniuk, nie rozgrywający wielkiego meczu. Przy dobrym przyjęciu, wiadomo, pewnie środek. Ale przy kiepskim? Na siłę do Wilfredo Leona?

Na szczęście Lucarelli oszczędził Januszowi tych dylematów, psując serw. Pomógł też drużynie Nikoś, no dobra – mówmy: Nikola, Grbić. Serb doskonale czuje siatkówkę i musiał mieć w głowie, że to jeden z najważniejszych momentów za jego kadencji. Najpierw, przy stanie 24:23, wziął czas – spodziewany zabieg. Chwilę później zdjął Bartosza Kurka i wprowadził za niego Aleksandra Śliwkę. Byliśmy bez atakującego. W środowisku siatkarskim można usłyszeć, że Bernardo Rezende to jeden z najlepiej taktycznie przygotowanych trenerów w XXI wieku, ale nawet on musiał być choć trochę zaskoczony. Podobnie jego zawodnicy. Zabieg Grbicia miał pewien wpływ na to, że Polacy nie musieli wykonywać swojej akcji.

Pamiętajcie – siatkówka to też gry psychologiczne.

Drżelibyśmy o wyjście z grupy

Przed turniejem pisałem, że świetnie trafiliśmy w losowaniu, bo już wygrana 3:0 z Egiptem niemal na pewno zapewni nam awans do ćwierćfinału, przynajmniej z trzeciego miejsca w grupie.

Myliłem się.

Nie wziąłem pod uwagę tego, że w innych grupach Serbowie mogą urwać dwa sety Francuzom, a Niemcy pokonać Japończyków. Kiedy było 2:1 dla w Brazylii, a w czwartym secie mieliśmy swoje problemy, zrobiłem sobie na szybko analizę kolejnych spotkań. Wpisałem najbardziej prawdopodobne wyniki. Wniosek? Gdyby Polska nie zdobyła punktu z Brazylią (co wydawało się prawdopodobne) i nie ugrała przynajmniej dwóch setów z Włochami, bardzo możliwe, że musiałaby drżeć o to, by w ostatnim spotkaniu grupowym Kanadyjczycy ograli Serbów. W przeciwnym razie nie byłoby nas w turnieju.

Reklama

Dlatego ta końcówka czwartego seta miała tak wielkie znaczenie. A ta partia mogła się skończyć różnie. Chyba pamiętacie moment, gdy Semeniuk, atakując na pojedynczym bloku, dotknął siatki i zrobiło się 14:12 dla rywali. Dobrze, że Polacy opanowali sytuację.

Prorocze słowa Leona

Gdańsk, ERGO Arena, kilkanaście dni temu. Polacy w ostatnim meczu kontrolnym właśnie pokonali 3:2 Amerykanów, są tuż przed wylotem na igrzyska. Ale Wilfredo Leon, który grał tylko pierwszego seta (Grbić mówił o drobnym urazie zmęczeniowym) nie wyglądał najlepiej. Serwował bardzo dobrze, ale męczył się w ataku. Gdy spytaliśmy Wilfredo o jego dyspozycję, powiedział tylko: „Spokojnie, naprawdę. W Paryżu będzie dobrze, zobaczycie. Nie oglądacie treningów, a ja wiem, jak one wyglądają”. 

Leon okazał się prorokiem, choć początek spotkania z Brazylią na to nie wskazywał. Nie skończył pierwszych pięciu ataków, niewiele dawał też na zagrywce. Gdy w pierwszym secie po raz pierwszy zaatakował skutecznie z lewego skrzydła, Grbić jak na siebie zareagował bardzo emocjonalnie. Kolejny dowód na to, że Serb dobrze wyczuwa te kluczowe psychologicznie momenty.

Gdyby ktoś nie oglądał meczu i spojrzał na suche liczby Leona, powiedziałby pewnie: „No, coś tam pokazał, ale jakiegoś szału nie ma„. W całym spotkaniu – skończonych 20 ataków na 48. Do tego dwa bloki i trzy asy serwisowe, ale i sześć błędów na zagrywce. To dobry punkt wyjścia do dyskusji o tym, że ogólne statystyki pewnych rzeczy nie pokazują. Przede wszystkim – ważności akcji, ale i trudności zdobycia punktu. Leon często musiał mierzyć się z potrójnym blokiem i często dawał radę w najważniejszych momentach. Atakował efektownie, jak wtedy, gdy w trzecim secie wbił gwoździa, uderzając nad rękami blokujących. A w tie-breaku to on zakończył spotkanie dwoma kapitalnymi asami serwisowymi.

Najlepszy Kochanowski

Ten mecz w dużej mierze potwierdził nasze atuty, które widać było gołym okiem przed igrzyskami, ale potwierdził też nasze obawy. Bartosz Kurek nie jest w najwyższej formie – dziś tylko osiem skończonych ataków na 28. Leon pod nieobecność Tomasza Fornala nie ma odpowiedniego wsparcia na drugim skrzydle. Kamil Semeniuk i Aleksander Śliwka nie są w swojej najlepszej dyspozycji, choć ja akurat wierzę, że jeszcze na tym turnieju pokażą więcej. Można nas złamać w przyjęciu, choć akurat dziś wyglądaliśmy w tym elemencie lepiej od przeciwników.

Ale z drugiej strony – Biało-Czerwoni ciągle znakomicie serwują. Zagrali dziś 14 asów serwisowych przy 18 błędach w tym elemencie – to kapitalny bilans. Lepiej niż wiele osób się spodziewało zagrał Paweł Zatorski. Mecz z Brazylią pokazał też, że żadna reprezentacja na świecie nie ma tak mocnych trzech środkowych. Jakub Kochanowski? 11 skończonych ataków na 12, dwa bloki. Kosmos. Mateusz Bieniek? Tylko jeden blok, trochę mniej skuteczny w ataku od Kochanowskiego, ale trzy asy. Grbić widział, jak ważny staje się środek oraz możliwość zatrzymania rywali na siatce, dlatego za Bieńka wprowadził na boisko Norberta Hubera.

Niektórzy pukali się w czoło, bo raczej nie zmieniasz gościa, który gra dobrze. Ale jak masz na ławce potencjalnie jeszcze większego kozaka, zwłaszcza pod takie okoliczności spotkania? No właśnie. Huber w swoim stylu – wszedł na boisko i zachowywał się tak, jakby nie znajdował się w wypełnionej tłumem kibiców hali podczas igrzysk, tylko odbijał sobie na trzepaku z kolegami. Pełen luz, zero zdenerwowania. W końcówce czwartego seta dwa ważne bloki, a w tie-breaku dwa asy. W jego przypadku suche, wyjęte z kontekstu liczby również nie pokazują, jak wiele dał reprezentacji Polski.

Polacy jak skoczek wzwyż

Polska ma w Paryżu dwie wygrane, pięć punktów na koncie i jest pewna udziału w 1/4 finału. W sobotę gramy z Włochami, wyraźnie lepszymi od Brazylijczyków. „Nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal” – śpiewa w swoim wielkim przeboju Dawid Podsiadło, który podczas igrzysk śledzi zmagania Polaków z trybun. W przypadku dzisiejszego spotkania te słowa by nie pasowały, bo mecz Polska – Brazylia był falowaniem z obu stron.

Polacy są teraz jak skoczek wzwyż, który uporał się z poprzeczką na wysokości 2,10 m (Egipt), teraz w trzeciej próbie zaliczył 2,28 m (Brazylia), ale przed nim próby na 2,36 m (Włosi). Italia to zdaniem wielu najsilniejsza, nie licząc nas, i najbardziej kompletna drużyna tego turnieju.

Nawet z Tomaszem Fornalem, który, tak myślę, wróci do pierwszego składu, będzie nam bardzo ciężko.

Fot. Newspix.pl

 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Anglia

Wyjść z cienia Luki Modricia. Czy nadejdzie jeszcze czas Mateo Kovačicia?

Aleksander Rachwał
1
Wyjść z cienia Luki Modricia. Czy nadejdzie jeszcze czas Mateo Kovačicia?

Komentarze

21 komentarzy

Loading...