Reklama

Wilfredo Leon jest wielki. Polacy wygrali z Brazylią!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

31 lipca 2024, 11:45 • 4 min czytania 46 komentarzy

Był w tym meczu moment, gdy zaczynaliśmy analizować sytuację w innych grupach, bo nie byliśmy pewni, czy Polacy z opcjonalnego trzeciego miejsca wejdą do ćwierćfinału. Ale nasi reprezentanci się pozbierali, odwrócili losy czwartej partii i wygrali w tie-breaku. Teraz możemy więc już napisać, że na pewno są w ćwierćfinale. A tam… wiadomo, trzeba będzie się wreszcie przełamać.

Wilfredo Leon jest wielki. Polacy wygrali z Brazylią!

Czy to był dobry mecz polskich siatkarzy? A to zależy jak spojrzeć. Pod kątem gry? Na pewno nie, nie licząc kilku z nich – przede wszystkim Wilfredo Leona czy Norberta Hubera, który dał kapitalną zmianę w późniejszej fazie meczu (reszta środkowych też dawała radę). Ale już reszta naszych przyjmujących i atakujących falowała (Semeniuk), albo grała po prostu źle (Kurek, może z wyjątkiem zagrywki). Co do serwisu zresztą – to on w dużej mierze trzymał nas w tym meczu. Bomby na drugą stronę posyłał właściwie każdy z naszych siatkarzy. Karcił rywali Mateusz Bieniek, robił to Kuba Kochanowski, wspomniany już Kurek, no i oczywiście Wilfredo Leon.

Ten ostatni zresztą był dziś ZNA-KO-MI-TY. Może nie miał niesamowicie dobrej skuteczności w ataku, ale wynikało to z faktu, że Brazylijczycy często stawiali na nim nawet potrójny blok, wiedząc, że tam zagramy. Leon jednak im dalej w mecz, tym był lepszy. Kończył z trudnych pozycji. Blokował. Świetnie przyjmował czy ustawiał się w obronie. Bez Leona najpewniej nie mielibyśmy tej wygranej. Jasne, brakowało nam też na przykład wspaniałego ostatnimi czasy Tomka Fornala (jest zdrowy, po prostu oszczędzany), można się też było zastanawiać, co daliby Bartosz Bednorz (nie ma go na igrzyskach) czy Bartłomiej Bołądź (jest, ale jako rezerwowy, opcjonalny transfer medyczny), może z którymś z nich byłoby nam łatwiej.

Ale teraz to nie znaczenia. Co ważne, to że Wilfredo Leon – zresztą w swoje urodziny – był, że użyjemy słownictwa z mema, silnie popierdzielony. W jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Gość ciągnął ten zespół za uszy, jak Leo Messi Barcelonę w najlepszych czasach. Dokładali się, oczywiście, koledzy. Ale to Leon był dziś absolutnym liderem, człowiekiem, który gdyby zaatakował z dwunastego metra, pewnie przywaliłby w sam narożnik boiska. I to jest wspaniałe.

Reklama

Co martwi – to nasz brak taktyki, pomysłu na grę. Bo ta opierała się na schemacie: „daj piłkę do Leona, on coś zrobi”. Jasne, Marcin Janusz kombinował. Ale jeśli Olek Śliwka i Bartosz Kurek przez większość meczu grali słabo, Kamil Semeniuk dojeżdżał połowicznie, a Łukasz Kaczmarek na boisku był przez chwilę, to nie bardzo było co zrobić. Choć trzeba naszemu rozgrywającemu – i przy okazji drugiemu z Polaków obchodzącemu dziś urodziny – oddać, że w końcówce kilka razy rywali zaskoczył. Choćby rozegraniem na Kurka, który atakował z drugiej linii i świetnie ten atak skończył (na marginesie: nasz kapitan akurat w końcówce prezentował się lepiej).

Nie można jednak nie oprzeć się wrażeniu, że Brazylijczycy pozwolili nam wygrać ten mecz. Nie dosłownie, przecież nie odpuszczali. Ale to ekipa, która po prostu nie skorzystała ze swoich szans i przewagi. Lepszy zespół – a za niedługo gramy przecież z Włochami – pewnie wygrałby tu 3:0. I tyle byłoby z zabawy, trzeba by było drżeć o ćwierćfinał. Tymczasem nam udało się ugrać najpierw jednego seta, potem wyrównać stan rywalizacji z 1:2 na 2:2, a wreszcie rozstrzygnąć wszystko w tie-breaku (po dwóch kapitalnych serwisach Leona, zresztą), bo rywale dali nam takie szanse. Oni też mieli swoje problemy. Darlan nie grał wielkiego meczu, przyjęcie zagrywki ogółem w Brazylii szwankowało, średnio radzili sobie też przy swoich serwisach.

Nie będziemy oczywiście narzekać na to, że ten mecz potoczył się, jak się potoczył. Mamy jednak nadzieję, że Nikola Grbić ma pomysł na to, co w grze Polaków zmienić. Bo jeśli nie, to ćwierćfinał – do którego po dzisiejszych mękach już na pewno awansowaliśmy – może po raz szósty z rzędu okazać się przeszkodą nie do przejścia.

Zaczęliśmy jednak ten tekst od tego, że wszystko zależy, jak na ten mecz spojrzeć. Więc jest też drugie spojrzenie. Od strony mentalu. Bo ten dziś nie zawiódł. A to na igrzyskach może okazać się najważniejsze.

Polska – Brazylia 3:2 (22:25, 25:19, 19:25, 25:23, 15:12)

Fot. Newspix

Reklama

Czytaj więcej o igrzyskach:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Komentarze

46 komentarzy

Loading...