Reklama

Wirtuozerski demontaż

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2019, 21:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Choć dziś trudno w to uwierzyć, Legia Warszawa całkiem niedawno urwała remisy Realowi Madryt i Ajaksowi Amsterdam, zdobyła cztery gole na stadionie Borussii Dortmund oraz wypchnęła z europejskich pucharów zespół Sportingu Lizbona. W obecnym sezonie musiała uznać wyższość Spartaka Trnawy, Dudelange, Rakowa Częstochowa oraz Piasta Gliwice, sezon temu jeszcze kazachskiej Astany i mołdawskiego Sheriffa Tyraspol. 

Wirtuozerski demontaż

To nie jest regres, to nie jest potknięcie, to nie jest seria potknięć. To jest demontaż, degradacja, to jest wirtuozeria w niszczycielskim dziele, to jest puszczenie całej budy z dymem, to jest zmarnowanie potencjału, które zakrawa o kpinę z tysięcy kibiców najbardziej utytułowanego stołecznego klubu.

Legia Warszawa na przestrzeni dwóch i pół roku roztrwoniła właściwie wszystko. Albo nie, co będziemy się bawić w jakieś niedopowiedzenia: Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa, od marca 2017 roku do maja 2019 roku po prostu zniszczył klub. Nie da się znaleźć innych określeń na ten regres: to było po prostu zniszczenie, spektakularne, efektowne, widowiskowe.

Można się pomylić z jednym trenerem. Dwoma. Ale Dariusz Mioduski pomylił się z każdym z wybranych przez siebie trenerów, a co gorsza – postanowił wybierać ich często, im częściej, tym lepiej. Zatrudniał pod wpływem impulsu, zwalniał, dawał szansę nowicjuszom, liczył na szczęśliwy zbieg okoliczności. Nawet teraz, gdy robota wydawała się prostsza niż kiedykolwiek – ot, pozwolić Vukoviciowi dograć sezon i pomyśleć, co dalej – spaprał swoje zadanie, oferując kontrakt trenerowi, który chwilę później przegrał mistrzostwo.

Można się pomylić z oceną jednego zawodnika. Dwóch. Ośmiu. Ale Dariusz Mioduski pomylił się praktycznie we wszystkich swoich ocenach. Niepotrzebni w Warszawie Tomasz Jodłowiec czy Jakub Czerwiński właśnie upijają się szampanem w gliwickiej szatni, to najbardziej jaskrawe potwierdzenie tezy o futbolowym dyletanctwie Mioduskiego. Ale przecież wypchnięto też Macieja Dąbrowskiego. Michalak kończy sezon z większą liczbą trofeów niż Stolarski. Pazdan w Turcji wreszcie odżył. Rzeźniczak odszedł z Legii, ale za to w przeciwieństwie do niej pozostał w Lidze Mistrzów.

Reklama

Jędrzejczyk trafił do lodówki, a gdy wreszcie z niej wyszedł, okazał się jednym z nielicznych trzymających poziom zawodników. Hlouska oddano bez żalu, choć dziś Vuković przekonywał, że to najbardziej waleczny i ambitny zawodnik w klubie. Wszystko oczywiście ubrano w szatę ścinania kosztów, ale przecież za gości, którzy robili w Legii największe sukcesy przychodziły różnorakie Mauricie, Eduardy i inne wynalazki, które najlepiej radziły sobie podczas oprowadzania szkolnych wycieczek. Zaczęła się Legia chorwacka, Legia portugalska. W międzyczasie rozeszła się po świecie Legia mistrzowska.

Tu Real Madryt, tam Piast Gliwice. Tu Sporting Lizbona, tam Spartak Trnawa.

Już pal licho te nietrafione transfery w obie strony, pal licho zmiany trenerów, trwonienie pieniędzy na opłacanie ludzi w Warszawie po prostu zbędnych. To wszystko było jednak podlewane trudną do zniesienia mieszanką buty i arogancji oraz narzekania na cały świat. Jakże śmiesznie brzmią dzisiaj te farmazony o oddawaniu piłkarzy do Legii, żeby ta sprzedawała ich drożej do klubów zagranicznych? Jakże śmiesznie brzmią te frazesy o długofalowej wizji? O tym, że silna Legia pociągnie za sobą w górę całą ligę?

Legia nawet absolutny samograj, transfer Szymańskiego, zarżnęła tak, że naprawdę nie wiemy, gdzie ten utalentowany chłopak trafi.

Legia Warszawa została dzisiaj zdetronizowana, co zdarza się nawet największym klubom. Ale ten sezon to coś więcej, niż detronizacja. To ostatnie etapy demontażu, totalnej destrukcji klubu, który pod koniec 2016 roku wyglądał jak hegemon na lata. Hegemonia na lata okazała się tak trwała, jak kolejne pomysły Mioduskiego.

Okazała się hegemonią do lata.

Reklama

Odpowiedzialnych jest za to całe stado ludzi, Jozaków, Kepciji, Klafuriciów, Antoliciów, Vesoviciów i innych Philippsów. Łączy ich jedno. Każdego z nich zatrudniał Dariusz Mioduski.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...