Reklama

Konkretny Real pokonał bujającą w obłokach Valencię

Dominik Klekowski

Autor:Dominik Klekowski

01 grudnia 2018, 23:00 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeżeli zrobilibyśmy ranking największych negatywnych zaskoczeń bieżącego sezonu, Real Madryt zapewne zająłby miejsce na podium. O pierwszej lokacie nawet nie wspominamy, bo ta zarezerwowana jest dla AS Monaco. W każdym razie, ostatnimi czasy stołeczna drużyna zasłużenie spotyka się w mediach z niemałą krytyką. Sprawa Sergio Ramosa, zawodzące gwiazdy, beznadziejna forma Varane’a, tragiczny start w lidze… No tak, trochę tego nazbieraliśmy, a to tylko sam szczyt góry lodowej. Po blamażu z Eibar w Kraju Basków, 13-krotni zdobywcy pucharu Ligi Mistrzów, mierzyli się z Valencią. Valencią, o której też trudno nam mówić w superlatywach, choć w tym meczu momentami nas pozytywnie zaskoczyła. Ale mimo to przegrała z Los Blancos 0:2. 

Konkretny Real pokonał bujającą w obłokach Valencię

Futbol w Hiszpanii w tym sezonie jest tak srogo popieprzony, że zwykle hitowe spotkanie Realu z Valencią, zapowiadane było jako starcie szóstego zespołu LaLiga z jedenastym. Ową różnicę widzieliśmy w pierwszej połowie. Valencii nie udawało się absolutnie nic. Najsłabszy punkt? Z pewnością Daniel Wass. Duńczyk prawidłowo uznawany jest za piłkarza wszechstronnego, ale to nie był jego dzień. Najpierw jeden z gospodarzy ograł go na lewej flance i gdyby Karim Benzema popisał się nieco bardziej precyzyjnym uderzeniem, Real by prowadził. Madrycka drużyna swój cel osiągnęła dosłownie chwilę później, gdy ponownie bohaterem (tragicznym) okazał się Wass. Najpierw nie pokrył przeciwnika w szesnastce, a następnie po tym, jak Dani Carvajal okiwał Gabriela oraz Gayę i podciął futbolówkę, wpakował piłkę do własnej siatki. Chciał ją wybić, ale – łagodnie mówiąc – nie wyszło.

Po premierowym trafieniu, Real kontrolował spotkanie. Raphael Varane w końcu przypominał Raphaela Varane’a, a Valencii brakowało argumentów, co zresztą w tym sezonie jest normą. Zaskoczyć Neto próbował jeszcze jeden z największych wygranych tego sezonu (tak, takowi istnieją) Dani Ceballos, Gareth Bale, czy ponownie wspomniany już Benzema. Na nic się to zdało i obie drużyny schodziły z boiska przy wyniku 1:0. To była naprawdę dobra pierwsza połowa, ale tylko wtedy, gdy w międzyczasie usypialiście dziecko, czy sprzątaliście w domu. Cholera, nawet jak układaliście pasjansa, to zazdrościmy emocji.

W drugiej połowie nareszcie coś drgnęło. Głównie za sprawą Valencii, która wykorzystała marazm w szeregach Realu. Gdyby nie Santi Mina, który bardzo sumiennie pracował na tytuł dzbana meczu, mogłaby wyrównać. Dwie bliźniacze sytuacje. Błysk geniuszu Daniego Parejo i kapitalna wcinka mijająca całą linię obrony gospodarzy. W 53. minucie Mina przeniósł piłkę nad poprzeczką, choć wyszedł sam na sam z Courtois. Kilka akcji później, chciał Belga mijać, ale ten wyczuł jego zamiary. W efekcie wyglądało to trochę, jakby ojciec przestał dawać fory swojemu trzyletniemu synkowi. Na całe szczęście dla Santiego, sędzia liniowy zauważył spalonego. 120 sekund później, Gabriel miał sytuację na zdobycie bramki. Ćwierć metra niżej, a zapakowałby pod ladę. Rozregulowane celowniki zdecydowanie nie pomagały drużynie Los Ches.

Valencia siadła na połowie Realu i w efekcie nadziała się na kontrę. Marcos Llorente przebiegł niemal całe boisko, wymieniając kilka podań z kolegami ze swojego zespołu, a następnie wyłożył futbolówkę zmiennikowi Marco Asensio. Hiszpan miał masę czasu na podjęcie odpowiedniej decyzji. Mógł równie dobrze zastanowić się, co zje po meczu, jakie buty ubierze na spacer następnego dnia, ale na sam koniec przycelował wprost w klatkę piersiową Picciniego. Potem świetną sytuację, być może najlepszą, miał Michy Batshuayi, jednak znów genialną interwencją wykazał się Thibaut Courtois.

Reklama

Gola numer dwa strzelił jednak Real. Carvajal pomknął prawą stroną, a potem zagrał wzdłuż bramki. Piłka trafiła pod nogi Benzemy, który wypatrzył Lucasa Vazqueza, a skrzydłowy pokonał Neto. Wówczas było już po meczu.

Stołeczny zespół z małymi problemami pokonał Valencię, wydaje się, że dość zasłużenie. Jest to bardzo ważne zwycięstwo, tym bardziej, iż choć na chwilę Santiago Solari będzie mógł odetchnąć. Z drugiej strony szkoda nam gości. Gdyby zawodnicy w granatowych trykotach wykorzystali przynajmniej jedną trzecią sytuacji, które mieli, prawdopodobnie wywieźliby z Madrytu jeden punkt. Real triumfujący, ale w następnej kolejce żarty się skończą. W końcu Los Blancos pojadą do Hueski.

Real Madryt – Valencia 2:0 (1:0)

Wass 7′ (sam.), Vazquez 83′

fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
23
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

0 komentarzy

Loading...