Ło cię panie, ale to był dobry mecz! Może po boisku nie biegali Mbappe i Modrić, może na trybunach nie zasiadło 80 tysięcy ludzi i może nie było to starcie o półfinał Ligi Mistrzów, ale jak na warunki Ekstraklasy – to był wciągający thriller i świetna reklama tej ligi. Piękne gole, zwroty akcji, słupki, poprzeczki, rulety, bijatyka… I z tego widowiska komplet punktów zasłużenie wyniosła Pogoń, choć gdyby to Arka zwyciężyła, chyba też moglibyśmy uznać taki rezultat za sprawiedliwy.
Jeśli niezły mecz w Lidze Mistrzów jest obiadem w wysokiej klasy restauracji, to spotkanie w Ekstraklasie to taki klasyczny schabowy, który pojawia się w niemal każdym polskim domu w niedzielne popołudnie. Ale tym razem gospodyni się postarała – kotlet był doprawiony idealnie, leżał optymalnie długo na patelni, do tego młode ziemniaczki kapitalnie uzupełniły zawartość talerza, a i nawet surówka smakowała lepiej niż zwykle.
Gdyby ktoś powiedział nam na początku sezonu, że Arka z Pogonią stworzą show, po którym powiemy „co? Już minęło 90 minut? Chcemy jeszcze!”, to dalibyśmy mu bilet do Tworek. Tymczasem forma szczecinian wyraźnie wzrosła, a i na Arkę Smółki patrzy się nieźle. Dziś ofensywy obu zespołów wzniosły się na wyżyny swoich możliwości. Ciut lepsza była ta z zachodu kraju. Ciut lepsza o Adama Buksę.
Oby ten chłopak był zdrowy, bo jeśli nie przeszkadza mu ból pleców, to gra naprawdę przyzwoicie. Odkąd wrócił do pełni sił jego bilans wygląda następująco:
– mecz z Wisłą Kraków – dwa gole
– mecz z Zagłębiem Lubin – wywalczony karny
– mecz z Wisłą Płock – gol
– mecz z Jagiellonią – nic
– mecz z Lechem – gol
– mecz z Arką – dwa gole
Już mniejsza o to, że w Gdyni ustrzelił dwupak. Ale to był dwupak ekskluzywny, taki ze znakiem jakości – najpierw po krótkim dryblingu zza pola karnego strzelił płasko przy słupku, a po przerwie też z dystansu przylutował rogalem pod poprzeczkę. Jak wspomnieliśmy – ofensywa gospodarzy też wyglądała dziś przyzwoicie, ale Pogoń przywiozła ze sobą Buksę.
I oczywiście te gole były ozdobą otwarcia 14. kolejki, natomiast postronny kibic mógł emocjonować się przede wszystkim tym, jak bardzo zmienne było to spotkanie. Nie oglądaliśmy bowiem meczu liniowego, gdzie jedna ekipa obejmuje prowadzenie, a druga spełnia rolę widza. Oj nie. Pogoń strzeliła na 1:0, Arka zdołała wyrównać i jeszcze przed przerwą wyszła na prowadzenie. Po przerwie goście szybko odrobili straty, by po chwili znów prowadzić. A w ostatnich minutach gdynianie kilkukrotnie otarli się o to, by ponownie doprowadzić do remisu.
W tym meczu mieliśmy labilnego Zarandię (świetne wykończenie przy golu, później kilkadziesiąt minut bez błysku, aż wreszcie po kapitalnym rajdzie trafił w poprzeczkę), kolejny błysk Młyńskiego (świetna asysta przy golu Gruzina), rosnącego Kożulja (dwa gole i dwie asysty w ostatnich czterech meczach), solidnego Podstawskiego (tak na nasze oko – król przechwytów w tym meczu).
Ale mieliśmy też kuriozalną decyzję Tomasza Musiała. Arka powinna grać całą drugą połowę w dziesiątkę, bo oto, co Zarandia zrobił tuż przed przerwą:
Dla mnie czerwona. pic.twitter.com/svecavH2jH
— Konrad Mazur (@KonradMazur89) 2 listopada 2018
Gruzin za to duszenie dostał 10 tys. grzywny i 8 miesięcy w zawieszeniu tylko żółtą kartkę. Jeśli duszenie oburącz nie jest karane wykluczeniem, to co jest? Czy naprawdę trzeba przylutować rywalowi prawym prostym, żeby wylecieć z boiska? Musiał mógł tego nie widzieć w całym zbiegowisku (spowodowanym błędnym nieodgwizdaniem faulu na Kożulju), ale w wozie VAR siedział Tomasz Kwiatkowski. Panowie odbyli konsultację i uznali, że żółtko należało się Bośniakowi oraz Gruzinowi.
Wrócimy sobie do tej sytuacji w Niewydrukowanej Tabeli, tymczasem – chwilo, trwaj! Jesteśmy rozanieleni po meczu Ekstraklasy. Chcielibyśmy obejrzeć kiedyś całą kolejkę na tym poziomie, na jakim był dzisiejszy mecz o 18. Czego sobie i państwu życzymy.
[event_results 537245]
fot. Newspix.pl