Kiedy ośmieliliśmy się napisać, że Legia Warszawa znalazła się w tragicznej sytuacji finansowej, prezes Dariusz Mioduski buczał i huczał. A dzisiaj mistrz Polski oficjalnie został objęty nadzorem finansowym przez Komisję Licencyjną. Powód prosty: prognoza finansowa kompletnie rozjechała się z rzeczywistością. Zakładano 50 milionów przychodów z europejskich pucharów, a ich nie ma.
A nie musi to być koniec złych informacji.
Teraz z dobrego serca doradzamy ludziom z Łazienkowskiej, aby zainteresowali się trzema literkami: FFP.
Financial Fair Play.
Jeśli ktoś sądzi, że złamać te przepisy może tylko PSG, kupując piłkarzy za bambilion euro, to jest w grubym błędzie. UEFA chce, aby w europejskich pucharach grały kluby, które nie żyją ponad stan i które – w największym skrócie – nie mają piłkarzy, na których ich tak naprawdę nie stać. Weryfikowane są trzy ostatnie sezony i skumulowana strata z tych trzech sezonów nie może przekroczyć 5 milionów euro (poza inwestycjami w rozwój/akademię).
Dla Legii aktualnie wliczają się następujące sezony:
2017/18 – duża strata
2016/17 – duży zysk
2015/16 – strata
Już niedługo będzie to wyglądało tak:
2018/19 – duża strata (chyba że zimą uda się kogoś fantastycznie sprzedać)
2017/18 – duża strata
2016/17 – duży zysk
Mamy więc bombę z opóźnionym zapłonem, a odliczanie trwa. Moment, w którym sezon 2016/17 przestanie się Legii wliczać, może być krytyczny. W sezonach 2017/18 i 2018/2019 klub zapewne zanotuje stratę rzędu 80 milionów złotych, może trochę więcej, a może trochę mniej, jeśli nagle fantastycznie kogoś wytransferuje. Jeśli taka prognozowana strata stanie się faktem, klub w sezonie 2019/2020 powinien wypracować blisko 60 milionów złotych zysku, aby nie przekroczyć skumulowanej straty w wysokości ok. 21 milionów złotych. Można sobie suwak odpowiednio przesuwać dla tych wyliczeń, zależnie od konkretnych kwot, ale tak czy siak: w trzecim roku konieczny będzie zysk. Cześć dziury może zasypać bezpośrednio właściciel.
Nie są to żarty. Niedawno dopiero dzięki odwołaniu w CAS taki klub jak AC Milan wywalczył sobie możliwość gry w europejskich pucharach (UEFA tego zabroniła), a tureckie kluby – z Galatasaray na czele – mają permanentny problem z FFP. Z tego powodu „Galata” już raz z pucharów została wyrzucona: w sezonie 2016/2017. Aktualnie klub ze Stambułu jest ściśle monitorowany (UEFA będzie nadzorować finanse klubu do końca sezonu 2021/2022) i może wylecieć z pucharów ponownie, ale próbuje ograniczać koszty jak się tylko da. Nie trzeba wcale szukać egzotyki, jest bowiem bliższy Legii przykład – z Ligi Mistrzów przez kłopoty z FFP wyleciała Crvena Zvezda Belgrad w sezonie 2014/15. Wówczas jeden z dwóch największych serbskich klubów mimo zdobycia mistrzostwa nie mógł wziąć udziału w eliminacjach Ligi Mistrzów, a na jego miejsce wskoczył drugi w tabeli Partizan.
Oczywiście wachlarz kar za złamanie FFP jest szerszy niż wyrzucenie z pucharów, ale człowiek rozsądny zawsze szykuje się na najgorsze i próbuje przeciwdziałać. Dlatego przed Legią bardzo ważny moment. Póki co na razie klub wysyła przekazy dla kibiców, którzy… siadają do lektury w różowych okularach. Np. niedawno Łukasz Sekuła, członek zarządu, udzielił wywiadu, że generalnie jest OK, tylko… piłkarze dostaną premie oraz wyjściówki za sezon 2017/2018 do czerwca 2019.
Fot. FotoPyk