Mundial w Rosji to nie tylko wielkie święto sportu i popisy największych gwiazd futbolu. To także, a może nawet przede wszystkim, doskonała okazja, by poznać kraj, o którym bardzo dużo się u nas mówi i który jednocześnie – mimo bliskości geograficznej, mentalnej, językowej i cywilizacyjnej – jest nam kompletnie obcy. Dlaczego tak mało wiemy o Rosji? Czy naprawdę powinniśmy się jej bać? Jakie korzyści Moskwa i inne miasta osiągną dzięki organizacji mistrzostw świata i kto będzie z nich czerpał pełnymi garściami? Jak na naszych oczach zmienia się wizerunek największego państwa świata? Na te i inne tematy porozmawialiśmy z doktorem Bartoszem Gołąbkiem, rusycystą i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, który krok po kroku przeprowadził nas przez zawiły świat rosyjskich problemów społeczno-politycznych, w który na miesiąc wpisał się mundial.
Śledzi Pan z uwagą to, co dzieje się na mundialu.
Jeśli chodzi o sport, to nie ze szczególną uwagą.
A w kontekście innych wydarzeń i całej otoczki? Przed startem imprezy ciężko było oprzeć się wrażeniu, że ludzi interesują nie tylko zmagania piłkarzy, ale też sam fakt, że mistrzostwa odbywają się akurat Rosji. Ten kraj cały czas jawił się jako enigmatyczny i chyba nawet straszny.
Do tego jeszcze dziki. Nić komunikacji z Rosją dawno została zerwana. Pomijam już sytuacje, do których obecnie prawie nie dochodzi, żeby z Polski wyjeżdżały tam całe grupy ludzi. Tak naprawdę są to wyłącznie jednostki, ewentualnie naukowcy lub fascynaci przyrody i przestrzeni, ale to wszystko. Mam wrażenie, że nie mamy zbyt bogatej wiedzy operacyjnej o Rosji.
Determinuje to przede wszystkim polityka?
Z całą pewnością wpływa na to wiele czynników. Sama polityka, gdy schodzi na poziom życiowy, czyli na przykład wizy, albo komunikacyjny, czyli transport, na pewno ma swoje znaczenie. Przez to, że jesteśmy sąsiadami podróże do Rosji w mniejszym lub większym stopniu będą się jednak intensyfikowały. I to z różnych przyczyn. Nawet teraz liczyliśmy, że przy okazji mundialu dotrze tam cała masa Polaków. No i że zostanie trochę dłużej.
W ogólnym wymiarze jeszcze nic straconego. Jedno jest bowiem pewne – z Rosją nadal będziemy sąsiadować. A dodatkowo znana dość mroczna anegdota głosi, że Rosja sąsiaduje z kim chce.
Czyli ludzie, nie ograniczając się wyłącznie do Polaków, jednak nie boją się tej Rosji?
Popularny przekaz medialny wskazywałby, że się boją. Że jest tam coś niewiadomego i, niestety, nieprzewidywalnego. Bardzo często dowiadujemy się również o wydarzeniach na wschodzie, które z naszej perspektywy są nieczytelne. Nie wiemy, skąd bierze się aneksja Krymu, skąd biorą się wszystkie wypadki, ale to wynika z kolei z braku podstawowej wiedzy. Takiej na bardzo wstępnym poziomie. Ktoś, kto nawet niezbyt specjalistycznie wie, że za wschodnią granicą mamy trójkę wschodniosłowiańskich sąsiadów – Ukrainę, Białoruś i Rosję – a dodatkowo może podeprzeć to innymi elementami wiedzy, nie będzie tak bardzo zaskakiwany wydarzeniami z Rosji. Poza tym, mam też wrażenie, że dla wielu na swój sposób szokujące było już to, że mundial odbędzie się właśnie w Rosji. Stąd też ta kontrowersja – co zrobić z tym mundialem? Na ile można go bojkotować, a na ile nie, zwłaszcza że wszystko dynamicznie się zmienia?
Strach, o którym mówimy jest, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Ale jednocześnie widać, że ludziom towarzyszy też niezwykły entuzjazm. Przykładowo wczoraj widziałem wpis prezesa Bońka na Twitterze o tym, jak wspaniale jest wszystko zorganizowane. Spójrzmy jednak, kogo to dziwi. Tylko tych, którzy są przekonani, że Rosja nie potrafi niczego zorganizować.
To w sumie znamienne, bo ludzie, którzy znają Rosję wyłącznie z przekazów medialnych, dopiero po podróży do tego kraju przekonują się, że na miejscu wszystko wygląda inaczej. Nagle spotykają się z otwartością, gościnnością, uczynnością, a ich optyka całkowicie się zmienia. Problem tkwi więc głównie w tym, jak Rosja jest przedstawiana. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś miał interes w tym, żeby obrzydzić Rosję światu.
Albo Rosja nie potrafi się dobrze sprzedać i sama kolportuje ten negatywny przekaz lub po prostu nie potrafi przeciwdziałać. To, że Rosja potrafi być świetnym organizatorem wydarzeń albo sam fakt, że wielkie rosyjskie miasta pod kątem infrastrukturalnym są przygotowane na poziomie bardzo zbliżonym do – nazwijmy to – średnio-europejskiego, też o czymś świadczy. Pomijam już dwie rosyjskie stolice, czyli Moskwę i Petersburg, ale jestem przekonany, że w Kazaniu, Samarze i w wielu innych miastach infrastruktura komunikacyjna i logistyczna jest naprawdę europejska. Może nie jest idealna, ale cóż – jeśli wyjdziemy z dworca w Katowicach, to też zaczniemy się gubić i tak dalej.
Niestety, kumulacja negatywnych emocji wokół tego, co rosyjskie – szczególnie w zakresie międzynarodowym – niekorzystnie wpływa na odbiór Rosji. Sytuacja wewnętrzna generalnie jest obca. To pewnego rodzaju, jak dawniej bywało, „kremlinologia”. Weźmy na przykład ostatni przypadek z rosyjskiego rynku politycznego, czyli podniesienie wieku emerytalnego. To temat praktycznie nikomu nieznany. Władimir Putin przez wiele lat informował swoich obywateli, że nigdy nie będą musieli tego robić, a tu nagle przechodzi do porządku dziennego nad tematem, mówiąc „podnosimy, bo to koniecznie”. Tego nikt pewnie nie wie, bo kogo to obchodzi? Rosja interesuje nas wyłącznie z perspektywy wielkiego zagrożenia, w czym zresztą tkwi jakieś ziarenko prawdy.
Podniesienie wieku emerytalnego w momencie, gdy cały kraj żyje mundialem, to chyba też nie jest przypadek. Ważną informację de facto spycha się pod ladę.
Trudno mi powiedzieć, bo w takim ustroju, jaki panuje w obecnej Rosji, czyli quasi autorytarnym, gospodarka jest w ścisłej zależności od decyzyjności politycznej. Na wiele rzeczy można przymknąć oko, można uznać, że ich nie ma, nie było i nie będzie, ponieważ da się to jakoś sfinansować bieżącymi dochodami państwa, które jest sponsorem generalnym. Jeśli jednak spojrzeć z ekonomicznego punktu widzenia, to musiało być jakieś uzasadnienie takiej decyzji. Aczkolwiek może to być słuszna teza, że Rosjanie w tym roku mogą łagodniej niż zazwyczaj przyjąć różne decyzje, ponieważ entuzjazm mundialowy wraz ze sprzedażą na rynek wewnętrzny jest bardzo precyzyjnie modelowany.
Nie brakuje opinii, wedle których mundial był potrzebny przede wszystkim Putinowi. Wraca casus igrzysk olimpijskich w Soczi i demonstracji światu rosyjskiej siły.
W takim ujęciu tracimy pewną bardzo istotną perspektywę dla całokształtu opinii w tej sprawie. Trzeba bowiem pamiętać, że Putin na szczytach władzy jest już osiemnaście lat, a wydarzenia sportowe dzieją się w pewnych interwałach. Ktoś po prostu musimy aplikować i starać się o organizację i za każdym razem trafia na Putina i jego administrację. Jeśli nie u samego prezydenta, to u kogoś z jego otoczenia funkcjonuje jakiś rodzaj zaangażowania i świadomość tego, że takie rzeczy są po prostu potrzebne. Na dwa rynki – zewnętrzny i wewnętrzny. To świetnie się sprawdza, o ile tylko wszyscy są w stanie zastanowić się, jak bardzo jest to istotne. A widać wyraźnie, że w Rosji ta świadomość istnieje. Igrzyska w Soczi – także w Polsce – zostały skompromitowane pod każdym względem, ale infrastruktura sportowa pozostała. Dziś nasza reprezentacja może tam jechać bez grymaszenia i trafia na relatywnie dobre warunki. Dlatego, jeżeli tylko coś związanego ze sportem dzieje się w Rosji, możemy mówić, że jest to na rękę nie tylko Władimirowi Putinowi, ale też temu, kto przyjdzie po nim. Najbardziej istotne jest więc myślenie strategiczne nie tylko jednego człowieka, ale całej elity politycznej.
Rosjanie jednak w żaden sposób nie odczują korzyści płynących w mundialu. Może lepiej byłoby ogromne pieniądze przeznaczone na organizację imprezy wykorzystać w inny sposób. Bardziej „proobywatelski”, aby podnieść jakość życia, która w Rosji nie jest najwyższa.
W imprezach sportowych wielkiego formatu chyba jednak nie o to chodzi. W takich miejscach, jak Federacja Rosyjska, po wielu perturbacjach ideowych i intelektualnych, wydarzenia, które przynoszą poczucie prestiżu i dowartościowania, nie są przeliczalne na pieniądze. Anegdoty o tym, że gdzieś w głębi Rosji starsze osoby nie przejmują się tym, że za trzy dni nie będą miały na chleb, ale grunt, że gdzieś zbudowano kolejne rakiety, to karykatura, która jednak w wielu miejscach zlewa się z prawdziwym obrazem. Zawsze można założyć, że te pieniądze dało się przekierować w inne sektory, ale pytanie zasadnicze brzmi – ile Rosja w ogóle wydała? Tego też się nigdy nie dowiemy.
Poza mediami opozycyjnymi nikt nie próbuje tego obliczyć.
Pozostaje nam czekać na raporty takie, jak chociażby raport Borysa Niemcowa o igrzyskach w Soczi. Takie tematy będą jeszcze wypływały. Przy pomocy odpowiednich specjalistów będzie się dało oszacować wydatki. Z drugiej strony, spora część powstałych obiektów pozostanie dla Rosjan nie tylko jako pamiątka. Choćby takie Łużniki. W innych okolicznościach nie byłoby pretekstu, aby odświeżyć ten stadion. To podobna sytuacja do tej, która była u nas przed Euro 2012. Komu dzisiaj jest potrzebna autostrada w stronę Ukrainy? Czekamy z niecierpliwością i nadzieją, aż zacznie faktycznie spełniać swą łączącą rolę.
Mundialowe lokalizacje nie zostały jednak wybrane zbyt szczęśliwie. Miasta-gospodarze to w większości ośrodki słabe piłkarsko, stadiony są tam potrzebne na krótko. Kiedy mundial się skończy, to obiekty będą stały niewykorzystane, więc żadne korzyści z tego nie popłyną. Trzeba będzie dokładać.
Wykorzystanie infrastruktury po dużych wydarzeniach sportowych to problem nie tylko rosyjski. Stadion generalnie jest miejscem, w którym gromadzą się ludzie. Trudno mi sobie teraz wyobrazić, że na przykład w Sarańsku na przykład zaczną nagle koncertować gwiazdy muzyki, które zbiorą wielotysięczną publiczność. Tu jednak pojawia się pytanie, co jest bardziej istotnie – chleb czy igrzyska? Myślę, że Rosjanie nie są nieświadomi ewentualnych problemów i po prostu wrzucili to w koszty. Pewnie nie będą w tej kwestii specjalnie drażliwi. Wiele rzeczy będzie pewnie działo się podskórnie, ale to jeszcze nie jest szczyt rozrzutności, który możemy obserwować po stronie wschodniej.
Mundial w ujęciu ogólnym ociepli wizerunek Rosji na świecie? Taką rolę miały spełnić już igrzyska w Soczi, po których doszło jednak do aneksji Krymu. Po wyciszeniu nastąpił wielki wybuch.
I tak, i nie. Tak, bo z całą pewnością informacja o tym, że takie wydarzenie odbywa się na relatywnie wysokim i bezpiecznym poziomie, dociera do określonej grupy ludzi, którzy często nie mieli z Rosją żadnej styczności. Już teraz udało się zresztą osiągnąć pewne cele, jeżeli chodzi o promocję kraju. Polityczna Rosja jest chyba zresztą ustawiona w ten sposób, by spokojnie przejść przez mundial, bo wszyscy na nią teraz naprawdę bacznie patrzą. Z drugiej strony, mamy też duże grono osób nastawionych sceptycznie niezależnie od wszystkiego. Z Rosją jest bowiem ten problem, że nie potrafi się prawidłowo pozycjonować. W ostatnich dwóch-trzech lata zrobiła przecież dużo rzeczy, które odstręczają od niej świat zachodni, sama też pokazuje zachód w barwach bardzo specyficznych. Stąd wynika właśnie kontrowersja, o której często piszą dziś filolodzy, dotycząca słowa „inostrannyj” (zagraniczny – red.). Do pewnego momentu, zanim jeszcze ruszył mundial, to słowo kojarzyło się mniej więcej tak, jak za czasów ZSRR – inostrannyj agient (ze względu na zapis w fatalnej rosyjskiej ustawie o organizacjach pozarządowych finansowanych z zagranicznych źródeł), gdy było swego rodzaju podejrzeniem albo wręcz oskarżeniem o działanie na szkodę wielkości i sławy Rosji. Minęło jednak parę dni i „inostrannyj” oznacza kogoś fajnego, kto przyjeżdża do Rosji i zostawia tam swoje pieniądze. Ta wielka pula kibiców na pewno wywiezie kapitalne wrażenia. Na razie Rosja wizerunkowo wygrywa mundial, a do tego ich reprezentacja wygląda całkiem nieźle.
Można zaryzykować stwierdzenie, że skoro wygrywa Rosja, to przede wszystkim wygrywa Władimir Putin?
Zawsze można tak powiedzieć, ale mówimy tak dlatego, że rozumiemy specyfikę układu sił w Rosji. Zwycięstwo wizerunkowe będzie na pewno dyskontowane przez Władimira Putina, no bo kto ma je dyskontować, jak nie on? Trzeba jednak pamiętać, że wraz z Putinem wygrywa cała masa wspierających go ludzi. Sam Putin nic by nie załatwił tylko dlatego, że jest prezydentem. W tym momencie jest to jednak dla niego bardzo korzystna układanka. Najpierw wygrane wybory, potem inauguracja, kolejna prezydentura, podkreślenie dominacji politycznej… Naiwnością jest jednak patrzenie na Rosję z perspektywy tylko jednego człowieka, ponieważ przez osiemnaście lat zbudował i odpowiednio zmanipulował bardzo liczny obóz, który jego sukces postrzega także jako swój. Od najwyższych szczebli i sekretariatów po te najniższe stanowiska i ludzi, którzy z satysfakcją biją brawo, gdy telewizja publiczna oskarża Wielką Brytanię o antyrosyjskość i rusofobię, jak chociażby przy sprawie Skripala. Opis sytuacji utrudnia też fakt, że światy sportu i polityki jednocześnie są bardzo przystające i bardzo nieprzystające do siebie.
Czy Rosja może w ogóle jeszcze przegrać na mundialu? Póki co, choć różne kraje po drodze groziły bojkotem imprezy, wszystko przebiega idealnie. Z drugiej strony, przy okazji igrzysk w Soczi wyglądało jednak bardzo podobnie, a potem doszło do aneksji Krymu.
Rosja, która politycznie nie będzie teraz aktywna na polu międzynarodowym, nie jest w stanie tego mundialu przegrać. Jedyne, co mogłoby zmienić ten kurs, to potężna kompromitacja FIFA i ogólnie całego świata futbolowego. Na dziś Rosja nie zrobi żadnego głupiego ruchu, bo funkcjonuje w pewnego rodzaju wychłodzeniu. Proszę też zwrócić uwagę na to, co będzie się działo za chwilę. W zasadzie na warunkach Władimira Putina dojdzie do jego spotkania z Donaldem Trumpem. Wiemy, że Stany Zjednoczone nie są potęgą futbolową, a jednak to też wpisuje się w okołomundialowy kontekst funkcjonowania Rosji w nowym duchu, po sankcjach i izolacji. Zaryzykuję stwierdzenie, że musiałoby dojść do jakiejś katastrofy i strasznej nieporadności wszystkich naraz, żeby można było powiedzieć, że Rosja zawaliła. Tym nie jest jednak zainteresowana cała organizacja futbolowa, a wiadomo, że biznes potrafi świetne maskować różne niedociągnięcia. Przekaz jest więc bardzo prosty – wszystko musi się udać, bo w razie jakichś niepowodzeń minusy będą na kontach, a nie na wizerunku.
Stricte rosyjskie korzyści biznesowe będą duże?
Na pewno. Przede wszystkim otworzy się nowe okno transferowe, jeśli chodzi o świadomości tego, że Rosja nie istnieje bez świata zewnętrznego. Niezależnie od tego czy Rosja jest autorytarna, czy totalitarna, musi się otworzyć na świat. To dzieje się dzięki mundialowi. Choćby nawet media rosyjskie straszyły atakami ze strony USA lub Wielkiej Brytanii albo zakusami Francji czy Niemiec na rosyjski dobrobyt, to widać wyraźnie, że ta droga jest bardzo krótkowzroczna i bezsensowna. Rosja bez naturalnych kontaktów ze światem zewnętrznym nie będzie się dobrze rozwijała. Dla społeczeństwa to jeden z głównych zysków. Trochę poboczny i chyba trochę niespodziewany dla rosyjskiej elity politycznej. Przeciętny obywatel zobaczy u siebie normalny, radosny i nieizolowany świat. Rosjanie, nawet ci nieinteresujący się futbolem, osobiście odczują, że ta branża ma niesienie, które bardzo szybko staje się odczuwalne. Wystarczy zresztą posurfować trochę po rosyjskim internecie, żeby zobaczyć te wszystkie pozytywne wnioski i odczucia.
Jakieś negatywne też są? Przed mundialem pojawiało się wiele wątków sugerujących, że nie wszyscy są zadowoleni.
Są już, a gdy wygaśnie entuzjazm będzie ich coraz więcej. Żeby jednak dobrze wszystko zrozumieć, musielibyśmy wpisać je w znacznie szerszy kontekst i spojrzeć na to, co dzieje się w samej Rosji, jeśli chodzi o sytuację polityczną, niezadowolonych ludzi czy więzionego reżysera Olega Sencowa, o którym stosunkowo niedawno zrobiło się głośno w Polsce. Póki tkwi w tym sport, mamy jednak do czynienia z pewnego rodzaju klinczem. Kolejne wydarzenia sportowe, jak igrzyska w Pekinie albo mundial w Katarze przyniosą nam jednak te same problemy i rozterki. Nam, czyli humanistom, myślącym o człowieku nie tylko z perspektywy rozrywki. Bo dzisiejszy sport bardzo mocno przesunął się w stronę rozrywki. Głosy dotyczące tego na ile można izolować sport od życia społecznego już się zresztą pojawiają. Takie są jednak konsekwencje życia w świecie globalnym, a fakt, że mundial odbywa się akurat w Rosji, jest wyłącznie okazją do tego, by trochę o tym kraju pomówić. Realnie rzecz ujmując mamy do czynienia z czymś na wzór lądowania statku kosmicznego w jakiejś wielkiej przestrzeni, której gospodarze mówią „dobrze, wylądowaliście, ale my też chcemy na tym skorzystać”. Za chwilę ten statek odleci i wyląduje w innym miejscu, chociażby w Katarze, i będziemy mieli do czynienia z identyczną sytuacją. A może nawet z jeszcze trudniejszą.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ilekroć wcześniej duże wydarzenia sportowe odbywały się w krajach, do których można było mieć jakieś zastrzeżenia, to negatywnych komentarzy nie było tak dużo, jak w przypadku Rosji. Chyba wracamy więc do tego, od czego zaczęliśmy – jak Rosja jest przedstawiana w świecie.
To może mieć znaczenie, ale jest też chyba dobrym symptomem. Ta wnikliwość obserwacji Rosji mimo wszystko. To oznacza, iż świat, z którego korzystamy i w którym żyjemy jest zainteresowany Rosją w sposób sensowny. Gdyby nie był, to po prostu machnęlibyśmy ręką. Co możemy zrobić chociażby w przypadku wspomnianych już Chin? Mamy przecież niezwykle ograniczone możliwości. A tutaj, być może powierzchownie, często niesprawiedliwie, ale czasem też zbyt łagodnie, jednak się o tej Rosji mówi. To znaczy, że chcemy widzieć ją przy sobie. W końcu w żaden sposób się od niej nie odetniemy, a różnych związków między nami jest cała masa. W tym wszystkim staramy się też szukać lepszej Rosji. To jest główna przyczyna tego zainteresowania.
Szukanie lepszej Rosji nie jest jednak łatwe. Będąc tam odniosłem wrażenie, że ludzie albo podążają za oficjalną wykładnią Kremla, albo po prostu odcinają się od wszystkiego. Ciężko spotkać stanowisko przeciwne do tego, co głosi idący z „góry” przekaz. Albo się z nim zgadzamy, albo jesteśmy poza, wyrażając w ten sposób milczącą akceptację dla zaistniałem sytuacji.
Rzeczywiście, tak to teraz wygląda. Brakuje wyraźnego miejsca, w którym mógłby zostać wygenerowany sprzeciw. Było to widoczne podczas ostatnich wydarzeń politycznych, czyli wyborów prezydenckich i późniejszej inauguracji. Aleksiejowi Nawalnemu, który uchodzi za frontmana dzisiejszej opozycji, nie udawało się przebijać ze wszystkimi postulatami. Szczęśliwie ma narzędzie w postaci internetu i notuje bardzo wysokie odsłony. Zapewne musiałoby dojść do krytycznych i przełomowych wydarzeń, aby niema część społeczeństwa, żyjąca swoimi troskami i niełatwą codziennością, zdecydowała się na odważniejsze ruchy. Ciężko mieć im jednak za złe bierną postawę, ponieważ wynika ona z panującego w Rosji układu sił.
Po mundialu zapewne to się nie zmieni. Ta impreza raczej utrwali obecną sytuację, bo ludzie nie dostaną żadnego impulsu do sprzeciwu.
Mało tego, mam wrażenie, że jakaś część ludzi, która do tej pory funkcjonowała w oderwaniu od obozu władzy, w tym momencie może poczuć się trochę oszukana wizerunkiem przedmundialowej Rosji. W efekcie doprowadzi do tego, że zostaną włączeni do gry, której warunki nie oni ustalają. To jednak jest kolejny sukces elit, na razie w żaden sposób nieprzeliczalny. Nie chodzi nawet o słupki poparcia, ale o zneutralizowanie niechętnych.
Na razie w kraju panuje wielki entuzjazm, związany także z postawą reprezentacji, niewspółmierny do tego, co rzeczywiście się dzieje ani tym bardziej do sytuacji przed rozpoczęciem mistrzostw. Popadanie ze skrajności w skrajność i brak odpowiedniego balansu jest czymś charakterystycznym dla Rosjan? Czerczesow jeszcze niedawno był przedstawiany jako ostatni gamoń, a po wygranych z Arabią Saudyjską i Egiptem chciano mu stawiać pomnik.
Trudno się temu dziwić, skoro w Rosji panuje deficyt sukcesów i non stop albo się przed czymś ucieka, albo się coś goni. Skrajności to kwestia struktury społecznej, która w określonych warunkach cały czas jest pokazywana– zresztą w Polsce też się z tym spotykamy – albo jako zwycięzcy, którzy potrafią zbawić świat, albo jako ludzie potępieni i notorycznie negowani. Rosjanie co jakiś czas odczuwają te same emocje. A to są atakowani przez zachód i gnębieni za, jak uważają, nieswoje winy, a to poszukują jakichś euforycznych rozstrzygnięć ze względu na głód sukcesu, który w strefie życia nazywanej Europą środkowo-wschodnią, jest przemożny. Jeśli jednak spojrzymy na nas samych, to na pewno zobaczymy podobne emocje.
Rosyjska chęć wygrywania nie ogranicza się jednak wyłącznie do futbolu.
Tradycje wygrywania w Rosji są ogromne, zresztą ten kraj ma się do czego odwoływać. Generalnie rzecz ujmując, tradycja sportu związanego z wojskiem, z tężyzną fizyczną czy prymatem w życiu codziennym, jest tam bardzo ważna. Rosjanie mają do czego nawiązywać, choć bez wątpienia nastąpił moment zawahania tej formacji mentalnej, a teraz trwa próba jej odbudowania. Skoro nie najlepsza w historii reprezentacja Rosji wygrała na mundialu dwa mecze z rzędu, to można było pójść w te nastroje.
Sportowo nie ma więc na co narzekać, gorzej wygląda to w ujęciu społecznym. Czy mundial pomoże Rosji w zasypywaniu dysproporcji między regionami? Moskwa, Petersburg lub Kazań w gruncie rzeczy nie potrzebowały tej imprezy, ale inne ośrodki, jak na przykład Wołgograd, teoretycznie mogą sporo na niej zyskać. Pytanie tylko, czy w Rosji wiedzą, jak to zrobić.
Na pewno jest to okazja do niwelowania dysproporcji między regionami, ale ten proces musiałby zacząć się na długo przed mundialem. Obawiam się, że w obecnych okolicznościach zyskiwać będzie ten, co zawsze, czyli Moskwa. Monocentryczny układ federalny, w którym Moskwa czerpie z regionów i jednocześnie nic im nie oddaje, pozostanie w mocy. To jest tak naprawdę filozofia państwa. I tak szczęśliwym zbiegiem okoliczności mecze odbywają się w wielu prowincjonalnych miastach, dzięki temu zostanie tam przecież dużo pieniędzy. Nie łudziłbym się jednak co do tego, że regiony nagle bardzo zyskają. Wszystko musiałoby być już wcześniej kompleksowo obmyślone, a nie sądzę, że tak się stało. No chyba, że elity lokalne zorientują się, że są w stanie same zagospodarować środki, ale tradycja do tej pory była taka, że to Moskwa kontroluje całą pulę i tylko od Moskwy zależy co i gdzie będzie realizowane. Znaczący zresztą jest fakt, że miasta, w których odbywają się mecze odgórnie wskazano w stolicy.
Wybór Wołgogradu dziwi chyba najbardziej. Chyba po prostu chciano nagrodzić to miasto za wojenne zasługi.
Taka sama teza funkcjonowała przy okazji igrzysk w Soczi, które były próbą odczarowania Kaukazu i Zakaukazia. Trudno stwierdzić, na ile było to skuteczne. Oczywiście nie jest to dokładnie ten sam region, który do dzisiaj pozostaje bardzo newralgiczny z punktu widzenia chociażby dwóch wojen czeczeńskich. W gruncie rzeczy to jednak wyłącznie od państwa rosyjskiego zależy, czy Wołgograd nadal będzie krwawił wojenną raną, czy też nagle dostanie nowe życie. Na razie martyrologia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej jest rosyjską dominanta ideową, od kilku lat nie widać innej tendencji. Odczarowanie miejsc przeklętych, jak Auschwitz w Polsce, albo dawny Stalingrad, a dzisiejszy Wołgograd czy też miejsca z obszarów nowych konfliktów, jak dawna Jugosławia, to generalnie wielka sztuka. Takich krwawiących punktów z niedomkniętą historią jest zresztą więcej. Nie wiem, czy współczesny sport i współczesna strategia biznesowa dla sportu są w stanie zagwarantować tam pozytywne emocje. Oby tak było, choć mam spore wątpliwości.
Opromieniona mundialowym sukcesem Rosja stanie się bardziej elastycznym partnerem w kontaktach z innymi państwami czy może jeszcze mocniej będzie ustawiać się w pozycji siły na arenie międzynarodowej?
Zobaczymy w dalszej perspektywie. Wydarzenia ostatnich pięciu-sześciu lat pokazały, że nie ma jednej przewidywalnej Rosji. To już teraz jest bardzo elastyczny partner, a w wielu miejscach także przeciwnik. Wiele decyzji dyktuje tam nie przewidywalność, lecz bieżąca polityka, bieżące wydarzenia i nagłe impulsy. Rosja musi też pamiętać, że nie jest sama na bardzo specyficznej mapie świata i że w najbliższym czasie wyniknąć mogą jeszcze bardzo różne rzeczy. Powrót do sensownego i łagodnego dialogu będzie więc zależał od samej Rosji. A czy Władimir Putin będzie występował jako zwycięzca na różnego rodzaju forach międzynarodowych? Pewnie, że tak, bo będzie z tego korzystał. To dla niego czysty biznes. Inna sprawa, że o ile teraz o mistrzostwach mówi się bardzo dużo, to wkrótce świat całkiem o nich zapomni. Wróci brudna, porysowana, szara codzienność bez lukru.
Co w takim razie ten sukces będzie oznaczał dla zachodu i krajów, które są z Rosją na bakier?
Wszyscy na tym skorzystają, także ci – jeśli oczywiście utrzyma się pozytywna atmosfera – którzy do tej pory musieli współpracować z Rosją po cichu. Teraz będą mieli argumenty przeciw tym, którzy dotychczas byli sceptycznie nastawieni do tego, co rosyjski świat polityczny oferuje zachodowi. Na tej płaszczyźnie to sytuacja win-win. Szkoda po prostu zmarnować okazję, która szybko się nie powtórzy.
Rozmawiał Karol Bochenek
Fot. Tomasz Smurzyński
Bartosz Gołąbek – doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Kultury Słowian Wschodnich Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca w Zakładzie Komunikacji Międzykulturowej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Stanisława Pigonia w Krośnie.