Jaka jest prawda o letnich transferach Legii? Ile tak naprawdę wydali mistrzowie Polski? Do tej pory gdzieniegdzie krążyła wersja, że pobity został klubowy rekord i za samego Armando Sadiku wyłożono 1,5 miliona euro. Zdaje się, że była to wersja kolportowana wówczas, gdy niektórym zależało, by pokazywać Legię jako klub działający z rozmachem i „na bogato”. Dzisiaj, gdy Sadiku nie strzela goli, pewnie należałoby wrócić do wersji… prawdziwej.
A prawdziwa wersja jest następująca: Legia Warszawa nie zapłaciła Szwajcarom za Sadiku 1 500 000 euro, tylko… 500 000 euro, w dwóch ratach. Niby tylko jedna cyferka różnicy, ale jednak powiedzmy sobie szczerze – zupełnie zmienia to postać rzeczy. Oznacza to, że droższy był nie tylko Vrdoljak wiele lat temu, Nagy całkiem niedawno, ale nawet Michał Masłowski, Michał Pazdan, Thibault Moulin, Artur Jędrzejczyk czy Ariel Borysiuk.
Jeszcze niedawno Dariusz Mioduski mówił o Sadiku: – Biorąc pod uwagę wszystkie prowizje, to najdroższy piłkarz w historii klubu. Ale oceniam ten transfer pozytywnie. Ma to coś, że będzie strzelał gole.
Wcześniej natomiast, jeszcze przed letnim oknem transferowym, twierdził: – Borysiuk to najdroższy transfer w historii Legii. Kosztował 1,3 miliona euro.
Nie twierdzimy, że Sadiku nie będzie strzelał, może i ma to coś. Być może też faktycznie był najdroższym piłkarzem w historii klubu, jeśli doliczy się prowizje, ale to by oznaczało ni mniej ni więcej, że prowizje prawie dwukrotnie przewyższyły wartość transferu – co nie zdarza się w piłce zbyt często, o ile w ogóle się zdarza (prowizje musiałyby przekroczyć 800 000 euro). Całe rozliczenie transferu Albańczyka wygląda następująco…
500 000 euro odstępnego płatne w dwóch ratach. FC Zurich zachowało prawo do 40 procent zysku z następnego transferu (od kwoty netto, czyli takiej, która zostanie po odjęciu wpłaconego przez Legię 500 000 euro). Jednocześnie Legia może – ale nie musi – wykupić od Szwajcarów tę 40-procentową opcję za 800 000 euro. Struktura transakcji wygląda naprawdę całkiem rozsądnie, jest furtka, która daje okazję zarówno zminimalizować koszt, jeśli piłkarz okaże się kalafiorem, jak i zarobić więcej, gdyby forma zawodnika eksplodowała. Rzecz jednak w tym, że Sadiku po prostu nie był szczególnie drogi.
Tak czy siak – nie wygląda to na transfer stulecia, w czym zresztą nie ma nic złego. W końcu w piłce chodzi o to, żeby kupować tanio, a nie drogo. Drogo to należy sprzedawać. Wygląda też na to, że Legia wcale nie wydała latem tyle, ile zarobiła na sprzedaży Vadisa Odjidji-Ofoe do Olympiakosu Pireus (2 miliony euro plus 1 milion w opcjach, jedna z nich – awans do Ligi Mistrzów – już zrealizowana). Wedle naszej wiedzy Sadiku kosztował 500 000 euro, Pasquato 250 000 euro (drugie źródło nam mówi o 500 000 euro, ale bardziej ufamy wersji za 250 000 plus procent z następnego transferu), Mączyński 400 000 euro, Hildeberto z kolei to transfer darmowy, ale Benfica zachowała 50 procent praw do zysków z tego zawodnika. Do tego dochodzi Łukasz Moneta oraz prowizje menedżerskie, ale tych już nie jesteśmy w stanie dokładnie oszacować. W każdym razie jeśli nie pomyliliśmy się za bardzo, a chyba nie, trudno mówić o kwocie rzędu 2-2,5 miliona euro.
Jeśli Dariusz Mioduski chciałby się chwalić rozsądkiem – pal licho, czy transfery okażą się trafione, to wyjdzie w praniu – to ok, nawet byśmy się zgodzili. Dziwne, że raczej chciał chwalić się rozmachem. Powiedział między innymi: – Pierwszy razy na transfery wydaliśmy więcej niż otrzymaliśmy ze sprzedaży zawodników.
Po pierwsze – wydaje się nam, że jednak wcale nie więcej. Po drugie – np. zimą 2016 Legia sprzedała jedynie Żyrę za 600 000 euro oraz Kuciaka za 300 000 euro, natomiast pozyskała – na różnych zasadach – Borysiuka, Hlouska, Niezgodę, Aleksandrowa, Jędrzejczyka (wypożyczenie) oraz Hamalainena i Cierzniaka (wolne transfery, wliczyć należy prowizje). Wartość samego transferu Borysiuka sam Dariusz Mioduski oszacował publicznie na 1,3 miliona euro, czyli na więcej niż klub pozyskał z transferów Żyry i Kuciaka.
Warto dodać, że Sadiku zarabia dużo, ale nie najwięcej w drużynie, bo 35 000 euro miesięcznie netto. Za nim w klasyfikacji są Pasquato (25 000 euro netto), Mączyński (20 000 euro netto) oraz Hildeberto (20 000 euro netto). Oczywiście to sumy, które w innych polskich klubach zwalałyby z nóg, ale jak na Legię wygląda to na całkiem rozsądny pułap.