Reklama

Lobotka i spółka. Największe olśnienia „polskiego” Euro

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2017, 13:36 • 4 min czytania 12 komentarzy

Nie ma się co oszukiwać, uwaga większości kibiców podczas młodzieżowego Euro skupiona jest pomiędzy ich reprezentacją, a największymi gwiazdami turnieju. Tych przecież do Polski zjechało co nie miara – Bellerin, Deulofeu, Donnarumma, Asensio, Redmond, Renato Sanches… My jednak przyglądaliśmy się uważnie starciom fazy grupowej także wypatrując nazwisk z drugiego, może wręcz trzeciego szeregu, by tutaj znaleźć przyszłe gwiazdy. A może po prostu objawienia jednego turnieju. W każdym razie – oto kilku tych, którzy jeszcze w piłce klubowej nie przedstawili się bardzo szerokiej publiczności, a których nazwiska dziś w notesach mamy nie tylko my, ale i pewnie tłumnie obecni na „polskim” Euro skauci.

Lobotka i spółka. Największe olśnienia „polskiego” Euro

Martin Chrien (Słowacja)

Nie będziemy ukrywać, że oczarował nas asystą w meczu z Polską. Bolesną, bo gdzieś do tej 20. minuty spotkania mieliśmy prawo wierzyć, że te mistrzostwa jakoś się ułożą. Później ta nadzieja była systematycznie odbierana. Ale to, co zrobił z Jaroszyńskim, z jaką gracją i łatwością obrócił się z lewym obrońcą kadry Dorny na plecach, a także jak później idealnie dograł do wybiegającego zza Bartosza Kapustki Valjenta – po prostu palce lizać.

Aż dziw bierze, że musiał w minionym sezonie szukać wypożyczenia z Viktorii Pilzno, gdzie nie potrafił się załapać do składu.

Reklama

Stanislav Lobotka (Słowacja)

Błyszczeć w środku pola przeciwko Polakom, gdzie prym nieudolności wiódł Dawidowicz, nie było szczególnie trudnym zadaniem, ale ani ze Szwedami, ani z Anglikami Lobotka minimalnie nie spuścił z tonu. Był absolutnie wszędzie, tak jakby wrócił z miesięcznych wakacji i głód grania miał większy niż wypuszczone z klatki lwy po tygodniu bez karmienia. Dosłownie żywił się przerywaniem akcji rywali, zachowując oczywiście wszelkie proporcje, pełnił w reprezentacji Słowacji bardzo podobną rolę do N’Golo Kante najpierw w Leicester, a później w Chelsea. Doskonale się ustawiał, w okolicach koła środkowego harował od jednej linii bocznej do drugiej, do tego nie pozostawał bierny w kreowaniu gry, zdecydowanie nie ograniczał się tylko do grania przez bocznych obrońców czy stoperów, ale często był inicjatorem akcji zaczepnych. Coś nam się wydaje, że długo w Nordsjaelland miejsca już nie zagrzeje.

Enis Bardhi (Macedonia)

Macedończycy zaimponowali nam nie tylko walką do samego końca turnieju, dzięki czemu udało im się wyrzucić za burtę Portugalią, ale też klasą piłkarską. Wpadli do bardzo ciężkiego zestawu – z Hiszpanią czy Portugalią – ale widać było, że nieprzypadkowo w eliminacjach odprawili z kwitkiem Francuzów. Największe wrażenie zrobił na nas właśnie Bardhi – motorek napędowy drugiej linii. Znakomity technicznie, do tego dysponujący naprawdę imponującą szybkością. Do tego – młotek w nodze, co udowodnił choćby z Portugalią (a to nie była jego jedyna interesująca próba).

Andrija Zivkovic (Serbia)

Reklama

Nie był tak oczywistym kandydatem na gwiazdę turnieju jak choćby Asensio czy Renato Sanches, ale każdy wiedział, że do Polski przyjeżdża jako jeden z przedstawicieli lepszego futbolowego świata. Mający za sobą pół roku regularnego grania w zespole mistrza Portugalii, Benfice, wyciągnięty przez nią rok wcześniej z Partizana. Gdybyśmy mieli na tle rywali i kolegów określić go jednym słowem, trzeba by było użyć sformułowania „profesor”. Kawał zawodnika, który ucierpiał bardzo mocno na tym, że jego partnerzy raz za razem marnowali kreowane przez niego sytuacje. Gdyby nie to, po fazie grupowej Serbia wcale nie musiałaby jechać do domu, a Zivković kończyłby ją z pięcioma-sześcioma asystami naprawdę wysokiej klasy na koncie.

Kenneth Zohore (Dania)

Tur. Chłop jak dąb. Czołg. Gdybyśmy nie wiedzieli, że gra w Championship, powiedzielibyśmy, że idealnie nadaje się do Championship. Silny, waleczny, potrafiący wziąć rywala na plecy i sprawić, by poczuł się absolutnie bezsilny w kwestii przejęcia kontroli nad piłką, powalenia swojego duńskiego rywala, wygrania z nim pojedynku, w którym największą rolę odgrywa siła. Z Włochami i Niemcami nie miał okazji zagrać pełnych 90 minut, wchodził na końcówki, wczoraj okazało się, jak wielkim było to błędem. Dwa gole i dwie asysty z Czechami w meczu wygranym 4:2, czyli – co łatwo policzyć – udział przy 100% bramek strzelonych przez Duńczyków na tym turnieju. Ekipa z Europy Północnej turniej przegrała dość wyraźnie, jego jednak inaczej niż wielkim (dosłownie) wygranym nazywać po prostu nie można.

Paweł Cibicki (Szwecja)

Nasz stosunek do Cibickiego-człowieka znacie, nie będziemy strzępić ryja (czy tam nadwyrężać klawiatury), bo szkoda naszego wysiłku. Cibickiemu-piłkarzowi trzeba jednak oddać, że ten turniej wyszedł mu naprawdę dobrze. Trudno było znaleźć bardziej aktywnego zawodnika w drużynie Trzech Koron niż właśnie Polak Szwed Polak Szwed Polak Szwed. Nie ma przypadku w tym, że w lidze szwedzkiej jest jednym z najczęściej uderzających na bramkę piłkarzy, że w słabym Jonkopings zapracował sobie na triumfalny powrót do Malmoe, gdzie dziś jest wiodącą postacią ofensywy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...