Reklama

Złoto dla zuchwałych? Nie dziś, choć Osasuna była naprawdę blisko

redakcja

Autor:redakcja

11 lutego 2017, 22:50 • 4 min czytania 3 komentarze

Mecz Osasuny z Realem doszedł do skutku. Wiadomość równie banalna, co – mając na względzie przeboje sprzed tygodnia – niezwykle istotna. Dachu, w przeciwieństwie do stadionu w Vigo, nie zerwała dziś bowiem żadna szaleńcza wichura, oświetlenie nie uległo nagłej awarii, na murawie nie wylądowało UFO, władze miasta w obawie przed madryckim gniewem nie musieli naprędce szukać zastępczego obiektu, a piłkarze Realu w końcu mogli spokojnie zająć się swoimi obowiązkami. Głód gry znalazł zaś odzwierciedlenie w zaangażowaniu, a momentami wręcz agresji, z jaką jedni i drudzy podeszli do spotkania.

Złoto dla zuchwałych? Nie dziś, choć Osasuna była naprawdę blisko

Niestety, podobnie jak we wcześniejszym meczu Barcelony, tak i w tym Realu bez ofiar się nie obyło. Uwaga – obrazek nie jest przeznaczony dla osób o słabych nerwach.

W taki sposób skończył się sezon dla Tano Bonnina, bo trudno uwierzyć, by po tak paskudnie wyglądającym złamaniu, miał w okamgnieniu wrócić do gry.

Reklama

Można jednak było odnieść wrażenie, że ta sytuacja obudziła w piłkarzach Osasuny dodatkowe pokłady umiejętności, ukrywane na tyle skrzętnie, by do spotkania z „Los Blancos” podchodzić w roli czerwonej latarni Primera Division. Że w momencie, w którym Tano zakończył swój udział w tym spotkaniu, gospodarze obrali sobie za punkt honoru przeprowadzenie vendetty.

Szczególnie mocno chciał dać temu dowód Fausto Tienza. Zwykle rezerwowy, w ubiegłym sezonie mający wielokrotnie trudność z załapaniem się do jedenastki Alcorcon, strzelać próbował z każdej pozycji. I nie ma w tym stwierdzeniu pół grama przesady, bo wysuniętego Keylora Navasa chciał pokonać strzałem z koła środkowego boiska.

To nie on, a Sergio Leon, skarcił jednak Real w pierwszej połowie. Dając tym samym dowód, że zatrudniony niedawno Petar Vasiljević ma znacznie więcej oleju w głowie, niż po ogłoszeniu go trenerem sądzili kibice Osasuny. Serb wymyślił sobie, że obronę Realu rozerwie szybkimi napastnikami – Rivierem i Leonem właśnie – i przy golu na 1:1 został za to nagrodzony. Hiszpan nie miał problemu z wygraniem biegowego pojedynku z Varanem, wcale przecież nie najwolniejszym stoperem, jak i z przelobowaniem z zimną krwią Keylora Navasa.

A strzelał na 1:1, bo wcześniej Cristiano Ronaldo trafił do siatki po jednej z zaledwie dwóch naprawdę dogodnych sytuacji, jakie Real potrafił sobie wypracować w pierwszej części gry. Strzelił, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie, z ostrego kąta, idealnie pomiędzy nogami nieszczególnie przekonująco interweniującego Sirigu.

Znacznie bardziej przekonujący był, gdy niedługo później obrabował z pewnego – tak się wydawało – trafienia Karima Benzemę.

Reklama

Do pewnego momentu można było odnieść wrażenie, że niebo, ziemia i Real, ten ostatni w szczególności, sprzyjają Osasunie jak nigdy. Nie trzeba przecież być piłkarskim historykiem, by pamiętać, jak Real rozrywał kolejnych rywali kontratakami. Dziś były one bezzębne jak noworodek. Prehistorią, nawet w warunkach piłkarskich, nie są też czasy, gdy w pojedynkę mecze wygrywał kilkoma błyskami Cristiano Ronaldo. Dziś nie potrafił, poza golem siedział cichutko jak mysz pod miotłą, głos podnosząc jedynie gdy przyszło domagać się wątpliwego karnego w końcówce.

Dosłownie na chwilę szczęście odwróciło się jednak od Osasuny, co przesądziło o ostatecznym wyniku meczu. Vasiljević okazał się trochę zbyt zuchwały, puszczając w bój ofensywnie usposobionego bocznego obrońcę Clerca. Chciał wyciągnąć ręce po dwa dodatkowe punkty, nie miał zamiaru się zadowalać pojedynczym „oczkiem”, więc Real mu tę rękę odciął. A konkretnie – po bilardzie w polu karnym Sirigu zrobił to Isco. Żeby było jeszcze boleśniej dla szorujących dno tabeli gospodarzy, jednym z najbardziej umoczonych w stratę gola był właśnie wprowadzony kilka chwil wcześniej Clerc, zagubiony w tamtej sytuacji jak Chukwu próbujący dojechać na trening Legii.

Trudno jednak mówić o tym, by Real przekonał. Nawet mimo tego, że znacznie mocniej otwartą w końcówce Osasunę przy biernej postawie Oiera dobił jeszcze Lucas Vazquez. Prędzej dalibyśmy sobie wmówić, że Ziemia jest płaska, a księżyc faktycznie się uśmiecha, niż że podopieczni Zinedine’a Zidane’a są obecnie w szczytowej formie.

Chyba że mówimy o szczycie pokroju Gubałówki.

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
27
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

3 komentarze

Loading...