Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

07 lipca 2015, 13:07 • 5 min czytania 0 komentarzy

Polska piłka ma wiele potrzeb. Na pewno potrzebuje kreatywnego środkowego pomocnika, lewego obrońcy, uznanego w skali Europy trenera itd. Każdy może do tej listy dorzucić coś od siebie. Ja dorzucam jedno – polska piłka potrzebuje… historyka.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Czytam właśnie na blogu Piłkarska Mafia, że skierowano akt oskarżenia w sprawie meczów Groclinu i byłego właściciela tego klubu, Zbigniewa D., jak sam się chwalił – potomka słynnego Michała Drzymały. Okazuje się, że Groclin skorumpował między innymi sędziego finałowego meczu Pucharu Polski. 18 czerwca 2005 roku grodziszczanie wygrali z Zagłębiem Lubin 2:0, a wyniku pilnował arbiter Jacek Granat (który później w sposób niesamowity zdołał zapaść się pod ziemię, początkowo niby z powodu choroby). Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że oskarżenia wysunięte przez prokuratora potwierdzi sąd, natomiast nie ma się co oszukiwać: zapewne tak się właśnie stanie. Na 99,99 procent.

I tu pojawia się moja wątpliwość. Czy w annałach polskiego futbolu Groclin zostanie zapisany jako zdobywca Pucharu Polski 2005, tak jak to ma miejsce teraz? Czy zostanie zapisany mimo stwierdzenia korupcji w decydującym spotkaniu? Byłoby to absurdalne, ale nie takie absurdy już widzieliśmy. Przecież lata temu zakończył się proces dotyczący meczu Cracovia – Zagłębie w ostatniej kolejce ekstraklasy sezonu 2005/2006. To ten mecz, za który Franciszek Smuda otrzymał sowitą premię i nie chciał jej oddać, pamiętacie? No więc tabela do dziś jest niezweryfikowana, lubinianie dalej zajmują w niej trzecie miejsce, mimo że przecież decydujący o zajęciu trzeciego miejsca punkt kupili.

Przydałby się więc sprawiedliwy historyk, który na podstawie sądowych wyroków napisałby historię polskiej piłki na nowo. Będzie potwornym wstydem, jeśli za lat pięćdziesiąt dalej kibice będą czytać: „Zdobywca Pucharu Polski 2005: Groclin Grodzisk Wielkopolski”. Uczciwsze będzie wpisanie: nikt. Po prostu – nikt. Jeśli nie da się ustalić, kto uczciwie zasługuje na to trofeum, to znaczy, że edycję należy uznać za nieważną. Nie można przecież nagradzać kogoś, kto ewidentnie grał nie fair.

Zaraz ktoś powie, że grzebać w trupach nie ma sensu i że trzeba się skupić na aktualnych problemach, których nie brakuje. Moim zdaniem jedno nie wyklucza drugiego. Nie ma u mnie przyzwolenia, by oszuści cieszyli się z kupionych medali. Nie można przymykać oczu na wyroki sądów, zeznania świadków, ustalenia śledczych.

Reklama

Mój apel: odkłamujmy historię. Zmieniajmy stare tabele i weryfikujmy Puchar Polski. Nawołujmy do tego. Inaczej dajemy ciche przyzwolenie, by oszuści zwyciężyli. PZPN musi dbać nie tylko o przyszłość polskiej piłki, ale także o jej przeszłość. Musi być strażnikiem historii.

Na razie jedynym zweryfikowanym tak naprawdę sezonem jest ten, w którym mistrzostwo odebrano Legii Warszawa (1992/93). Nie mam zamiaru walczyć o przywrócenie tego tytułu, chyba z tego wyrosłem i wiedzy mam trochę za dużo na tę dziecinadę, ale to prawdziwy paradoks, iż zweryfikowany został wynik bez wszczęcia jakiegokolwiek śledztwa, natomiast te rozgrywki, których nieuczciwość potwierdził sąd – nie.

* * *

Kiedy patrzę na skład Groclinu z 2005 roku, to jakoś nie mam wątpliwości, że ta drużyna uczciwie nie mogła wygrać rozgrywek o Puchar Polski. W jednych z dwóch finałowych meczów (tym kupionym) na boisko wyszła następująca jedenastka: Przyrowski – Cilinsek, Mynar, Kumbev, Vranjes – Piechniak, Sninsky, Porazik, Boret – Sikora, Ślusarski.

Rany…

* * *

Reklama

Co sobotę pisuję felietony do „Przeglądu Sportowego”, więc jakby co – zapraszam. Ogólnie jest to obowiązek dość miły, robię to dlatego, bo lubię i cenię ludzi, którzy przejęli tę gazetę i chcą ją utrzymać na powierzchni. Natomiast jak czasami patrzę, z kim przychodzi mi dzielić łamy, to łapię się za głowę.

Napisał, co wiedział Dariusz Michalczewski. Zacytuję fragment…

Ostatnio rozgorzała dyskusja o przyznaniu polskiego obywatelstwa kubańskiemu siatkarzowi Leonowi. Ten pomysł ma wielu przeciwników, bo zawodnik prawie nie mówi po polsku, nie zna naszego kraju, a pewnie nie umie zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego, i tak dalej.

Ludzie! A czy tak dobrze znacie hymn Polski?! Czy wszyscy krytykujący tego typu pomysły znają choćby jedną zwrotkę Mazurka Dąbrowskiego? Nie sądzę.

Nie wiem, z czego wynika takie krytyczne podejście do zmiany barw. Zamiast cieszyć się, że ludzie chcą mieszkać w naszym kraju, chcą poznać naszą kulturę, chcą być pomocni, wielu najchętniej wysłałoby ich w kosmos.

Z tego, co wiem, Leon ma polską narzeczoną, mieszka w naszym kraju i całkiem dobrze się czuje. W dodatku, a raczej przede wszystkim, znakomicie gra w siatkówkę. Nie widzę więc przeszkód w tym, by reprezentował Polskę, kiedy dostanie obywatelstwo.

Ech, ostatni „Diablo” Włodarczyk stwierdził, iż nie należy krytykować Daniela Olbrychskiego za jazdę po pijanemu, bo przecież wszyscy jeździmy po pijanemu, a teraz ten… Bokserzy – chociaż sami wolą, by nazywać ich pięściarzami – chyba nie powinni zbyt wyrywać się do mediów, bo głowa nie pozostaje obojętna na przyjęte ciosy. Michalczewskiemu chętnie w kilku słowach odpowiem: polskie prawo przewiduje nabycie obywatelstwa przez cudzoziemca. Nie jest trudno wyszukać, jakie wymogi ktoś taki musi spełnić. Podpowiem, że nie jest ważne, czy gość ma polską dziewczynę, czy też wczoraj w nocy na dyskotece złapał za cycki rodowitą Czeszkę, nie jest też ważne, czy wydupczył kolejno warszawiankę, krakowiankę i poznaniankę. Nie ma też w tych przepisach nic na temat znajomości pierwszej zwrotki hymnu. Co ważne, w przepisach nie ma też wzmianki o tym, czy ew. przyszły obywatel Polski ma się czuć u nas komfortowo, czy niekomfortowo. Wszystkie argumenty podane przez Michalczewskiego są po prostu do bani.

Oczywiście, istnieje też droga na skróty – nadanie obywatelstwa przez prezydenta, z czego w sposób obrzydliwy korzysta się w sporcie. Zamiast kupować pojedyncze mecze, kupuje się sportowców, aby oni te mecze wygrali. To takie niby, no wiecie, uczciwe. To znaczy wiadomo, że nieuczciwe (dopiero co Polacy oburzali się na kadrę Kataru w piłce ręcznej), ale można udawać i my czasami lubimy poudawać.

Ja nie mam żadnego problemu z tym, żeby siatkarz Leon przeszedł normalną drogę, potrzebną do uzyskania obywatelstwa, dokładnie taką, jaką przechodzi stolarz z Ukrainy, muzyk z Jamajki albo rolnik z Białorusi. Prawo musi być równe dla wszystkich i mam centralnie w dupie to, że jakiś koleś nieźle podbija piłkę rękoma. Nie czyni go to w żaden sposób osobą bardziej wartościową od studenta z Kijowa, który nie podbija piłki do siatkówki, tylko w wolnych chwilach żongluje talerzami.

Są więc procedury, przez które pan Leon musi przejść. Nic nie stoi na przeszkodzie, by z tymi procedurami zapoznał się także Dariusz Michalczewski (Google pomoże), zanim usiądzie do napisania kolejnego felietonu w gazecie.

Aż mi się w tym momencie „Tiger” skojarzył z Patrykiem Małeckim, który w wywiadzie dla „PS” wyznał, że miewał problemy, ponieważ mówił, co myślał. A moim zdaniem miewał problemy, ponieważ nie myślał. Michalczewskiemu radzę pomyśleć. Chociaż przez dziesięć minut. Z szacunku dla czytelników.

Najnowsze

Felietony i blogi

1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...