Dochodzą do nas niepokojące informacje. Jak wiecie, znamy się ludźmi z różnych firm bukmacherskich. A w nich – alarm czerwony. Nazwa „Flota Świnoujście” trafiła na listę klubów, którym trzeba się przyglądać ze szczególną ostrożnością. – Według nas, zimowe sparingi Floty zostały ustawione. Na ich przebieg postawiono duże sumy pieniędzy. Coś takiego zdarza się tylko w przypadku nieuczciwych spotkań – mówią nam. W tym momencie dziwne ruchy w Świnoujściu zaczęły nam się układać w spójną całość…
Zanim jednak przejdziemy do konkretów – od początku.
KIM SĄ RUMUŃSCY SZKOLENIOWCY FLOTY?
12 stycznia Flota podała zaskakującą informację – rozstano się z wykonującym świetną pracę Tomaszem Kafarskim, a w jego miejsce sprowadzono duet rumuńskich szkoleniowców. Żaden z nich nie ma uprawnień, by prowadzić zespół w naszej pierwszej lidze, więc niewykluczone, że wkrótce zostaną zwolnieni. Niewykluczone też, że będzie to zwolnienie zgodne z planem. Póki co jeden z zawodników Floty powiedział nam: – Jestem zażenowany poziomem tych ludzi.
Tudor Florin-Laurentiu i Ivan Valentin. W życiorysach obu dżentelmenów znajdują się kompletnie anonimowe zespoły z niższych lig rumuńskich oraz Mołdawii. CS Snagov, Ramnicu Valcea, Stefanesti… Znowu Snagov, znowu Valcea. Sprawdźmy, czy jest coś, co łączy wszystkie rumuńskie i mołdawskie zespoły, w których działali świeżo upieczeni opiekunowie Floty. Otóż jest wspólny mianownik – korupcja.
CS Snagov. Według transfermarkt.de Tudor Florin-Laurentiu był z zespołem w dwóch okresach – jako dyrektor sportowy i tymczasowy trener w sezonie 2010/11 oraz jako trener od stycznia do marca 2012. Od stycznia do marca… Prowadząc Snagov tylko w jednym oficjalnym meczu, no i oczywiście rozgrywanych przed sezonem sparingach. Brzmi dziwnie? Zdecydowanie. Tym bardziej, że Snagov wkrótce wycofał się z rozgrywek. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że cały sezon 2010/11 w rumuńskiej drugiej lidze jest pod lupą UEFA, która prowadzi dochodzenie w kwestii powtarzających się niewiarygodnych wyników. W 2013 roku aresztowany został między innymi podopieczny Florina-Laurentiu z Snagova, Cristian Cristea – choć piłkarska federacja nie potwierdziła, czy chodzi o okres “snagovski”.
Atmosfera zagęszcza się jednak, gdy na jaw wychodzą kolejne kwiatki. Miesiąc przed powrotem Laurentiu do Snagova, odbywa się mecz z Farulem Constanta, w którym były-przyszły klub Rumuna odrabia trzy-bramkową stratę. Właściciel Farula grzmiał o ustawce, co zresztą sugerowały również rumuńskie media. Pikanterii dodawały wypowiedzi zawodników. Stefan Ciobanu z Farula powiedział na przykład, że ten konkretny mecz nie był w żaden sposób ustawiony, ale w poprzednich klubach zdarzały się spotkania, które piłkarze przegrywali na życzenie prezesa. W Snagovie grał też bramkarz, który w swoim kolejnym klubie zaliczył taki występ:
Przypadek? No to lecimy dalej. Jesteśmy przy Ramnicu Valcea, w którym Laurentiu pracował dwukrotnie (za pierwszym razem rok, za drugim – pięć miesięcy, znów przede wszystkim w okresie przygotowawczym, bo od października do lutego). Łącznie w obu okresach Laurentiu poprowadził zespół w szalonych szesnastu meczach, punktując najpierw ze średnią 0,86 punktu na mecz, potem nieco lepiej – 1,33. Pamiętajmy, to rumuńska druga liga. Wpisy do CV niezbyt chwalebne, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę liczne komentarze na bukmacherskich forach dotyczące ustawiania spotkań tego zespołu (i – by być uczciwym – wszystkich innych drużyn z rumuńskiej drugiej ligi). Potwierdzają to częste przypadki zamykania zakładów u lokalnych bukmacherów oraz powszechność korupcji – aresztowany za łapówki i skazany na cztery lata więzienia był m.in. prezydent tego miasta. Uznajmy jednak że faktycznie epizody w Stefanesti i Ramnicu Valcea to tylko poszlaki i domysły.
Inaczej jest w przypadku mołdawskiego Costuleni. By przybliżyć wam mołdawski futbol, odsyłamy do tekstu Leszka Milewskiego o tamtejszym potentacie – owocu rzekomego porozumienia mafii i służb. Opisany TUTAJ Sheriff Tiraspol to żywy dowód na przenikanie się tamtejszego futbolu z polityką i brudnymi interesami, ale i Costuleni ma swoje na sumieniu. O tym, że sprawy zaszły tam za daleko, niech świadczy fakt, że meczami tego zespołu zajęło się mołdawskie “Centrum Antykorupcji”. Jeszcze w 2012, na długo przed zatrudnieniem naszych Rumunów, ów organ prowadził dwie sprawy przeciw czterem klubom, pięciu zawodnikom i dwóm trenerom z tamtej ligi. Oczywiście Costuleni było jednym z tej czwórki. Siergiej Mocanu z tego klubu otwarcie przyznał się do ustawiania spotkań. Jeśli chodzi o okres “rezydowania” świnoujskiej dwójki w Mołdawii – “podejrzane” są zwłaszcza mecze z Zambrią Kiszyniów, ale UEFA prześwietla całokształt działalności podczas ośmiu spotkań, w których trenerem Costuleni był Laurentiu. A właściwie… Nie do końca trenerem. Do protokołów wpisywany był jako fizjoterapeuta lub trener przygotowania fizycznego. Konferencje? Wyłącznie na płycie murawy, bo przecież nie ma uprawnień…
KOGO ZE SOBĄ PRZYWIEŹLI?
Costuleni zresztą, ostatni klub rumuńskich szkoleniowców, wycofało się z rozgrywek – a spora część ekipy, od trenerów przez minimum (o tych mówi transfermarkt) SZÓSTKĘ zawodników, dołączyła do… Tak jest. Floty Świnoujście.
Warto tu dodać, że w wielu tamtejszych klubach przewijali się ci sami zawodnicy o bardzo podobnych karierach – “obiecujący” Rumuni, którzy z niezłych marek zjechali na drugi poziom rozgrywkowy, a następnie co pół roku, czasami co rok zmieniali barwy.
Marius Batfoi przywieziony obecnie do Świnoujścia był w Snagovie, ale i klubach takich jak: Otopeni, Clinceni i Dunarei. Nigdzie nie zagrzał miejsca.
Alexandru Oprea, kolejny testowany we Flocie, ma w CV trzy kluby. Snagov, Stefanesti i Costuleni. We wszystkich pracował trener Laurentiu…
Marius Tomozei? Historia jego kariery na transfermarkt wygląda tak: Snagov – Ramnicu Valcea – Snagov – Ramnicu – Snagov – Ramnicu. No a potem oczywiście mołdawskie Costuleni.
Andrei Voineag grał tylko w Stefanesti. No i wkrótce może zagra we Flocie…
Duet Scripcenco-Horosteanov Laurentiu poznał dopiero w Mołdawii, ale zaufał im przez te wspomniane osiem meczów na tyle, że obu przytargał do Polski.
Kto jest odpowiedzialny za te tabuny Rumunów, z trenerskim duetem na czele? To nie jest wielka tajemnica. “Sportowe Fakty” cytują trenera tuż po przyjeździe do Polski: – Zadzwonił do mnie menedżer Christian Stecher z konkretną propozycją. Była ona dla mnie interesująca. Stecher to agent piłkarski, którego poznałem w Rumunii.
KIM JEST STECHER?
Christian Stecher. Prezes spółki CS Sports, zajmującej się doradztwem dla klubów oraz prowadzeniem karier zawodników. Do tego agent piłkarski, który blisko współpracuje między innymi z Andreiem Rusu, kolejnym Rumunem, tym razem menedżerem, który wynajduje te wszystkie perełki. Stecher objął we Flocie stanowisko człowieka odpowiedzialnego za transfery – co już jest dość dziwne, biorąc pod uwagę, że jego firma CS Sports z siedzibą w Berlinie jest agencją menedżerską bez żadnych sukcesów. Ciekawiej robi się jednak, gdy ustalimy kto prawdopodobnie zatrudnił Stechera.
Trop prowadzi do… Jerzego Woźniaka. Pseudonim: Tony Vegas. I w tym momencie zaczyna się jazda bez trzymanki.
KIM JEST TONY VEGAS?
Zacznijmy od piłki nożnej. Woźniak w jej świecie zaistniał trzy razy, na początku w swojej Oławie, przy klubie MKS. – Cóż, za jego błędy płacimy do dziś, właśnie komornik znowu wszedł nam na konto, w sumie trzynaście tysięcy złotych – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” prezes MKS Oława, Witold Niemirowski. Woźniak przyjechał, pobajerował, zapewnił, że znajdzie fundusze dla upadającego klubu, po czym przez kilkanaście miesięcy kręcił się przy zespole zostawiają wyłącznie dług w wysokości 300 tysięcy złotych. Niemirowski w tej samej rozmowie z “Przeglądem” przyznaje, że w księgach rachunkowych nie znalazł żadnych przelewów od Woźniaka. Ten zaś bardzo szybko rozpłynął się w powietrzu.
No dobra, nie do końca w powietrzu. Odnalazł się w GKS-ie Jastrzębie, który wysłał m.in. na obóz do Turcji. Na miejscu okazało się, że nieco przeszacował finanse i… zawodnikom odebrano paszporty. Tony Vegas “zorganizował” pieniądze, ale to była pierwsza i ostatnia transza dostarczona do klubu. Woźniak podpisał z zawodnikami ugody, pozwolił dograć sezon i zawinął się, pozostawiając klub w długach. Podobnie było z Czarnymi Żagań, ostatnim klubem Woźniaka, w którym ponownie zadziałał według znanego schematu – wizja wielkiej piłki w niewielkim mieście, małe przelewy z różnych kont, no i spektakularny wyjazd, pozostawiający klub na granicy bankructwa. Czarni po tym, gdy ulegli czarowi Woźniaka, musieli rozpoczynać od B-klasy.
Piłka nożna to jednak ledwie wierzchołek działalności Tony’ego Vegasa. Woźniak to bowiem znany organom ścigania paser i gość zamieszany w poważniejsze biznesy. Zacznijmy od paserstwa, za które magiczny przedsiębiorca odsiedział dwa lata w więzieniu. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w szopie wynajmowanej przez Woźniaka znaleziono ukryte pod słomą BMW. Oczywiście najemca nie potrafił powiedzieć, skąd wzięło się w jego garażu lśniące auto, a szybko okazało się, że podobnych samochodów jest więcej. Jak podaje oławska “Gazeta Powiatowa” – Woźniak usłyszał zarzuty paserstwa, oraz zorganizowania fałszerstwa numerów aut. Skazano go na rok i trzy miesiące pozbawienia wolności. Potem doszło jeszcze parę innych wyroków – w sumie dostał trzy lata. To jednak dopiero początek działalności Tony’ego Vegasa.
CZYM ZAJMOWAŁ SIĘ TONY VEGAS?
Mocna jest między innymi jego rodzina. Jerzy Woźniak był mężem Dominiki Frasyniuk, córki Władysława, znanego polityka i opozycjonisty z czasów PRL. Łączyła ich nie tylko wielka rodzinna miłość, ale również interesy. Dominika była prezesem firmy Woźniaka – “Jurex”, która zajmowała się transportem, podobnie jak “Fracht” należący do Frasyniuka, reklamowany m.in. przez Aleksandra Kwaśniewskiego. O obu firmach zrobiło się głośno w 2007 roku, po publikacji Wojciecha Wybranowskiego w “Naszym Dzienniku”. Wersje są dwie:
– Władysław Frasyniuk przekonuje, że Jerzy Woźniak, sfrustrowany rozwodem z Dominiką, próbował oczernić go w prokuraturze i w mediach, przypisując mu nielegalne działania, z którymi nie miał nic wspólnego. W “Fakcie” polityk przekonywał, że gdy tylko go poznał, nie miał wątpliwości, że to człowiek z kryminalną przeszłością. – Dzwonił do niej, że Pruszków ją wysadzi i potnie żyletkami, że on utopi ją w różnych sprawach gospodarczych. Mówił: albo wrócisz do mnie, albo załatwię twojego starego – wspomina w gazecie Frasyniuk. Nieco inaczej sprawę widzi jednak Woźniak.
– w wersji Tony’ego Vegasa, Frasyniuk był bowiem ważnym elementem “układu wrocławskiego”, czyli nieformalnej organizacji zajmującej się przemytem za pomocą ciężarówek z firm transportowych, między innymi Frasyniuka i Woźniaka. Woźniak funkcjonuje w tej wersji zdarzeń jako skruszony gangster, który samemu zgłosił się do prokuratury, by opowiedzieć o swojej działalności.
Jako że wersja druga jest zdecydowanie ciekawsza – rozwińmy ją. Fragment wspomnianego artykułu Wybranowskiego:
W trakcie szczecińskiego śledztwa “Vegas” usłyszał zarzuty zorganizowania grupy przestępczej i przewodzenia jej oraz spowodowania strat dla Skarbu Państwa na 500 tys. złotych. Jerzy W. to jeden ze skruszonych gangsterów. To właśnie on zawiadomił prokuraturę o korupcyjnej działalności wrocławskich urzędników i celników, od wielu miesięcy współpracuje również w tej sprawie z funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego. Jak wynika z naszych informacji, dzięki jego wyjaśnieniom udało się śledczym ustalić, na czym polegał proceder przemytu nieoclonych towarów przez granicę. To również on wskazał osoby, dziś już podejrzane w sprawie, które pośredniczyły lub uczestniczyły w przestępczym procederze.
Dlaczego Woźniak pobiegł do prokuratury i mediów? Ponieważ otrzymał zarzuty, mimo obietnicy “ochrony”, którą wielokrotnie miał powtarzać Frasyniuk. – Dzwonię do Władka, że „zniknęło” mi dziewięć TIR-ów. Kierowcy „zapomnieli” podjechać na cło. Pytam, co z tym robimy, a Władek: „Siedź cicho i nie pękaj, to się załatwi”. I załatwił. Śladu nie było, że jakiś transport wjechał do Polski – mówił Tony Vegas dla “Naszego Dziennika”. Potem jednak sielanka się urwała. – Władek mówił wtedy, że nic mi się nie stanie, a jak coś będzie, to mi pomogą. Wystarczyło zapłacić 270 tys. zł i sprawa byłaby czysta, a wszystko głęboko schowane w szafie – dalej dla tej samej gazety.
Jeszcze raz przypomnijmy artykuł Wybranowskiego:
Miał tylko wziąć wszystko na siebie. I wziął. – Jak będzie coś, to potem ci pomożemy – usłyszał. W 2005 okazało się, że wokół Jureksu zaczęło się robić coraz cieplej, a obiecanej pomocy nie było. – W takim razie uznałem, że mam to w dupie i wypierdzielam układ w powietrze – mówi Woźniak. – Politycy, dyrektorzy, wszyscy skorumpowani. Uznałem, że rozwalę ten cały układ wrocławski. Nie może być tak, że ja będę siedział, a oni będą w urzędach, w rządzie. Bo ja byłem tylko wykonawcą tego, co wymyślili inni.
Okej, zostawmy to. Fakty są takie – Woźniak siedział za paserstwo oraz był zamieszany w grubsze sprawy, które rozeszły się po kościach. Potem położył trzy kluby i trafił do Floty Świnoujście. Jak?
DLACZEGO W ŚWINOUJŚCIU MOCNO ŚMIERDZI?
Najpierw mówiło się o “tajemniczym inwestorze z Wrocławia”. Potem o Izraelu. Wreszcie o Turcji. Woźniak boksował się z zarządem Floty, nalegając, by jak najszybciej oddać mu pełnię władzy w klubie, ten zaś ripostował, że Tony Vegas więcej gada, niż robi.
W oświadczeniu zarządu czytamy między innymi, że Woźniak od sierpnia tylko raz przelał do klubu jakiekolwiek pieniądze, a jego pełnomocnik – doskonale znany wszystkim Bogusław Baniak – zabrał za to wpływy z biletów z jednego z meczów rundy jesiennej. Klincz trwał całą jesień, a zakończyła go właśnie rumuńsko-niemiecka przygoda z trenerem Laurentiu, dyrektorem zarządzającym Stecherem i Woźniakiem na pierwszym planie. Małgorzata Dorosz, prezes Floty, w połowie stycznia była dość tajemnicza. – Najogólniej mówiąc będzie zgodnie z wcześniejszym planem. Są jednak istotne korekty. Zmieni się dwóch sparingpartnerów, ponieważ drużyna wyjedzie na cztery dni do Berlina i tam rozegra dwa mecze z zespołami niemieckimi. W późniejszym czasie planujemy obóz w Hiszpanii. Jest szansa, że będzie wszystko dobrze.
Mini-zgrupowanie w Niemczech? Zarządzone przez nowych ludzi w klubie, którzy mają za sobą rumuńską przeszłość? Obóz w Hiszpanii, choć jeszcze miesiąc temu nie było pieniędzy na wypłaty? Dlaczego klub borykający się z problemami finansowymi wydaje dużą sumę na wyjazd na drugi koniec Europy? Zaraz sami sobie odpowiecie na to pytanie…
Co ciekawe, w sparingach trenerzy unikali podawania nazwisk testowanych zawodników. Mocno rotowali składem. Wystawiali w zespole rumuńskich i mołdawskich piłkarzy dość dalekich od poziomu wymaganego w polskiej I lidze. “Sportowe Fakty” podawały: „klub nie kwapił się do podania personaliów”. Petru Hvorosteanov figurował w protokołach jako “Hvoro”, a Raphael Stanescu jako “Rafi”. Nie wynikało to z niewiedzy – Laurentiu zna “sprawdzanych” zawodników od lat. I po co w ogóle ich sprawdza, skoro ich zna?
KTO GRAŁ W SPARINGU Z BABELSBERGIEM?
I to jest pytanie, na które odpowiedzi nie ma. Wszystko zaczyna coraz mocniej śmierdzieć. Sparing z Babelsbergiem na tym czterodniowym zgrupowaniu w Niemczech? Znamy wyłącznie pierwszy skład i wynik. Do przerwy Flota prowadzi 1:0, przegrywa ostatecznie 2:4. Wykorzystywanie wysokich kursów na wynik do przerwy i końcowy są dziś jednymi z najpopularniejszych sposobów na oszukiwanie bukmacherów i match-fixing. Over 3,5 gola jest tu równie ciekawe. Niemal tak ciekawe, jak komentarz na stronie 90minut.pl.
dzis specialni przegrali bo zarobili u book u asia,maion treiner rumunski,dzis na live non stop zabili gospodarczi i over 3,5,super wielki fixed i nie bede ostatni haha
Drugi:
Mam napisac po chunsku ? Flota wczoraj robili fixed match,kurs pret match Babelsberg 2,62 – Flota 2,20 i over 2,5 1,92 ,kurs godzina 18.15 Babelsberg 1,75 over 3,5 nie 2,5 1,80 haha,a wiesz dlatego ? bo mieli osoba kto zagrac na book asiatici dla oni,to znacze chieli zarobic kasa,teraz juz nie maion problemi finansowi,jezeli nie wierzyce wystarci sprawdzić kurs na nastepni sparingi u Murcia.Teraz maion sponsoro i treiner zagraniczni kto byc BANDITI
W sparingu grali oczywiście Batfoi, Voineag i reszta chłopaków przywiezionych przez trenerski duet z Rumunii i Mołdawii.
Później był wyjazd do Hiszpanii. Jak alarmują nas bukmacherzy, mecze Floty były tam bardzo śmierdzące. Obstawiano je w sposób, w jaki nie obstawia się takich meczów towarzyskich. Oczywiście, wszystko sprawdzało się co do joty. Jakiś jasnowidz był w stanie zgadnąć, co dokładnie się wydarzy. Może więc dlatego Flota dotarła do Hiszpanii – by mogła zagrać w tych konkretnych spotkaniach.
CO MÓWIĄ WE FLOCIE?
Dzwonimy do kilku osób. Pierwsza reakcja – zaskoczenie. Ale w końcu trafiamy na kogoś, kto mówi: – Bukmacherka? Tak myślałem.
Nie podamy w tym momencie nazwiska, bo ta osoba mogłaby mieć problemy. Niemniej ciekawie opowiada.
– Czasami siedzieliśmy w większym gronie i zastanawialiśmy się: o co tu w ogóle chodzi? I ktoś powiedział: to musi być bukmacherka, nic innego. Teraz jak wy mówicie o swoich informacjach, to pewne zdarzenia przestają dziwić. Na przykład to, że graliśmy mecz z Torpedo Moskwa i po stracie drugiego gola nagle trener nakazał przerwanie meczu i zejście do szatni. Ale mimo jego krzyków, pograliśmy jeszcze moment, zrobiło się 3:0 i wtedy już mecz został przerwany na amen. Trener wtargnął na boisko i kazał schodzić. Nie orientuję się, czy jak jest mecz przerwany, to bukmacherzy go nie rozliczają? Może więc o to chodziło. Bo takiego zachowania to ja nigdy wcześniej nie widziałem – opowiada nasz rozmówca.
– Ten nieszczęsny mecz z Babelsbergiem. Do przerwy graliśmy pierwszym składem. Po przerwie trenerzy wstawili swoich ludzi, został chyba tylko jeden Polak na boisku, poza nim dziesięciu cudzoziemców. A ci zawodnicy z Rumunii czy Mołdawii… To było żenujące, co wyprawiali. Przegraliśmy 4:2. Środkowi obrońcy, łagodnie mówiąc, nie pomagali. Jeden z nich miał 168 centymetrów wzrostu. Wyobrażacie to sobie? Potem dziwiłem się, że tak słabi zawodnicy nie są odsyłani do domów, tylko zostają z nami, grają w kolejnym meczu. Jakby ich poziom sportowy nie miał znaczenia. Po co tygodniami testować kogoś, kto się ośmiesza na boisku?
– Nie wiem, co tu się wyprawia. Całą zimę lekkie treningi „bo sparing”. Albo nagle tydzień wolnego. Podobno ci trenerzy nie mają licencji i nie będą mogli pracować w I lidze, prawda to?
Odpowiadamy krótko: prawda.
TERAZ CZAS NA NOWEGO TRENERA
Trener bez licencji, z niejasną przeszłością, zgarniający gromadę swoich zawodników poprzez niemieckiego menedżera kręcącego biznesy z Rumunią. Następnie zagadkowy sparing w Niemczech, obóz w Hiszpanii i przewijająca się w tle postać Jerzego “Tony’ego Vegasa” Woźniaka. Ostro. Tym bardziej, że Flota już szuka nowego trenera, wcale nie słupa dla Rumunów. – Gdy trener Laurentiu do nas przychodził, to dostaliśmy zapewnienie od osób trzecich, że będzie mógł on prowadzić zespół. Okazuje się jednak, że nie jest to możliwe – powiedziała portalowi SportoweFakty.pl prezes Małgorzata Dorosz.
Rumuński duet ma więc zastąpić Polak, który pewnie wypieprzy też całą gromadkę z tamtejszej drugiej ligi. W sumie wygląda na to, że swoją robotę i tak już wykonali. Podczas meczu z Babelsbergiem i też w kilku innych sparingach.
Fot. iswinoujscie.pl