Nie mogę już czytać tego jęczenia, że ktoś nie dostaje pieniędzy. W Zabrzu bieda, brak wypłat, bla, bla, bla. To jest i nudne, i żałosne. „Rzeczpospolita” alarmuje, że 36 procent dzieci w zeszłym roku urodziło się w skrajnej biedzie, czyli w rodzinach, w których dochód netto na osobę nie przekracza 539 złotych miesięcznie. 36 procent! A za 539 złotych to piłkarze Górnika zazwyczaj kupują spodnie.
W populistę nie będę się bawił, wiem, że skoro podpisali umowy, to powinni dostawać wypłatę i to na czas, co do dnia. Nie mam zamiaru też teraz kwestionować wysokość wypłat piłkarzy, bo chociaż są absurdalnie duże, to oni sami ze sobą kontraktów nie podpisywali.
Ale rany, rzygam już tymi utyskiwaniami, że nie mają forsy.
Sprawa jest prosta: nie dostajesz wypłaty przez trzy miesiące, możesz rozwiązać umowę z winy klubu – tak jak to np. zrobił Cezary Wilk z Wisłą Kraków. Droga wolna. Jeśli wolisz się umowy trzymać, też możesz. Klub zapłaci ci cały dług za dany rok kalendarzowy przy ubieganiu się o licencję na przyszły sezon. Czyli wszystko, co do złotówki, za 2014 rok dostaniesz do końca marca 2015. Przepisy chronią zawodników. Problem polega na czym innym: to zawodnicy nie chronią siebie. Dają się oszukiwać, wręcz proszą się o to, by ich oszukać, więc inni korzystają. Koniec, kropka.
Wszyscy wokół wycierają sobie gęby komisją licencyjną. Jak to możliwe, że klub ma licencję, dlaczego, kabaret, tylko w Polsce tak się dzieje! A może przerzućmy odpowiedzialność za tę patologię na zawodników, którzy bezmyślnie są w stanie podpisać wszystko? Niech w końcu zaczną brać odpowiedzialność. Jeśli podpisują, rok w rok, że klub nie ma wobec nich długu i że przesuwają termin spłaty zobowiązań, to niech się potem nie dziwią, że prawo ich za bardzo nie chroni. Komisja licencyjna działa na podstawie dokumentów, a nie wrażeń i medialnej zawieruchy. Jeśli ktoś oświadcza, że przesunął termin spłaty długu o pół roku, to w danym momencie klub nie ma żadnych przeterminowanych zobowiązań.
W rzeczywistości zawodnicy Górnika są w fantastycznej sytuacji: grają dla klubu finansowanego przez miasto, które dodatkowo buduje stadion za kilkaset milionów złotych. Nie trzeba być absolwentem uczelni ekonomicznej ani nie trzeba skończyć politologii, by się zorientować, że taki klub nie może upaść. Nie przed wyborami, nie w momencie, gdy budowa obiektu znajduje się w takim stadium. Upadek klubu zakończyłby karierę polityczną osób, które dzisiaj trzęsą Zabrzem. Do tego nie dojdzie. Chociażby Górnik miał się chwiać i chwiać, to się nie przewróci.
Jeśli system licencyjny działa wadliwie, to z winy piłkarzy, którzy rozkosznie podpisują oświadczenia przesuwające termin spłaty długu. Gdyby cała drużyna tych oświadczeń nie podpisała, nagle pieniądze by się znalazły, bo po prostu musiałyby się znaleźć. Oczywiście, byłoby straszenie, lamentowanie, byłyby dramatyczne apele działaczy, byłby prezes udzielający wywiadów „to już koniec”, ale ostatecznie forsa by się znalazła. Wytrzasnęliby ją spod ziemi, odebrali dotację na przedszkola, remont sieci wodociągowej i biblioteki publiczne. Sto innych klubów może zbankrutować, ale Górnik – z tym stadionem w połowie zbudowanym i z politykami za sterami – nie może. Pieniądze publiczne zawsze będą do rozdania.
Problem polega na tym, że piłkarze nie są solidarni, nie szanują się i są na tyle słabi, że w siebie nie wierzą.
22 zawodników nie idzie działaczom na rękę w kwestii długu? Klub byłby pod ścianą całkowicie. Ale tutaj nie: tutaj czterech będzie nieugiętych, sześciu niezdecydowanych i grających na czas, a reszta dla świętego spokoju podpisze wszystko. Czterech nieugiętych łatwo złamać, dać im karne treningi, pojedynczo maltretować. Ale z całym zespołem by się to nie udało. Tylko że gdzie znajdziecie solidarnych piłkarzy? W Zabrzu nie.
Tymi zawodnikami generalnie łatwo manipulować, bo są niepewni jutra. Wiedzą, że ekstraklasa jakoś specjalnie ich nie potrzebuje, przetrwa bez nich. Może gdzieś znaleźliby pracę, ale równie prawdopodobne jest, że wcale by nie znaleźli. Trzymają się tego Górnika, bo nie wiedzą, co dalej. Wolą być oszukiwani w Zabrzu niż nieoszukiwani we własnym ogródku. Nie chcą uciekać, powiedzą coś o lojalności, o tym, że się dobrze w Górniku czują i że chcą dla niego coś zrobić. A w rzeczywistości boją się, że nikt inny ich nie weźmie i jednocześnie mają świadomość, że kiedyś swoją forsę otrzymają. Nie za miesiąc, to za rok.
Piłkarzu – idąc do Zabrza, wiedziałeś dokąd idziesz. Zostając w Zabrzu, wiedziałeś gdzie zostajesz. Podpisując różne porozumienia, wiedziałeś na co się piszesz. Więc przestań się mazgaić w mediach, bo to wszystko był twój wybór i teraz ponosisz konsekwencje. A ludzie w Polsce naprawdę mają większe zmartwienia i nie muszą jeszcze rozważać, czy sobie kupisz nową furę na jesieni, czy dopiero wiosną.
A jeśli chcecie, drodzy zawodnicy, uprawdopodobnić to, że pensję dostaniecie co miesiąc, to szukajcie takich klubów, które może oferują wam mało. Mało, bo polskie kluby mało zarabiają. Skoro mało zarabiają, to mało mogą wydać. Rzucając się na niedorzecznie atrakcyjnie propozycje, musicie wiedzieć, z czym się to w Polsce wiąże. Jeśli jeszcze nie pojęliście, to sorry: kiepsko u was z pomyślunkiem. Może na tzw. nigeryjski przekręt też się łapiecie?