Krzysztof Sachs z komisji licencyjnej nie ukrywał w rozmowie z Weszło, że jeśli nie zdarzy się cud, jeden z klubów nie otrzyma licencji na grę w Ekstraklasie w przyszłym sezonie. On nie może tego głośno powiedzieć, ale wiadomo, że chodzi o Polonię Warszawa. Sposób, w jaki Polonia walczy o licencję jest co najmniej dziwny i niepoważny. Dzisiaj „Fakt” poinformował, że klub rzekomo miałby zostać kupiony przez hiszpańską agencję menedżerską DERS group (łagodnie mówiąc – nie są to giganci rynku). Ale to nie do końca prawda. Rzeczywistość jest znacznie, znacznie śmieszniejsza.
Faktycznie firma DERS group przysłała do PZPN list w sprawie zakupu Polonii (a raczej przysłał pracujący dla DERS group Polak, znajomy Ireneusza Króla z Katowic). Jednak „Hiszpanie” mieli być tylko pośrednikami, a w rzeczywistości warszawski klub miałby zostać kupiony przez firmę z Kamerunu (Polak z DERS group tylko przekazał korespondencję). A raczej – „firmę”. Uwaga, trzymajcie się mocno krzeseł, bo za chwilę możecie z nich spaść. Oto taktyka Polonii na otrzymanie licencji na następny sezon…
Oprócz tego, że listy – będące odpowiedzią na pismo PZPN z dnia 24 kwietnia (l.dz. 3105/2013/łwac) są po prostu napisane skandalicznie niechlujnie (błędy, błędy, błędy), to jeszcze warto zwrócić na kilka szczegółów…
Wersja polska tego listu datowana jest na 25 kwietnia, a wersja angielska na 26 kwietnia, co już każe podejrzewać, że mamy do czynienia z fałszywką (poza tym Kamerun to kraj francuskojęzyczny, a nie anglojęzyczny). Autor nie dał rady nawet poprawnie napisać nazwy klubu. Może i kupuje KSP Polonia Warszawa SAA, ale to nikogo nie interesuje, ponieważ w ekstraklasie występuje KSP Polonia Warszawa SSA. Ale taki błąd nie może dziwić, skoro za korespondencją stoi jakiś kompletny kretyn. Bo tylko kretyn może w wersji angielskiej zmienić adres PZPN na „ul. Battle of Warsaw 1920” (powodzenia przy nadawaniu listu!). Naprawdę, mamy do czynienia z rzadkim idiotą, który sądzi, że adresy tłumaczy się na obce języki. Dobrze, że PZPN nie mieści się przy ulicy Nowy Świat, bo mogłoby być jeszcze zabawniej.
Teraz przyjrzyjmy się samej „firmie”… Nie posiada ona nawet swojej strony internetowej i korzysta z darmowej skrzynki pocztowej na Yahoo. Kapitał zakładowy – ok. 1500 euro. Wydaje się, że kameruński Sotracog (nie mylić z Sotracogiem z Beninu – to co innego) został założony w zeszłym roku, a na pierwsze ślady działalności tej „firmy” można natrafić w marcu bądź kwietniu 2013. Są to krótkie ogłoszenia w internecie o poszukiwaniu pracowników. Doszliśmy do wniosku, że w Kamerunie ta „firma” zajmuje się chyba pośrednictwem pracy. Czyli – jeśli potrzebujesz sprzątaczki albo „dziewczyny” (na coś takiego też trafiliśmy) – to napisz albo zadzwoń. Taki właśnie potentat miałby uratować Polonię.
Niestety, pod listami w wersji polskiej i angielskiej ktoś walnął tylko nieczytelny podpis. W związku z tym nawet nie wiadomo, kto personalnie komunikuje się ze związkiem.
Teraz najlepsze… Zadzwoniliśmy do Kamerunu, do Sotracog. Chłop przy telefonie zgłupiał i zdziwiony zapytał: – Klub piłkarski w Polsce?
A gdy już otrząsnął się z lekkiego szoku, oddał: – To ja podam może numer do kolegi…
Jeśli Polonia chce otrzymać licencję na podstawie takich listów, to wypada nam tylko zapalić świeczkę.

