O to, że mistrzostwa Europy będą wyglądały w TVP tragicznie… jesteśmy spokojni. Nie spodziewamy się fajerwerków, raczej taniej produkcji ze szkalowanym przez nas Szpakowskim w roli głównej. Ale jak się okazuje, na Euro nie będziemy skazani tylko na wydzierającego się Iwańskiego, przynudzającego Jońcę i zblazowanego Szpaka. Współpracę z Telewizją Publiczną, co możemy potwierdzić, nawiązał Jacek Laskowski.
Co prawda, raczej nie będzie on komentował meczów reprezentacji PZPN, ale przynajmniej Euro nie zostanie nam całkiem obrzydzone. Od niego z pewnością nie dowiemy się, że Meireles gra w Porto, nie usłyszymy o Czarlsie Puziolu, Haraldzie Webbie czy innym Czerulondo. Bo Laskowskiego można lubić bardziej lub mniej, ale braku profesjonalizmu nikt poważny mu nie zarzuci.
Przypomnijmy kilka fragmentów wywiadu, który przeprowadziliśmy z nim w sierpniu ubiegłego roku.
Wie pan, jak w 1994 roku nie było innych stacji, to wiadomości sportowe, które prowadziłem, skupiały przed telewizorami 10 milionów ludzi. Teraz tylu odbiorców to czasami ściąga „M jak Miłość”. O takiej popularności, jaką miałem, obecni ludzie telewizji mogą pomarzyć. Dlatego – spokojnie, każdy ma swój czas. Mój trwał parę lat, popularność nie uderzyła mi do głowy, nie przeszkodziła w życiu. Pogodziłem się, że przechodząc do stacji kodowanej, musi to minąć. Rozstałem się z tym bez żalu. Satysfakcję sprawia mi tylko, kiedy po latach, jak już się zmieniłem i nie mam włosów, ktoś podejdzie i mówi: „O, panie Jacku, co się z panem dzieje, bo pana nie widziałem, od kiedy odszedł pan z telewizji”. Popularność jest fajna, miło się z nią zetknąć, a potem żyć swoim życiem. Najważniejsze, żeby podchodzić do pracy z pokorą i rzetelnością. Ja zostałem tak przez rodziców nauczony, że to, co robię, mam robić najlepiej jak się da. W niektórych sytuacjach trąci to perfekcjonizmem. Najbardziej denerwuję się podczas prasowania, bo chcę, żeby było idealnie, a mi nie wychodzi. Podczas komentowania też czasem lepiej przemilczeć, niż powiedzieć źle. Mamy się czuć, jakbyśmy byli z kibicami w jednym większym pomieszczeniu.
(…)
Teczka w przygotowaniu jest najmniej ważna. To, co wyróżnia najbardziej doświadczonych komentatorów, to baza. Moim przygotowaniem jest każdy fragment piłkarski, który obejrzałem, od kiedy mogłem wyróżnić ludzi biegających za piłką na czarno-białym telewizorze. Pamiętam czerwoną kartkę dla Ćmikiewicza w meczu z Walią – to jest moja podstawa. Plus wszystkie wydarzenia późniejsze, do których mogę się odnieść. Jeśli ktoś chce być komentatorem, a jako bazę ma mecze jakiegoś zespołu z poprzedniej rundy, to trochę za mało. Może oczywiście komentować, bo żeby mówić 90 minut bez przerwy, wcale nie trzeba być niesamowitym komentatorem. Każdy może. Ale podkreślam – najważniejsza jest baza. A ją tworzy się nie skarbami kibica, tylko doświadczeniem.
Całość TUTAJ.
Dla Laskowskiego szykuje się więc sentymentalny powrót na Woronicza. Znajomi, którzy współpracowali z nim na początku lat 90., wspominają go jako tytana pracy. Kiedyś nawet, jak pojechali komentować jakieś spotkanie w Turcji i szukali hotelu, to nie pytał w kolejnej recepcji, jaka jest łazienka albo czy łózko jest wygodne, tylko czy w pokojach mają Eurosport. Fanatyk, który przez ostatnich kilkanaście lat w ogóle się pod tym względem nie zmienił.
Inni, mniej przychylni Laskowskiemu, mawiają, że jest człowiekiem trudnym we współpracy. Jego pozycja w Canal + zaczęła słabnąć po tym, jak wszedł w konflikt z Andrzejem Twarowskim. Jacek nie akceptował „rządów” młodszych, a ci nie potrafili się z nim dogadać. W końcu pojawił się w redakcji, zwinął manatki i tyle go widzieli. Po fiasku negocjacji z Polsatem, nawiązał współpracę z N-Sportem, gdzie będzie komentował Ligę Mistrzów, a od lata z TVP. Tam czeka go relacjonowanie Euro 2012 i Igrzysk Olimpijskich. A potem… fuzja „Enki” z Canalem?
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA