Wraca Ekstraklasa, stęskniliśmy się. 12. kolejka zapowiada się wyjątkowo intrygująco. Nie brakuje smaczków, interesujących kontekstów i frapujących pytań. Przedstawiamy pięć naszym zdaniem najciekawszych i najważniejszych.
Czy Igor Jovicević wygra po jednym treningu?
Widzew Łódź kolejny raz zaskoczył w gabinetach, zmieniając trenera na dwa dni przed pierwszym meczem po przerwie reprezentacyjnej. Igor Jovicević ma co najmniej obiecujące CV, ale przed starciem z Radomiakiem zdążył poprowadzić jeden trening z nowymi podopiecznymi.
Nie przeszkadza to Chorwatowi, żeby od samego początku narzucać na siebie presję i przy okazji na zawodników.
– Czasem czuje się „kliknięcie” w środku i wiesz, że chcesz być tego częścią. Od kilku dni czuję ogromne pragnienie, by zdobyć z wami trofeum. Po to tu przyszedłem. Chcę grać w europejskich rozgrywkach i wznieść trofeum. Potrzebuję wojowników i zespołu. Potrzebuję dobrych ludzi, potrzebuję liderów. Potrzebuję ludzi, którzy uwierzą, że możemy wznieć trofeum. Jestem tutaj po to. Tylko po to – stwierdził Jovicević podczas powitalnej przemowy w szatni.
Igor Jovićević – od koktajlbaru, przez wojnę, aż do Widzewa
Jeśli to naturalny objaw mentalności zwycięzcy, to dobry znak. Jeśli jednak mamy do czynienia z lekką grą pod publiczkę, takie słowa zaprezentowane publicznie mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Jovicević wie, jak się zapełnia klubowe gabloty. Z Szachtarem Donieck był mistrzem Ukrainy, a z Łudogorcem do mistrzostwa Bułgarii dołożył także krajowy puchar i superpuchar. W obu przypadkach chodziło jednak o hegemonów w swoich ligach, w przypadku których każde inne miejsce niż pierwsze byłoby rozczarowaniem. Widzew dopiero aspiruje do bycia ekstraklasowym potentatem. Konkurencja stała się tak liczna i mocna, że dziś samo wejście do eliminacji Ligi Konferencji byłoby wielkim sukcesem. Na dziś – do pomarzenia.

Czy chłopcy do bicia na wyjazdach wreszcie się przełamią?
Trzeba jednak przyznać, że Jovicević w swoim debiucie ma wdzięcznego przeciwnika. Radomiak Radom w tym sezonie odniósł kilka efektownych zwycięstw na własnym stadionie, ale poza domem spisuje się o wiele gorzej. Z pięciu dotychczasowych delegacji piłkarze Joao Henriquesa przywieźli dwa marne punkty (Gdynia i Lublin). Na trzech pozostałych wyjazdach stracili aż dziesięć goli, odpowiadając jedynie trzema. A że Widzew u siebie gra dużo lepiej niż na obcych terenach, faworyt jest dziś jasny.
Bardzo nieśmiałym gościem jest także GKS Katowice (1 remis, 4 porażki). W piątkowy wieczór jest okazja, żeby w końcu się odbić, bo Motor Lublin znajduje się w dołku, posada Mateusza Stolarskiego wisi na włosku, a sam trener zapowiada powrót do ofensywnego futbolu z poprzedniego sezonu. Nic, tylko kontrować i strzelać.
Jeszcze gorzej na wyjazdach wypada Arka Gdynia, która z sześciu takich meczów ugrała jeden jedyny punkcik na Legii, straciła aż 12 bramek i tylko jedną zdobyła. Po drodze przytrafiały jej się klęski w Katowicach (1:4) i Lubinie (0:4). Teraz beniaminek jedzie na Jagiellonię, więc teoretycznie wszystko, co może zrobić, to poprosić gospodarzy o jak najniższy wymiar kary, bo przecież w czwartek znów będą musieli się zmęczyć. Czasami jednak logika Ekstraklasy jeszcze daje o sobie znać. Jak coś jest zbyt logiczne, to logiczne być przestaje.
Czy Jagiellonia Białystok jeszcze kiedyś przegra?
Na papierze zatem musiałoby dojść do katastrofy, żeby Jaga nie przedłużyła passy meczów bez porażki do siedemnastu. Drużyna Adriana Siemieńca naprawdę robi rzeczy wielkie – nawet jeśli przypomnimy sobie, że z Piastem Gliwice miała obowiązek wygrać prowadząc i grając w przewadze (a zremisowała), a na Łazienkowskiej z Legią Warszawa miała dużo szczęścia, że skończyło się na 0:0. Tak efektywne i nadal czasem efektowne łączenie ligi z pucharami jest wielką sztuką, którą na Podlasiu opanowali.

A przecież ma się wrażenie, że ledwie przedwczoraj na inaugurację sezonu Jagiellonia dostawała przed swoimi kibicami 0:4 z Termaliką. Tamten mecz totalnie zakłamał rzeczywistość i to w obu przypadkach. Bruk-Bet jawił się przecież jako potencjalna rewelacja sezonu, ale od tamtej pory drużyna Marcina Brosza w zasadzie już ani razu nie była lepsza niż przeciwnik. Jeśli jeszcze nawet wygrała w Zabrzu, to tylko cudem, bo powinna wysoko przegrać.
Smaczkiem meczu Jagiellonia – Arka będzie powrót na stadion przy Słonecznej Wojciecha Pertkiewicza. Jako prezes odgruzował Jagę i wyprowadził ją na mistrzowską ścieżkę, teraz próbuje rzeźbić przy skromnym budżecie z Arką.
Czy Legia Warszawa wreszcie będzie wypoczęta?
Edward Iordanescu wystawił drugi skład na Samsunspor, żeby silniejsza jedenastka miała więcej sił na bardzo ważny mecz w Zabrzu i w obu przypadkach przegrał. Margines błędu dla rumuńskiego trenera mocno się zmniejszył.
No ale z kim lepiej się odbić, jak nie z Zagłębiem Lubin? Wojskowi wygrali dziesięć spotkań z rzędu z tym rywalem. Miedziowi są dla nich jak do niedawna Warta Poznań dla Lecha. Zawsze służą punktami. Po raz ostatni inaczej było jeszcze przed covidem, w grudniu 2019 roku. Wtedy w ataku lubinian grał jeszcze Jaku… Bartosz Białek, w pomocy biegał Bartosz Slisz, a na lewej obronie oglądaliśmy Jakuba Tosika. Po drugiej stronie opaskę kapitańską zakładał Inaki Astiz. Rany, prehistoria.

Inaki Astiz kontra Bartosz Białek. Wtedy Zagłębie Lubin po raz ostatni urwało punkty Legii Warszawa.
Wracając do pytania. Nie bylibyśmy tacy pewni witalności zawodników Legii, skoro wielu z nich było teraz na zgrupowaniach swoich reprezentacji, co oczywiście podczas przedmeczowej konferencji zaznaczył trener Iordanescu. Nie ma lekko, ciągle coś. Pozytywne wieści? Do gry gotowi są Kamil Piątkowski i Claude Goncalves, przynajmniej „z medycznego punktu widzenia”.
Czy Raków odczaruje stadion Cracovii?
Rakowa Częstochowa przeważnie bardziej obawiają się kolejni rywale niż on sam się kogoś obawia, ale Cracovia to wyjątek. No za cholerę nie idzie Medalikom z Pasami. Odkąd wrócili do Ekstraklasy, z piętnastu meczów z tym zespołem wygrali zaledwie trzy. W lidze pokonali Cracovię tylko w jednym przypadku (4:1 u siebie w sezonie 2022/23).
Stadion przy Kałuży jest wyjątkowo niegościnnym miejscem dla Rakowa. Ostatnie cztery wizyty to jeden punkt, zero goli strzelonych i sześć straconych.
Niby Cracovia Luki Elsnera chce grać inaczej niż za Dawida Kroczka, chętniej atakuje przez środek i tak dalej, ale na razie wyraźnie widzimy, że Pasy nadal najlepiej czują się wtedy, gdy mogą kontrować i wysoko odbierać piłkę. Jeśli więc to Raków spróbuje przejąć inicjatywę, znów może mieć problemy, zwłaszcza że w obronie zabraknie pauzującego za czerwoną kartkę Frana Tudora.
Kiedyś jednak karta musi się odwrócić, a to dobry moment. Raków się ogarnął, licząc Ligę Konferencji trzy kolejne mecze wygrał do zera, natomiast Cracovia ma za sobą fatalny występ w Gdyni. Nam to generalnie wszystko jedno, byleby tylko nie skończyło się na beznadziejnym 0:0 jak w tamtym sezonie.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kogo jeszcze potrzebuje pion sportowy Widzewa? Mamy pomysły!
- Które kluby zdążyły mieć trzech trenerów szybciej od Widzewa?
- Wyznanie znanego ligowca. „Imprezy, używki. Alkohol był moim demonem”
Fot. Newspix