Reklama

Klasyk z poziomu trybun. Widzew to gwarancja fajnych emocji

Antoni Figlewicz

03 listopada 2025, 10:42 • 9 min czytania 16 komentarzy

Może jestem szczęśliwcem, nie patrzyłem tak na to do tej pory. Ale kiedy pomyślę o wszystkich tych, którzy nie mogli wczoraj zasiąść na stadionie Widzewa przy okazji meczu z Legią, to jednak przyznaję – miałem farta. Bo spotkałem parę osób, które chciały tam być i poczuć na własnej skórze atmosferę klasyku, ale zamiast tego musiały zadowolić się zjadaniem jej drobnych okruszków w strefie kibica. Cóż, nawet jeśli wczorajsze starcie nie przejdzie do historii tej bogatej w emocje rywalizacji, wszyscy oni stracili sporo.

Klasyk z poziomu trybun. Widzew to gwarancja fajnych emocji

Serce Łodzi wypchane po brzegi to żadna nowość, więc tu nie było mowy o żadnym moim zaskoczeniu. Tym razem można było zresztą odpuścić sobie nieco psujące frekwencję strefy buforowe przy sektorze gości, bo w nim zasiadły ściągnięte na ten mecz dzieciaki z Łodzi i regionu. Uznaję, że klasyki powinny być rozgrywane przy udziale kibiców obu drużyn, ale Widzew zrekompensował brak fanów Legii w najlepszy możliwy sposób.

Reklama

Zresztą w wyciskaniu stadionu co do jednego krzesełka to oni w tej Łodzi celują. A gdyby przypadkiem ktoś w ostatniej chwili zrezygnował jeszcze z przyjścia na mecz z Legią – tutaj jedynym usprawiedliwieniem jest chyba tylko koniec świata – to na jego miejsce wskoczy jakiś szczęśliwiec wyczekujący na zwolnione przez karnetowicza miejsce.

Widzew zremisował z Legią. W Łodzi spokojnie zapełniliby drugi taki stadion?

Ta kolejka to po bilety? – pytam jakiegoś faceta, który stoi w okolicy kasy i muzeum Widzewa. Nie za bardzo wiadomo, za czym, bo przed nim jeszcze ze dwadzieścia osób, ja tam nie wierzyłem w powodzenie jego misji.

Tak, ale nie tu, tylko idź tam, na koniec – pokazuje mi kres ludzkiej masy, w której połowie mieliśmy okazję się spotkać.

Szybko się to przesuwa czy nie ma co?

Wiesz, my tu jesteśmy od… dwóch godzin jakoś. No i coś się to przesunęło, kilka kroków zrobiliśmy.

Pogadaliśmy chwilę, ale szybko się ulotniłem, bo towarzysz mojego rozmówcy złowrogo zerkał w moim kierunku, jakby przeczuwał, że chcę się jakoś wepchnąć w kolejkę. Albo że zaraz zacznę im wciskać bilety jak typowy konik i zedrę z nich niemiłosiernie, a gwarancji wejścia nie będą mieli i tak.

Z drugiej strony – przecież nie będę im machał wejściówką przed oczami, dajcie spokój. Ale korciło trochę, bo możliwość zasiadania na trybunach tego stadionu przy okazji meczu z Legią to przyjemność dla wybranych. Niby ma ją prawie osiemnaście tysięcy ludzi, ale też nie ma jej kolejne tyle. Szacunki widzewskich włodarzy są takie, że na najbardziej elektryzujące kibiców spotkania spokojnie dałoby się przyciągnąć czterdzieści tysięcy widzów. Trochę dużo, przyznaję. Ale chciałbym zobaczyć Widzew ze stadionem tak dużym, jak obiekty Lecha czy Śląska, które nie dość, że mają potencjał kibicowski, to jeszcze mają gdzie tych kibiców upchnąć.

W Łodzi luksusu wielkiego stadionu nie ma i można tylko nad tym boleć.

Kolejka za biletami liczyła kilkadziesiąt osób. To o tyle niesamowite, że mówimy o biletach, których nie ma – wszyscy ci ludzie doskonale o tym wiedzą, a i tak stoją

Atmosfera iście świąteczna. Choć tutaj to norma

Bo jeśli są ludzie na coś chętni, a dostać tego nijak nie mogą to… naturalnym jest, że klub, pojmowany w takich momentach jako firma, będzie to sobie rekompensował cenami biletów. To z kolei może prowadzić do kolejnych podwyżek, szczególnie jeśli moda na Widzew nie słabnie. A nie słabnie, uwierzcie. Na zwykłe mecze ligowe zawsze można jakoś wejść, zawsze się jakieś miejsce znajdzie. Czasem trzeba być cierpliwym, ale generalnie w końcu coś się da wyczarować.

Na taki mecz z Legią? No niestety, z pustego nie nalejesz. Tym pewniej czułem się pod stadionem z myślą, że w mojej kieszeni cały czas znajduje się przepustka na trybuny Serca Łodzi. Nie taka dziennikarska, o tę to bym się raczej nie martwił. Ale taka wiecie, kibicowska. Fajniejsza.

Z poziomu tych normalnych trybun najlepiej czuć atmosferę stadionu Widzewa. Każdy maleńki moment ekscytacji jesteś w stanie wyczuć, każde wzmożenie sprawia, że nagle odbierasz mecz inaczej. Z miejsca dla dziennikarzy byłbym w stanie obiektywnie opisać to, co widziałem na boisku. Z miejsca zajmowanego przeze mnie wczoraj? Nie ma szans. Bo mecz był, wierzę na słowo kolegom z redakcji, raczej kiepski. A mnie jego kiepskość kompletnie ominęła.

I nie chodzi nawet o efektowną oprawę łodzian przypominającą rewolucję 1905 roku, uważaną za mocne podłoże do obalenia caratu, zmian ustrojowych w Rosji i, w dalekiej konsekwencji, dobrych zmian także w kontekście polskiej niepodległości. Chociaż tak, to się mogło podobać i to robiło wrażenie. Fani Widzewa od niedawnego ligowego meczu z Radomiakiem mają w swoim kibicowskim arsenale mechanizm do montowania podwieszanych opraw. W krótkim czasie już drugi raz postanowili z niego skorzystać i efekt, jak zawsze przy wykorzystaniu takiej konstrukcji, jest po porostu świetny.

Zresztą oceńcie sami. Starałem się zrobić jak najlepsze zdjęcie, ale w tym tłoku łatwo nie było

Moment wzmożenia. Decybele w służbie futbolu

W telewizji może nie było tego specjalnie słychać, ale dla takich momentów warto być na stadionie, zdecydowanie. Zaczęło się około sześćdziesiątej minuty, kiedy Widzew nagle docisnął Legię i sprawił, że goście zaczęli się uginać pod naporem. To był ten czas, chyba wszyscy czuli, że to dobry moment. Wskażę chyba nawet konkretną akcję, która zapoczątkowała mocniejszy doping w Sercu Łodzi – to ta, w której po świetnym podaniu Sebastian Bergiera na bramkę Wojskowych pędził Szymon Czyż. Gol wisiał w powietrzu, ale pomocnik łódzkiego zespołu zdecydował się szukać jeszcze podania do Mariusza Fornalczyka i Widzew wywalczył tylko rzut rożny.

Tak, to wtedy zaczęło się na dobre. Ryk na trybunach był niesamowity. Zawód mieszający się z nadzieją pobudziły stadion do jeszcze głośniejszego dopingu i nagle zapanował taki rwetes, że nie dało się do niego podejść obojętnie. Widzew docisnął, to była jego chwila. Na fali mocnego dopingu i poczucia, że rywal teraz właśnie dać się ugryźć, łodzianie wywalczyli kilka minut później rzut karny i ostatecznie wyszli na prowadzenie.

A wtedy, wiadomo, było jeszcze głośniej. Jeśli chcecie żywiołowego dopingu i całego stadionu żyjącego meczem przez dziewięćdziesiąt minut, zdolnego do tworzenia takich magicznych momentów, takiego pełnego samych zagorzałych fanów – Łódź, kochani, Łódź. To jest odpowiedni dal was kierunek, warto to kiedyś zobaczyć.

Dużo mówi się o stadionowej turystyce w kontekście zagranicznym, ale jeśli ktoś z was zastanawia się nad wyruszeniem w podróż po polskim podwórku, tutaj ma przystanek obowiązkowy. Najlepiej przy okazji meczu o naturalnie podniesionej temperaturze.

Kibice Widzewa dali wczoraj niezły popis. Można chyba śmiało powiedzieć, że trochę przyczynili się do gola zdobytego przez swoich ulubieńców

Dzień meczowy. Robią to dobrze, choć łatwo nie jest

Zresztą o dodatkowe atrakcje dla wszystkich kibiców też starają się tu zadbać jak najlepiej. Przed każdym meczem w strefie kibica można posłuchać krótkiej rozmowy z jakimś przedstawicielem klubu. Nie tak dawno na maleńkim podniesieniu zasiadł wraz z prowadzącym rozmowę Robert Dobrzycki. Właściciel większościowego pakietu akcji Widzewa opowiadał o planach, trudnościach, przyszłości. Niby nic nadzwyczajnego, rozmowa z tych niezbyt przełomowych.

Ale to wszystko skierowane wprost do kibica. W otoczeniu budek z zapiekankami, burgerami, popcornem i piwem. Tuż pod południową trybuną stadionu, pośród setek kibiców przemykających się na mecz. Albo właśnie pod scenę, na której akurat zasiada ktoś ciekawy.

Przy okazji wczorajszego meczu z Legią wśród fanów pojawił się Marcel Krajewski. Obrońca i tak miał na koncie cztery żółte kartki, z Wojskowymi nie mógłby zagrać. A że trafiło się możliwie najlepiej, to już taki zbieg okoliczności. 21-latka śmiało można określić mianem wychowanka stołecznego klubu, do którego przyszedł w 2018 roku jako naprawdę młody szczawik. Policzmy, a co – miał on wówczas ledwie czternaście lat. Przez cały okres pobytu w Warszawie nie doczekał się jednak debiutu w pierwszym zespole i niedawno Legię zamienił na Widzew.

Ostatnio jest o nim trochę głośniej z powodu niezłych występów w barwach łódzkiego zespołu i klauzuli, która pozwalałaby Legii odkupić swojego byłego gracza. Tyle że Krajewskiemu zdaje się być całkiem dobrze w Widzewie…

Co tu dużo mówić – postać wymarzona do spotkania z fanami przed klasykiem. Chwilę posiedziałem przy tej małej scenie po zakończonym spotkaniu, obserwując, jak Krajewski rozdaje autografy i robi sobie zdjęcia z kibicami. Chwilę, bo gdybym tak siedział do końca, to mógłbym znieść jajo. Obrońca miał jednak więcej cierpliwości ode mnie – spokojnie spędził tam ze czterdzieści minut na samych foteczkach i podpisach.

Marcel Krajewski w strefie kibica

Generalnie cała strefa kibica stara się oferować fanom jak najwięcej atrakcji i przyciągać ich pod stadion jak najwcześniej. Spotkanie z piłkarzem czy działaczem to tylko jeden z wabików obok transmisji przedmeczowego studia na telebimie, a później także samego meczu. Zapytałem w klubie, czy tak jest zawsze – no i wyszło na to, że prawie zawsze. Bo z Canal+ są w Łodzi dogadani i spokojnie mogą wyświetlać spotkanie pod stadionem. Ale przy okazji starć z Pucharu Polski, za których transmisję odpowiada TVP, już tego układu nie ma.

Nie zmienia to jednak faktu, że trochę odetchnąłem, gdy dotarło do mnie, że ludzie czekający na bilety, które nigdy się nie pojawią, ostatecznie dostali jakąś namiastkę emocji towarzyszących klasykowi. Bo w takiej strefie kibica też można obejrzeć z kumplami mecz, też można usłyszeć stadion, też można trochę pokibicować. Zawsze coś.

A w zasięgu ręki są jeszcze punkty gastronomiczne, stoiska z konkursami, konsole z grami, sklep. Zrobili sobie w Łodzi takie minimiasteczko meczowe i zaczyna ono działać coraz lepiej. A mam prawo ocenić progres, bo widziałem, jak wyglądało to jeszcze ze trzy lata temu. Wówczas koncepcja raczkowała, czasem udawało się załatwić jakiegoś „pana burgera”, który przyjeżdżał swoim food trackiem i tyle.

Teraz Widzew wskoczył pod tym względem na wyższy poziom i opakowuje dzień meczowy zdecydowanie lepiej. Ograniczeniem może być jednak dostępna przestrzeń, bo całe to „miasteczko’ ustawione jest w najbardziej rozsądnym miejscu, pod trybuną D, tam gdzie przemknie się najwięcej ludzi w drodze na swoje miejsce na stadionie. Tyle że trybunę od ulicy oddziela dosyć niewielki dystans i ewentualne powiększenie strefy kibica już raczej nie wchodzi w grę.

***

To wszystko są jednak produkty poboczne przy samym meczu. A sprzedaż emocji wychodzi całkiem nieźle – sam ryk z sześćdziesiątej minuty jest wart tego, żeby na stadion Widzewa przyjść. Klasyk, co warto w tym miejscu zaznaczyć, najlepiej smakowałby jednak z kibicami gości. Widziałem te starcia i w Łodzi, i w Warszawie – za każdym razem najlepiej wypadały, gdy na trybunach też mieliśmy coś na kształt rywalizacji.

Nie to, że bronię dzieciakom wejścia na mecz, którego bez zwolnionego sektora gości by nie było. Cieszę się, że jakieś smyki mogą doświadczać polskiej piłki klubowej w takich okolicznościach, nawet jeśli nasłuchają się przy okazji całej masy wulgaryzmów. Tych zresztą nie da się ze stadionu wyplenić, więc wielu „grzeczniejszych” szans na zobaczenie meczu z taką otoczką po prostu nie będzie.

W ogóle szans nie musi być wiele. Przynajmniej dopóki Widzew ma stadion na osiemnaście tysięcy miejsc i jakakolwiek jego rozbudowa pozostaje w sferze planów.

CZYTAJ WIĘCEJ O WIDZEWIE I LEGII NA WESZŁO:

Fot. Newspix

16 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama