– Jest szansa, że Barack Obama odwiedzi stadion przy Drodze Dębińskiej podczas konferencji Impact, żeby zobaczyć postępy prac — oznajmił Bartłomiej Farjaszewski, właściciel Warty Poznań i ściągnął na spadkowicza z Ekstraklasy uwagę całej Polski. Jak połączył pierwszoligowy klub z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych? Umożliwił to Jeremy Bird, który stoi na czele grupy amerykańskich inwestorów, którzy kupili udziały w Warcie. Kim są, co ściągnęło ich do Poznania i czy Obama założy szalik Dumy Wildy?
Amerykańska grupa Escalada Sports Partners została mniejszościowym właścicielem Warty Poznań. To kolejny przypadek inwestycji zagranicznego kapitału w polską piłkę, lecz inny niż niedawna saga ze zmianą władz Pogoni Szczecin. Podczas konferencji wbijano Portowcom szpileczki, zapewniając, że przelew od partnerów dotarł na czas. Pamiętając jednak o tym, że przy polskich klubach kręcą się dziwni ludzie, postanowiliśmy zgłębić ten temat i porozmawiać o Amerykanach z Arturem Meissnerem, prezesem pierwszoligowego klubu, który przybliża nam ideę tego projektu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak sprzedać polski klub? Tłumaczy właściciel Stali Mielec
***
Amerykańscy inwestorzy w Warcie Poznań. Kim są, co ich przyciągnęło?
Co łączy Baracka Obamę z Wartą Poznań?
Właściciel musiał sobie zażartować! Ludzie zaangażowani w fundusz Escalada Sports Partners pracowali przy kampanii Baracka Obamy, stąd się znają, to jest to połączenie.
Ale nie próbowali się w ten sposób uwiarygodnić? Zagraniczni inwestorzy lubią pochwalić się dużym nazwiskiem w otoczeniu.
W życiu! Wie pan, jako prawnik siedzę w tej branży dość długo. Widziałem wiele transakcji, które albo doszły do skutku, albo miały dojść do skutku. Zdajemy sobie sprawę, jak to wygląda także poprzez nasze doświadczenia. Dwa lata temu mieliśmy mieć inwestora krajowego – DD12. Byliśmy przekonani, że to się uda… W przypadku zagranicznych funduszy ryzyko jest jeszcze większe, dlatego staraliśmy się podejść do tematu inaczej.
Jak?
Pierwszym założeniem było to, że wpłata środków to papierek lakmusowy. Drugie — działamy stopniowo. Nawet jeśli ktoś chciałby wykupić pakiet większościowy, lepiej, gdyby na początku był to pakiet mniejszościowy, żeby dany podmiot się uwiarygodnił.
Podejrzane postaci też się przy Warcie kręciły?
Cały czas. Tak to jest w tej branży, ciągle ktoś się zgłasza, zazwyczaj ludzie mniej wiarygodni. Pierwsza rozmowa nic nie kosztuje, więc nie odrzucaliśmy żadnego zapytania. Nie jesteśmy pod ścianą, nie musimy sprzedawać klubu, większościowy właściciel Bartłomiej Farjaszewski chce w nim zostać, ale szukamy partnerów, którzy pomogą nam w rozwoju. Podejmowaliśmy różne tematy i zdecydowanie dużo było wśród nich podmiotów mało wiarygodnych.
Jak to odsiać, rozdzielić?
Na początku sprawdzamy ludzi, ich podejście do tematu i oczekiwania dotyczące ich zaangażowania w klub. Ostatnio z kolegami mecenasami rozmawialiśmy o tym, że zagraniczny inwestor to w najlepszym przypadku agencja menedżerska, która chce mieć klub do promowania swoich zawodników. To częsty przypadek. Są też struktury multiklubowe, które w Polsce niespecjalnie się przyjęły. Przedstawiciele Escalada Sports Partners nie przechwalali się, że znają kogoś istotnego. Ich życiorysy i biogramy sugerowały, że warto im zaufać. Druga rzecz to ich podejście do transakcji, to, jakie zadawali pytania, czego oczekiwali z naszej strony.
Zawsze pojawia się pytanie — po co takim ludziom Warta Poznań? Czemu chcą inwestować w klub, który nie jest potentatem nawet w swoim mieście?
Temat zaczął się w sposób niepozorny, może ktoś odrzuciłby to na dzień dobry. Zgłosił się do nas młody człowiek, Michał Flejsierowicz, który powiedział, że jest fanem i wychowankiem Warty Poznań. W młodości wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i próbował zainteresować klubem kilka funduszy. Dwa, trzy z nich zainteresowały się jego ofertą, którą przygotował we własnym zakresie. Spytał nas, czy bylibyśmy chętni na rozmowę. Po pierwszym spotkaniu podjęliśmy już rozmowy z zainteresowanymi osobami, potem spotkaliśmy się na żywo w Hiszpanii i lepiej się poznaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że chcemy spróbować to zrobić.
Czyli powtarza się scenariusz z wielu innych miejsc — jest kibic, który chce pomóc swojemu klubowi. W tym przypadku może nie swoim portfelem, ale znajomościami.
Od tego się zaczęło. Myślę, że przyciągnęliśmy inwestorów sposobem, w jaki my myślimy o Warcie. Nie chcemy być tylko klubem piłkarskim, chcemy budować klub odpowiedzialny społecznie, zaangażowany w liczne inicjatywy, przy których od dawna się udzielamy. Taki projekt trafił do nich jako do odbiorców i potencjalnych uczestników. Może to brzmieć abstrakcyjnie, że ktoś po drugiej stronie globu interesuje się Wartą, budzi całą rodzinę w środku nocy i ogląda mecze 1. ligi, ale oni stają się tego częścią, pytają, co się dzieje.
Podejrzewam, że gdyby Warta była po prostu tym mniejszym klubem z Poznania, bez całej tej społecznej otoczki, ciężej byłoby wam zwrócić na siebie uwagę.
Tak. Najzabawniejsze, najbardziej zaskakujące było to, kiedy to wszystko się działo. Pierwszy kontakt mieliśmy w maju, pierwszą rozmowę z Michałem odbyłem dzień po spadku z Ekstraklasy. Muszę przyznać, że przez całe zamieszanie i emocje związane ze spadkiem, pierwotnie zapomniałem, że umówiłem się na taką rozmowę.. Michał potwierdził podczas naszej konwersacji, że inwestorzy są zainteresowani Wartą nawet po spadku. Przedstawiłem im całą naszą sytuację, trudną sytuację — kwestię problemów finansowych, infrastrukturalnych, sportowych. Mówiliśmy też, w jaki sposób radziliśmy sobie z naszym małym budżetem, jak wykorzystywaliśmy szanse. Odpowiedzieli: podoba nam się to. To underdog mentality, ludzie, którzy mimo przeciwności losu chcą zrobić coś dobrego. To ich urzekło.
Spadek bardzo wam nabruździł? Jakby to wyglądało, gdyby Warta wciąż była w Ekstraklasie?
Nasza pozycja negocjacyjna byłaby lepsza, ale pamiętajmy, że mówimy o projekcie długofalowym. Zakładam, że nie przyśpieszyłoby to przebiegu rozmów i nie zmieniłoby to charakteru całej transakcji.
Artur Meissner, Jeremy Bird i Bartłomiej Farjaszewski
Co budziło największe obawy inwestorów?
Kwestia infrastrukturalna była kluczowym aspektem w rozmowach ze wszystkimi inwestorami. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli Warta ma się rozwijać, musi wrócić do Poznania. Gdy minął kac po spadku, najbardziej żałowaliśmy, że nie udało się zagrać ani jednego spotkania u siebie na stadionie przy Drodze Dębińskiej. Chcemy to naprawić.
Inwestorzy w jakimś stopniu w tym pomogą?
Ze względu na krótki termin, jaki mamy, żeby dostosować obiekt, musieliśmy działać w tym zakresie niezależnie od tego, czy inwestor się w klubie pojawi, czy nie. Dlatego nie wpłyną oni na nasze działania w bieżącym zakresie — one są na zbyt zaawansowanym etapie. Nie było to w ogóle tematem, bo kluczowy jest teraz czas, nie pieniądze. Niezależnie od kwestii finansowych, projekt stadionu utknął w martwym punkcie przez kwestie proceduralne, więc nawet gdybyśmy z dnia na dzień dostali środki, nie moglibyśmy tak po prostu wybudować sobie stadionu w centrum miasta.
Wierzymy jednak, że powrót do Poznania to tylko pierwszy, mały krok i naszym wspólnym marzeniem jest, żeby przy Drodze Dębińskiej powstał obiekt, który pozwoli kibicom cieszyć się grą Warty w warunkach godnych XXI wieku. Na dalszych etapach pomoc inwestorów będzie konieczna, możliwa i przydatna.
Z czym wiąże się wejście nowego inwestora, jeśli chodzi o wydatki na pierwszy zespół?
Kwota inicjująca odpowiada realiom, cenie za pakiet mniejszościowy. Póki co jest to jednorazowa wpłata. Ona pomoże nam w wyjściu z problemów, które pozostały po Ekstraklasie, ale na pewno ich w całości nie rozwiąże. Wierzę, że nasza karta jako klubu się odwraca. Za miesiąc możemy mieć rozstrzygnięcie sądu w sprawie pieniędzy za transfer Jakuba Modera. Właściciel też angażuje się i wspiera finansowo klub. Co przyniesie kolejny sezon – zobaczymy. Na pewno nie planujemy rewolucji, szastania pieniędzmi i ataku na Ekstraklasę za wszelką cenę. Budżet jak na nasze możliwości mamy przyzwoity, ale ze względu na zaległości z poprzedniego sezonu musieliśmy się skupić najpierw na tym, żeby z nich wyjść, dlatego kwota przekazana na pierwszy zespół jest stosunkowo skromna.
Słyszałem, że Escalada Sports Partners to po prostu grupa ludzi, która chce gdzieś wydać pieniądze i tak się szczęśliwie ułożyło, że chce je wydać u was.
Nie, tak na pewno bym tego nie przedstawił. To rozsądni ludzie, którzy dokonali analizy rynku piłkarskiego i wyszli z założenia, że długofalowo można zrobić z Warty rentowny klub, który będzie na siebie zarabiał i w przyszłości podniesie wartość ich wkładu. Druga sprawa to aspekt społeczny — chcieli być tego częścią. Im większa liczba osób angażuje się w ten projekt, tym większą radość u nich widzę. Wczoraj usłyszałem, że kolejny z partnerów chciałby przylecieć do Poznania, zobaczyć mecz na żywo. Przede wszystkim też są to fani piłki nożnej, którzy są szczęśliwi, że mogą być częścią klubu piłkarskiego. Są chłonni wiedzy, ciekawi. Gdy wprowadzałem ich w tajniki polskiej piłki, dopytywali, jak można coś zrobić, jak to działa. Od początku podkreślali, że nie chcą być postrzegani jako butni Amerykanie, którzy wchodzą i mówią wszystkim, jak trzeba działać.
Warta Poznań jest jedynym klubem w portfolio Escalada Sports Partners. To się zmieni?
Z tego co wiem, nie wykluczają tego, że będą inwestowali w kolejne kluby. Impulsem do powstania tej grupy była jednak Warta. Wydaje mi się, że jest to grupa osób otwartych na kolejnych inwestorów, aczkolwiek chcą czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Pewnie nie przyjmą każdej osoby, która się do nich zgłosi, ale nie chcę mówić za nich.
Jaki wpływ na to, co będzie się działo z Wartą Poznań, będą mieli Amerykanie?
Zgodnie z naszym porozumieniem mają prawo do wyznaczenia członka Rady Nadzorczej. W Warcie Rada uczestniczy w życiu klubu i podejmowaniu decyzji. Druga strona medalu jest taka, że mówimy o grupie ludzi, która coś w życiu osiągnęła. Liczymy na ich know-how, nawet jeśli są to ludzie wciąż aktywni zawodowo, zajęci swoimi rzeczami. Nie będą pracować na drugim etacie w Warcie, ale podzielą się wiedzą i kontaktami. Część z nich będzie się angażować w poszczególne aktywności klubu — sekcję AMP, kobiecą, tematami społecznymi, sponsoringiem czy marketingiem. Musimy to doszlifować w najbliższych miesiącach.
Jak oni reagowali na to, co się dzieje z Wartą Poznań? Proszę wybaczyć, ale oglądanie
pierwszoligowca z dołu stawki wydaje się wątpliwą przyjemnością jak na konieczność wstawania w środku nocy.
Nasze rozmowy po meczach nie były łatwe… Zdajemy sobie sprawę, że jest trudno, oni też zdają sobie sprawę, że wszystko jest jakimś procesem. Niestety znowu czeka nas zmiana na stanowisku dyrektora sportowego. Usilnie szukamy kogoś, kto pomoże nam rozwinąć nasz projekt sportowo, w tym zakresie jest wiele do zrobienia. Jak spotkał się z zawodnikami, to powiedział im, że imponuje mu to, jak bronią, ale chciałby zobaczyć więcej bramek! Wszyscy byśmy chcieli, ale zdajemy sobie sprawę, że nie dzieje się to samo z siebie.
W jakim kierunku chcecie zmierzać, żeby dać sobie i amerykańskim współwłaścicielom więcej radości?
To jest ta trudność, bo musimy zachować balans — grać odpowiedzialnie, ale też bardziej ofensywie. Musimy zrewidować podejście do tematu akademii i jej funkcjonowania, bo ona nie jest tania w utrzymaniu i musi zacząć przynosić efekty w postaci wychowanków w pierwszym zespole. Trzeba pogodzić ze sobą wiele tematów, walkę o wynik i pozostanie w lidze, dawanie szans oraz rozwój młodych zawodników… Po spadku z Ekstraklasy zaczęliśmy mocniej pracować nad zdefiniowaniem naszych możliwości, potrzeb, szans, zagrożeń. Ten proces trwa i nowi partnerzy będą jego częścią.
WIĘCEJ O WŁAŚCICIELACH POLSKICH KLUBÓW PIŁKARSKICH:
- Szybko poszło. Brazylijski właściciel ewakuuje się z Pogoni Szczecin?
- Jak sprzedać polski klub? Tłumaczy właściciel Stali Mielec
- Czy x-kom i Michał Świerczewski stworzą sieć klubów?
- Spadki, długi i obietnica poprawy. Pacific Media Group — w co wpakował się GKS Tychy?
- Miłostki i kaprysiki. O bogaczach w polskim futbolu
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix