Mecz Rakowa z Omonią Nikozja będzie dla Marka Papszuna 355. i zarazem ostatnim spotkaniem w roli szkoleniowca tej drużyny, bo, jak wiadomo, w zimowej przerwie obejmie Legię Warszawa. Średnia punktów na spotkanie? Podczas pierwszej kadencji – 1,95, w czasie drugiej – 1,97. Imponujące. Papszun obejmował Raków, występujący na trzecim szczeblu i awansował z nim najpierw do I ligi, a później do Ekstraklasy. W czwartym sezonie w elicie wywalczył mistrzostwo. W drugim i trzecim – sięgnął po Puchar Polski. Jego praca w Rakowie to pasmo sukcesów, choć były i trudne momenty. Wybraliśmy kilka chwil, które można zapamiętać szczególnie.
Początki Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa: „Byłem na bezpłatnym urlopie”
„Raków podał ci rękę, jak sprawdzałeś klasówki, a Ty jak Judasz chcesz się sprzedać za złotówki”. Transparent o takiej treści zawisł na trybunach stadionu w Sosnowcu podczas meczu Ligi Konferencji Raków – Rapid Wiedeń (4:1), gdy trwała już telenowela z przenosinami szkoleniowca do Legii Warszawa i było wiadomo, jak prawdopodobnie się skończy. Druga jego część ewidentnie nie przypadła Papszunowi do gustu, a pierwsza – jest prawdą. Sam szkoleniowiec w wywiadzie udzielonym w lipcu 2019 roku „Przeglądowi Sportowemu” mówił o tym, w jakich okolicznościach obejmował zespół z Częstochowy w kwietniu 2016 roku.
– Przyjeżdżając do Częstochowy, byłem na bezpłatnym urlopie w pracy. Nie miałem żadnego zaufania do tego, że można traktować trenerkę jako pewną pracę. Nie chodzi o to, że nie miałem zaufania do właścicieli czy klubu, tylko ogólnie do tego zawodu. Nie spodziewałem się, że będę pracował w Rakowie tak długo. Szczerze, to zakładałem że ten urlop bezpłatny może się skończyć, a ja będę musiał wrócić do mojej poprzedniej pracy, czyli do szkoły, bo byłem nauczycielem. Stało się inaczej. Urlop minął i trzeba było zrezygnować. Musiałem się określić, czy stawiam na futbol – wspominał Papszun, który oczywiście wybrał piłkę. Gdy pracował w szkole, m.in. w Gimnazjum nr 2 w Ząbkach, uczył wf-u, ale również historii.

Papszun jako trener Rakowa. Zdjęcie z 2016 roku
Teraz, gdy obejmuje Legię, która w lidze jest w sytuacji dramatycznej, bo plasuje się w strefie spadkowej, niektórzy podkreślają, że to spore ryzyko, bo do Warszawy przychodzi szkoleniowiec, w przypadku którego na wyniki trzeba będzie trochę poczekać. Początki w Rakowie mogą stanowić argument na potwierdzenie tej tezy. Okej, Papszun obejmował wtedy klub w początkowej fazie rozwoju, ale faktem jest, że z pierwszych siedmiu spotkań wygrał… jedno. Najpierw bezbramkowo zremisował z Puszczą Niepołomice Tomasza Tułacza, później przegrał ze Zniczem Pruszków, po golu w 82. minucie Arkadiusza Jędrycha. W meczu ze Stalą Stalowa Wola Raków do 87. minuty prowadził 2:1, by przegrać 2:3. Po kolejnej przegranej, tym razem z ROW-em Rybnik (z Bartoszem Sliszem w składzie) mogły pojawić się wątpliwości. Ale Raków odżył.
W sezonie 2016/2017 wygrał rozgrywki II ligi, mając tyle samo punktów, co Odra Opole. I rozpoczął imponujący marsz do stania się krajową potęgą.
Awans do Ekstraklasy: „Rodzina zgodziła się, żebym ich zaniedbał”
W pierwszym sezonie na zapleczu elity Raków zajął siódmą pozycję. Do Zagłębia Sosnowiec, które awansowało do Ekstraklasy z drugiego miejsca, stracił siedem punktów. W kolejnych rozgrywkach Raków był już bezkonkurencyjny: wygrał ligę, zapewniając sobie awans do elity na pięć meczów przed końcem, po pokonaniu 2:0 Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jako że zespół wrócił do Ekstraklasy po 21 latach, w Częstochowie zapanowało szaleństwo. Radość w szatni, a później na ulicach miasta. Papszun intonujący: „Awans jest nasz!” i tańczący na scenie z właścicielem klubu, Michałem Świerczewskim.
– Przed sezonem wydawało się to mało realne. Pokazaliśmy w tych 30 kolejkach dobrą piłkę. Z tego się bardzo cieszę. Jestem tu już trzy lata i dziękuję swojej rodzinie, że zgodziła się na to, żebym ich zaniedbał i poświęcił się projektowi pod nazwą Raków. Mam nadzieję, że kiedyś im to wynagrodzę. Świętujemy, bawimy się i tyle. Nie myślimy o kolejnym meczu, nie będę tutaj czarował. Może w czwartek pomyślimy, jak się obudzimy, dzisiaj się cieszymy i świętujemy – mówił spontaniczny Papszun po wywalczeniu awansu.
W ostatnich meczach sezonu Raków wywalczył tylko dwa punkty. Papszun, który zawsze był wymagający, rozumiał okoliczności, ale jednocześnie nie do końca podobał mu się poziom zaprezentowany m.in. w przegranym 0:2 spotkaniu z ŁKS-em: – Nie udało się zmobilizować. Nasza gra wyglądała jak flaki z olejem. ŁKS nas demolował – przekonywał w „Przeglądzie Sportowym”.
Puchar Polski: „Dziękuję wszystkim, którzy przeszli ze mną tę drogę”
Pogoń Szczecin ciągle nie ma w gablocie nic, a Papszun poprowadził Raków do pierwszego trofeum już w 2021 roku. Jego zespół już wcześniej potrafił eliminować z Pucharu Polski Legię Warszawa, ale w edycji 2020/2021 drużyna z Częstochowy pokazała to, co ma najlepsze. Przede wszystkim – jakość, odpowiednio dobraną pod rywala taktykę i granie do końca.
W 1/8 finału przeciwko Górnikowi Zabrze na kilka minut przed końcem było 2:2, ale to Raków zadał dwa ostateczne ciosy. Ćwierćfinał? Niespodziewana dla niektórych wygrana 2:0 z Lechem w Poznaniu. W półfinale Cracovia wyrównała na 1:1 w 87. minucie, ale Vladislavs Gutkovskis zdążył jeszcze strzelić na 2:1. I wreszcie finał: Lublin, skoro czasy koronawirusa, to mecz bez udziału publiczności. To Arka Gdynia prowadziła 1:0 po bramce Mateusza Żebrowskiego, ale ostatnie 10 minut znów należało do Rakowa: najpierw wyrównał Ivi Lopez, a finał rozstrzygnął Słoweniec David Tijanić.

Marek Papszun i Raków z Pucharem Polski. Stadion Narodowy, 2022 rok
– Rola faworyta mogła nas przytłoczyć, ale udźwignęliśmy presję. Chcę podziękować swoim piłkarzom, bo to ich największa zasługa. Dziękuję również wszystkim, którzy przeszli ze mną długą drogę w Rakowie. Gratulacje również dla właściciela. Bez niego nie byłoby tego triumfu. Cieszę się, że udało nam się spełnić jego marzenie. Nasze zwycięstwo to też może być sygnał, aby pchnąć klub na wyższy poziom organizacyjny. Mam nadzieję, że środowisko częstochowskie mocniej się zjednoczy i będziemy się szczycili innymi kwestami. Nie tylko sportowymi – powiedział po triumfie Papszun. Już wtedy mówił publicznie o problemach infrastrukturalnych, które ewidentnie leżały mu na sercu.
Ale trudno się dziwić: w kolejnym sezonie zespół ponownie wygrał Puchar Polski, tym razem bijąc w półfinale 1:0 Legię, a w finale pokonując Lecha 3:1 na Stadionie Narodowym. Jednocześnie Raków ciągle rozgrywał mecze na stadionie przy ulicy Limanowskiego, blisko pętli tramwajowej, ironicznie nazywanym kurnikiem. I było wiadomo, że to się raczej szybko nie zmieni.
Mistrzostwo Polski: „To jest bardzo duża sprawa!”
„Sensacja zamiast świętowania” – tak film ze skrótem spotkania Korona – Raków (1:0) zatytułowała stacja Canal+ Sport. Zespół z Częstochowy był pięć dni po porażce z Legią w rzutach karnych w finale Pucharu Polski. To był ten brzydki mecz, w którym Legia broniła się, grając w dziesiątkę, a zespół Papszuna walił głową w mur. Nic nie wychodziło. Później rzutu karnego nie wykorzystał Mateusz Wdowiak, mieliśmy awanturę pod szatniami, a Josue mówił to swoje: „Cry Papszun, cry”. Raków jedno przegrał, ale to ważniejsze – mistrzostwo Polski – mógł wygrać. Był o krok.
– Plan jest taki, by zamknąć sprawę tytułu – mówił przed spotkaniem z Koroną Papszun. W Kielcach jego zespół niespodziewanie przegrał jednak 0:1, choć powinien zremisować. Jakim cudem Fran Tudor w szóstej minucie doliczonego czasu gry nie trafił do pustej bramki? Tego nie potrafił wyjaśnić nikt…
Chwilę później sędzia zakończył spotkanie. Kamil Kuzera się cieszył, Papszun nie dowierzał. Była 16:54. Niedługo później zawodnicy Rakowa, wściekli, zdołowani, wsiadali do autokaru. O 17:30 w Szczecinie zaczynał się mecz Pogoni z Legią. Gospodarze wygrali 2:1, co zapewniało Rakowowi tytuł. Prawdopodobnie Papszun i spółka woleliby świętować tuż po końcowym gwizdku w swoim meczu, ale nie miało to aż tak wielkiego znaczenia. W końcu Leicester City też kiedyś świętowało na imprezie u Vardy’ego.
W pewnym momencie autokar z drużyną Rakowa skręcił z głównej drogi i zatrzymał się przy jednej z restauracji, co doskonale widzieli Jakub Białek i Maciej Wąsowski, którzy robili o mistrzostwie Rakowa materiał wideo na Weszło TV i wtedy…. siedzieli im na ogonie.
– Zasłużone mistrzostwo, trzy kolejki przed końcem. To jest duża sprawa. Bardzo duża. Dzisiaj tak się, kur… bawimy, jak graliśmy cały sezon! – przemówił do zawodników Papszun. Ci jedli pizzę, pili piwo, ruszyła impreza. Poleciała „Bania u Cygana”. Zawodnicy zaczęli tańczyć, później oczywiście grubsze i dłuższe świętowanie miało miejsce w Częstochowie.
A tamten materiał na Weszło TV zobaczycie tutaj:
Odejście z Rakowa i powrót: „Wracam do czołowej drużyny w Polsce”
Już trzy tygodnie przed tamtym meczem z Koroną cała Polska wiedziała, że Papszun żegna się z Rakowem. Gdy klub w kwietniu 2023 roku zorganizował konferencję prasową, sporo osób sądziło, że dowiemy się o przedłużeniu kontraktu ze szkoleniowcem. A tu szok – Papszun po sezonie odchodzi z klubu.
– Nie mam jednoznacznych planów. Nie ma żadnego nowego zespołu na horyzoncie. Wpływ na to ma wiele czynników – mówił Papszun. Spekulowano, że ważną kwestią są sprawy rodzinne. Że chce odpocząć, mieć czas dla najbliższych.
Kolejne zaskoczenie – wybór następcy, którym został Dawid Szwarga, jego zaufany asystent. Dziś wiele osób ocenia go krytycznie, uważa, że Szwarga sobie nie poradził. W porządku, zajął z Rakowem siódme miejsce na koniec sezonu 2023/2024, ale z drugiej strony statystyki expected points pokazywały, że klub powinien być sporo wyżej, marnował mnóstwo „setek”. Poza tym Raków nie był tak daleko od Ligi Mistrzów i wystąpił w fazie grupowej Ligi Europy.
Papszun w tym czasie liczył, że dostanie ciekawą pracę. Marzyła mu się reprezentacja Polski, ale Cezary Kulesza ostatecznie zdecydował się na Michała Probierza, co mocno zabolało szkoleniowca z Warszawy. Miał żal. Sądził, że tak naprawdę to było jasne od samego początku i stał się tylko pionkiem w trochę żenującej grze. Liczył na kontrakt za granicą, ale też się go nie doczekał. Papszun tu, Papszun tam. Ciągle trwały spekulacje medialne. Aż tu w maju 2024 roku Papszun został ogłoszony ponownie szkoleniowcem Rakowa.
– Cieszę się, że mogę z powrotem tutaj być. Wracam do Rakowa, dziękuję za to, że klub dalej we mnie wierzy. Do przyjęcia oferty skłoniła mnie wizja rozwoju. To jest klub dalej w budowie i nie chodzi tylko o infrastrukturę. Są obszary, które chcemy poprawić, żeby dalej walczyć o najwyższe cele. Wracam do klubu, który w pięć lat zebrał najwięcej punktów w Polsce. Do czołowej drużyny w kraju. Zostałem przekonany tym, że potencjał będzie jeszcze większy i zespół będzie osiągać ambitne cele – mówił na konferencji.
W sezonie 2024/2025 Papszun sięgnął z Rakowem po wicemistrzostwo kraju. Ciekawe było obserwowanie zawodników klubu z Częstochowy tuż po meczu ostatniej kolejki, wygranym z Widzewem. Tamto zwycięstwo dało im drugie miejsce na koniec rozgrywek, bo Lech Poznań w tym samym czasie poradził sobie z Piastem Gliwice. Jedni bardziej radowali się ze srebra, a inni, np. Jonatan Braut Brunes, przekonywali, że tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć: – To w ogóle nie jest słodkie – mówił nam Norweg.
Papszun na konferencji prasowej był dość wyluzowany. Chyba doceniał drugie miejsce. A może to była maska? Zapytany, czego zabrakło na przestrzeni sezonu, zdobył się nawet na żart: – Jakbyśmy Michaela Ameyawa wykupili wcześniej, nie strzeliłby nam gola w spotkaniu z Piastem.
Słowa Papszuna o nowym klubie: „Chcę być trenerem Legii”
Choć cała piłkarska Polska żyła sprawą „Papszun w Legii?”, chyba nikt na konferencji prasowej przed meczem z Rapidem Wiedeń nie spodziewał się takich fajerwerków. Papszun postanowił pójść w szczerość. Wcześniej, pytany o spekulacje medialne, trochę się miotał. Generalnie nie mówił nic, ale też nie zaprzeczał, co było znamienne. Na konferencji wziął mikrofon i powiedział zdanie, które po chwili cytowały wszystkie media: – Legia chce mnie jako trenera, a ja chcę być trenerem Legii.

Papszun na konferencji przed meczem z Rapidem
I mleko się rozlało. Później szkoleniowiec jeszcze dolał oliwy do ognia, sugerując, że mimo całego tego zamieszania ma dobre relacje z piłkarzami, ale z władzami klubu już niekoniecznie. Papszun prawdopodobnie chciał dobrze. Uznał, że takie wyłożenie kart na stół mu pomoże, ale dominowały głosy krytyki. Zbigniew Boniek, komentując całą operację, mówił o wolnej amerykance i braku etyki. Dziwił się Papszunowi, że chce iść do Legii, pogrążonej w tak wielkim kryzysie. Inni przekonywali, że słowa charyzmatycznego trenera z konferencji nie wpłyną najlepiej na piłkarzy, którzy słyszą, że kapitan chce opuścić okręt. A jak w istocie wpłynęły? Raków w pierwszym meczu po wybuchu zamieszania w mediach przegrał u siebie co prawda 1:3 z Piastem Gliwice, ale po słowach z konferencji wyniki wyglądają tak:
- 4:1 u siebie z Rapidem w Lidze Konferencji
- 4:1 na wyjeździe z Arką w lidze
- 2:1 ze Śląskiem Wrocław (wyjazd) w Pucharze Polski
- 1:0 z GKS-em Katowice (dom) w lidze
- 1:0 u siebie ze Zrinjskim Mostar w Lidze Konferencji
- 0:1 u siebie z Zagłębiem Lubin w lidze
Sześć meczów, pięć zwycięstw. Tylko ostatnie spotkanie poniżej oczekiwań, ale Raków przez większość meczu po głupim zachowaniu Adriano Amorima musiał radzić sobie w dziesiątkę.
W Nikozji, przeciwko Omonii, Papszun bardzo będzie chciał spiąć zwycięstwem tę całą piękną częstochowską historię i zająć miejsce w czołówce fazy ligowej Ligi Konferencji 2025/26. To oznacza uniknięcie barażu o wejście do 1/8 finału.
JAKUB RADOMSKI
WIĘCEJ O RAKOWIE NA WESZŁO:
- Papszun: Mam poczucie spełnionej misji
- Duży krok w kierunku nowego stadionu dla Rakowa!
- Gwiazda ligi wraca do Rakowa [NEWS]
Fot. Newspix.pl