Reklama

Znów to samo. Polacy przegrali w finale Speedway of Nations

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

17 października 2021, 21:49 • 5 min czytania 3 komentarze

Przez dwa dni rywalizacji w fazie zasadniczej Speedway of Nations – drużynowych mistrzostwach świata na żużlu – Polacy byli najlepsi. O zwycięstwie decyduje jednak jeden bieg, finałowy. Tam nasi reprezentanci zmierzyli się z Brytyjczykami i ich nadzieje na zdobycie pierwszego złota (do tej pory raz byli trzeci i dwukrotnie zdobywali srebro) rozwiały się już na pierwszym okrążeniu. Maciej Janowski upadł, a Bartosz Zmarzlik w pojedynkę nie mógł dać nam zwycięstwa, choć dojechał pierwszy. 

Znów to samo. Polacy przegrali w finale Speedway of Nations

Dwa dni fantastycznej jazdy

Polacy najlepsi byli już wczoraj, pierwszego dnia turnieju. I Bartosz Zmarzlik, i Maciej Janowski powtarzali jednak jak mantrę, że to, co najważniejsze, wydarzy się dopiero w niedzielę i sobotnie rezultaty są tylko krokiem na drodze do celu, jakim jest złoto. Złoto, o które Polska walczy od 2018 roku, gdy drużynowy Puchar Świata zastąpiono właśnie Speedway of Nations. W pierwszej edycji nasi reprezentanci stanęli na podium, ale nie weszli do finału. W drugiej i trzeciej w finale już byli – zdobywali jednak srebro.

Dziś miało więc liczyć się tylko złoto.

Jeśli coś niepokoiło przed dzisiejszymi zmaganiami, to tylko kompletnie inne warunki na torze (choć ten był przygotowany znakomicie) – w Manchesterze, gdzie rozgrywano finał, mocno popadało. Zmarzlik i Janowski to jednak na tyle doświadczeni zawodnicy, że nie podejrzewaliśmy, by mogło im to sprawić jakiekolwiek problemy. Tym bardziej, że rywale mieli takie same warunki, a i się wykruszali – u Szwedów wypadło dwóch zawodników i jeździć musiał młodziutki Philip Hellstroem-Baengs, u Brytyjczyków z kolei w niedzielę nie pojawił się Tai Woffinden. Jego zastąpił Daniel Bewley. Jednak gospodarze pokazali od razu, że mogą być groźni – w pierwszym niedzielnym wyścigu pokonali Polaków, co było równocześnie pierwszą porażką naszego duetu. W sobotę wygrali bowiem wszystkie swoje biegi.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Biało-czerwoni rozkręcali się jednak, zwłaszcza Janowski, bo Zmarzlik regularnie dojeżdżał wysoko. I choć najpierw przegrali jeszcze z Duńczykami (świetnie jeździli w ich barwach Leon Madsen i Mikkel Michelsen, który wczoraj spisywał się katastrofalnie, a dziś wydawał się innym zawodnikiem), to potem nasi reprezentanci radzili sobie już znakomicie. A że w dodatku mieli dziesięć punktów przewagi z pierwszego dnia rywalizacji, to nie było mowy o tym, by ktokolwiek ich wyprzedził. Do finału awansowali bezpośrednio, z 74 punktami na koncie. O sześć mniej mieli Duńczycy, o dziesięć – Brytyjczycy. I to te dwie reprezentacje miały zmierzyć się ze sobą w bezpośredniej walce o finał.

Wygrali gospodarze. Mimo świetnego startu Madsena, to Brytyjczycy wyjechali na drugim i trzecim miejscu. To oznaczało, że wygrają rywalizację 5:4, gdyż w SoN za pierwsze miejsce przyznaje się 4 punkty, za drugie 3, a za trzecie 2 oczka. Lider Duńczyków zorientował się co prawda w sytuacji pod koniec biegu i próbował pomóc Michelsenowi, blokując rywali, ci jednak nie tylko sobie z tym poradzili, ale jeszcze jeden z nich rywala wyprzedził. Miejscowi fani mogli więc świętować nie do końca spodziewany awans do finału. Tam jednak czekali na nich Polacy, zdecydowani faworyci. Z naszej perspektywy wyglądało to tak: Zmarzlik i Janowski mieli doskonale wystartować, odsadzić rywali i dojechać do mety na pierwszych dwóch miejscach.

Z tego planu wyszedł tylko start.

Upadek w najgorszym momencie

Polacy jako pierwsi wybierali pola startowe, ze względu na wygraną w rundzie zasadniczej. Zmarzlik był w doskonałej formie przez oba dni. Janowski rozpędzał się z każdym kolejnym biegiem. Brytyjczycy nie mieli Woffindena. Wszystko wydawało się nam sprzyjać. W finale okazało się jednak, że nasi reprezentanci byli… za szybcy.

Znakomicie wystartował bowiem Zmarzlik, od razu obejmując prowadzenie. Janowski został z tyłu, ale wyszedł na łuku szeroko i tam się napędzał. Aż za bardzo. Na drugim łuku okazało się, że jest za szybki w stosunku do Bartka, który też powędrował – w swoim stylu – pod bandę. Maciek, chcąc uniknąć kolizji, zwolnił i się zakopał, przez co upadł. Wtedy było już jasne, że Polska nie ma jak tego biegu wygrać, chyba żeby któremuś z Brytyjczyków też przydarzył się upadek czy defekt. Nic takiego się jednak nie stało, gospodarze świętowali, a Polacy zostali po raz kolejny ofiarami formuły Speedway of Nations, w której po dwóch dniach rywalizacji liczy się zaledwie jeden, finałowy bieg.

Reklama

W finale stało się, co się stało, ale srebrny to też dobry kolor. Gratulacje dla rywali. Jako polski team zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Jechaliśmy fajnie całe dwa dni, to też spory wyczyn. Tylko to, co stało się w ostatnim biegu, zmieniło całą sytuację. W takiej formule zawodów tak się zdarza. Dwa dni wygraliśmy punktowo, jechaliśmy doskonale jako drużyna. Możemy być dumni – mówił Bartosz Zmarzlik na antenie C+. Wtórował mu zresztą Maciej Janowski, choć widać było, że jest bardzo rozczarowany.

– Daliśmy z siebie wszystko, walczyliśmy do samego końca. Na gorąco mam milion myśli – od razu chciałbym pojechać ten bieg jeszcze raz. Wiedziałem, że jeden z Brytyjczyków będzie chciał się napędzać po płocie, dlatego od razu zająłem tę ścieżkę. Trochę mnie tam wciągnęło… i tyle. Na początku, jak zaczęło wciągać, to motocykl dał mi na tyle prędkości, że szybko zacząłem się zbliżać do Bartka, ująłem gazu, by w niego nie wjechać, ale motocykl już się nie wygrzebał. Upadłem. W tym momencie powiedziałbym, że ten łuk powinienem pojechać inaczej. To już jednak nic nie da. Przepisy są jakie są, po co gdybać. Daliśmy z siebie wszystko, z mojej strony to nie wystarczyło. 

Jasne, można sobie pomyśleć, że to frajerstwo. Takie sytuacje w żużlu się jednak zdarzają, choć po dzisiejszych zawodach dyskusja na temat umiejętności jazdy parą przez Zmarzlika, czy też wzajemnych relacji pomiędzy nim i Janowskim – obaj panowie nie darzą się szczególną sympatią – rozgorzeje na nowo. Chociaż trudno jednoznacznie wskazać, kto w tej sytuacji ponosi winę. Maciek był niesamowicie szybki, lecz Zmarzlik jechał z przodu i to on mógł wybierać tor jazdy. A poza tym feralnym biegiem – jak mówił sam Bartek – jechali znakomite zawody. Pozostaje liczyć, że za rok już nic nie stanie im na przeszkodzie w tym, by całą imprezę – łącznie z biegiem finałowym – wygrali. Bo po raz kolejny pokazali, że zdecydowanie ich na to stać.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...