Reklama

Lewandowski dla Polski gra nawet z kontuzją. Wypada podziękować

Szymon Janczyk

16 października 2025, 11:26 • 4 min czytania 28 komentarzy

Jestem tak stary, że pamiętam, jak na Roberta Lewandowskiego wywierano wiadro pomyj, kiedy przyznał, że zmęczenie fizyczne i mentalne sprawiło, że nie przyjedzie na zgrupowanie reprezentacji Polski. Może więc teraz, gdy w Barcelonie oburzają się, że Lewandowski mimo kontuzji został na boisku w meczu z Litwą, żeby walczyć o wyjazd na mundial, wypada docenić go za to, że nie odpuszcza, gdy chodzi o drużynę narodową?

Lewandowski dla Polski gra nawet z kontuzją. Wypada podziękować

Łatwo było wtedy rzucać, że Robert Lewandowski to żaden kapitan, bo co to za kapitan gra w klubie i odpoczywa, gdy potrzebuje go reprezentacja kraju. Wprost nasuwało się też porównanie do Cristiano Ronaldo. On, prawdziwy kapitan, walczył o trofeum Ligi Narodów i nie zważał na uraz.

Reklama

Czułem to już podczas rozgrzewki, towarzyszyło mi to już od pewnego czasu. Ale dla drużyny narodowej, gdybym miał złamać nogę, zrobiłbym to. To tytuł, musiałem zagrać i dać z siebie wszystko. Wytrzymałem najdłużej jak mogłem – tłumaczył Portugalczyk.

Tak mówi kapitan, tak postępuje! Pytanie, czy tych wszystkich, którzy wskazywali na Cristiano — który przecież też odpoczywał od kadry, gdy potrzebował, nawet częściej niż Robert — powiedzą to samo, gdy taką postawę przypiszemy Lewandowskiemu?

Reprezentacja Polski. Robert Lewandowski grał z kontuzją, żeby pomóc drużynie narodowej

Robert Lewandowski po meczu o kontuzji nie rozmawiał, nie zagłębiał się w temat. Dowiedzieliśmy się przypadkiem, tuż przed komunikatem Barcelony. W Hiszpanii zaraz po nim zaczęła się burza, bo okazało się, że kontuzja nie przyplątała się polskiemu napastnikowi na koniec spotkania, w wyniku zmęczenia. Ból poczuł na początku, ale nie poprosił o zmianę, tylko o bandaż i został na boisku do ostatniego gwizdka, strzelił gola, który zamknął spotkanie i wysłał nas do baraży o mundial.

Ktoś powie, że taki heroizm z Litwinami potrzebny nie był, bo jeśli nie potrafimy pokonać ich bez Roberta Lewandowskiego, to naprawdę niedobrze. Mam złe wieści — gdy poprzednim razem graliśmy z Litwą, okazało się, że faktycznie nie potrafimy i kapitan uratował nam mecz. Żyjemy w kryzysie od tak dawna, że chyba powinniśmy się nauczyć, że dla reprezentacji Polski nie ma spotkań, do których podchodzimy z taką pewnością, że możemy lekką ręką zrezygnować ze wsparcia Lewandowskiego.

Gra z urazem w Kownie nie będzie wydarzeniem, które będziemy wspominać latami. Nie ma takiej potrzeby. Mam jednak nadzieję, że gdy znowu rozgorzeje dyskusja o tym, czy Robert Lewandowski wystarczająco poświęca się dla drużyny narodowej, czy w ogóle mu na niej zależy, czy może traktuje ją jak prywatny folwark, będzie mu to wypominane tak samo, jak to, że czuł potrzebę odpoczynku w czerwcu, po długim sezonie.

Brutalna — dla niektórych — prawda o Robercie Lewandowskim brzmi tak, że mógł rzucić to dawno w diabły i nikt nie miałby do niego większych pretensji. To znaczy: ktoś pewnie miałby, ale rozsądek nakazywałby rozumieć, że facet z takiego poziomu nie ma chęci dłużej męczyć się z pijanymi burakami w samolocie, amatorskim zarządzaniem federacją, kolejnymi absurdalnymi wyborami selekcjonerów, którzy ni w ząb nie przystają do fachowców, z którymi na co dzień pracuje w klubach.

Lewandowski ma dość. Nic dziwnego, zmarnowaliśmy jego karierę

Lewandowski nie podjął samych słusznych decyzji w reprezentacyjnej karierze, jednak ta kariera to od dawna w jakimś stopniu Golgota. Więcej szkód niż pożytku, więcej pretensji niż podziękowań. Z fochem z drużyną narodową żegnał się Lionel Messi, dla kraju nie chciał się poświęcać Zlatan Ibrahimović. Robert naprawdę nie byłby pierwszym, który przedłożyłby własny komfort nad grę w reprezentacji.

Mimo to trwa, zamyka kolejne eliminacje robiąc różnicę w kluczowych momentach (dwa razy gol z Litwą, gol i wypracowana bramka z Finami) i nadal pruje po więcej. Gdy dookoła narzekanie na to, że to już nie ten sam Lewandowski — fakt, był moment, w którym jako król strzelców w eliminacjach do turniejów ustanawiał nowe rekordy strzelonych bramek, jeden wciąż niepobity — przed kamerami staje Sebastian Szymański, który mówi: wy naprawdę nie widzicie i nie wiecie, jak on nam pomaga na boisku.

Co jest o tyle zabawne, że kiedy u nas rozprawia się o tym, że Robert często stoi bez piłki i macha rękami, w Anglii — piórem Michaela Coxa — rozpływają się nad tym, jak wielką rolę dla drużyny ma Lewandowski wskazujący palcem, co zrobić w konkretnej akcji, czy robiący miejsce kolegom inteligentnym poruszaniem się po boisku.

Naprawdę nie chodzi o to, żeby bezgranicznie wielbić, lecz o to, żeby po prostu doceniać. Drugiego takiego prędko nie będzie, to końcowe napisy. Szybko zapominamy, czym stała się nasza kadra bez Bońka czy Deyny, jak długo czekaliśmy na nowego zawodnika tego formatu. Dlatego w takim momencie najzwyczajniej w świecie dziękuję, że Robert Lewandowski, kapitan reprezentacji Polski, nadal tu jest, że pokazuje, że mu naprawdę zależy.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

28 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama