Reklama

Kibice Racingu Strasbourg od sukcesów wolą… upadek i 4. ligę

Szymon Janczyk

23 października 2025, 13:57 • 12 min czytania 26 komentarzy

Racing Strasbourg odnosi sukcesy, wstał z kolan i pnie się w górę tabeli. W tym samym czasie kibice, którzy regularnie wykupują wszystkie wejściówki na mecze ukochanego klubu… prowadzą protest przeciwko niemu. Mierzi ich współpraca z Chelsea FC, domagają się odejścia prezesa-legendy, który odbudował Racing i wieszczą, że zaraz wszystko się zawali. Czy w tym absurdzie jest choć trochę słuszności?

Kibice Racingu Strasbourg od sukcesów wolą… upadek i 4. ligę

Pierwszy gwizdek, start meczu z Jagiellonią Białystok. Racing Club de Strasbourg czekał na domowy mecz w Europie dwie dekady. Zamiast wrzawy jest jednak cisza. Trybuny milczą, nie prowadzą dopingu. Ktoś, kogo to irytuje, próbuje wyłamać się ze schematu, ale ultrasi za nim nie podążą. Przez kwadrans nawet się nie zająkną, dopiero potem ruszą na całego, intonując kolejne przyśpiewki. Ten skok w przyszłość może was dziwić — skąd wiem, co się wydarzy?

Reklama

Wiem, bo scenariusz powtarza się od miesięcy. Kibice Racingu Strasbourg swój sprzeciw wyrażają w specyficzny sposób. Chcą być obecni na meczach, ruszają tłumnie na wyjazdy, ale przez piętnaście minut prowadzą cichy protest przeciwko działaniom władz klubu. Działaniom, które sprawiły, że na nowiutkim stadionie gra topowa drużyna ligi francuskiej, nie jakiś outsider, wiecznie drżący o utrzymanie. O co w tym wszystkim chodzi?

Racing Strasbourg i Chelsea FC. Dlaczego BlueCo kupiło klub we Francji?

Marc Keller to w Strasburgu człowiek-instytucja. Do Racingu trafił jako utalentowany piłkarz Miluzy i został w nim na pięć lat. Dorobił się występów w reprezentacji Francji, przeszedł do zaprzyjaźnionego Karlsruhe, z którego ruszył do Premier League. Na szacunek zapracował już wtedy, lecz gdy wrócił do Racingu i postanowił, że postawi go na nogi gdy znajdował się w totalnej ruinie, stał się legendą i nieśmiertelnym idolem. Zwłaszcza że misję zakończył sukcesem — piątoligowiec wrócił do elity, znów zaczął się liczyć.

Keller to facet twardo stąpający po ziemi. Gdy widział, że Ligue 1 ma problemy finansowe z powodu zamieszania spowodowanego sprzedażą praw telewizyjnych, gdy zerkał na to, jak inne kluby wędrują w ręce bogatych właścicieli i zestawił to z planowanym zmniejszeniem rozgrywek o dwa zespoły, stwierdził: albo zrobimy krok do przodu, albo będzie po nas, bo nie mamy szans rywalizować z „grubasami”. To wtedy narodził się pomysł dołączenia do międzynarodowej siatki klubów.

Marc Keller, prezydent Racingu Strasbourg

Marc Keller, prezydent Racingu Strasbourg

The Athletic twierdzi, że Racing Strasbourg podsunięto BlueCo poprzez Laurence’a Stewarta, którego Chelsea FC przechwyciła z AS Monaco. Znawca rynku francuskiego zwrócił uwagę na to, że ten klub stanowi łakomy kąsek, co poparto analizą Christophera Vivella. Kłopot tkwił w tym, że Racing liczył, że znajdzie mniejszościowego udziałowca, podczas gdy Todd Boehly nie wyobrażał sobie, że nie będzie miał całkowitej kontroli nad siostrzanym zespołem.

— Będziemy powiększać zasoby. Posiadanie klubu w innych krajach ma swoje zalety. Wyzwaniem, przed którym stoi Chelsea, jest to, że masz nastoletnie supergwiazdy, które musisz ogrywać, ale wypożyczając piłkarza do innego klubu, oddajesz jego rozwój w obce ręce. Sposobem na kontrolowanie tego jest drugi klub w naprawdę konkurencyjnej lidze w Europie — tłumaczył właściciel Chelsea FC.

Moneyball na opak. Jak Todd Boehly buduje w Chelsea skład przyszłości

Racing bardzo szybko przypadł Boehly’emu do gustu. Zobaczył, że Marc Keller zbudował stabilny, zdrowy klub, bez długów i problemów, które trzeba byłoby wziąć na barki. Dostrzegł potencjał w zespole i nieźle prosperującej akademii. Okazją była niska cena, za którą można było „wykupić miejsce” w topowej lidze o wysokiej intensywności, w której i tak występuje wielu młodych piłkarzy. Wszystko się zgadzało, zostało przekonać ludzi ze Strasburga, że nie ma sensu się upierać i warto oddać cały klub w ręce BlueCo.

Todd Boehly zagwarantował Racingowi Strasbourg, że będzie traktowany na siostrzanych warunkach, nie z góry. Zgodził się, żeby prezesem nadal pozostał Keller, który przekonał go swoim podejściem. Zaoferował mu swoich ludzi oraz narzędzia, pozwalając jednocześnie na utrzymanie w strukturach zaufanych współpracowników Kellera. Układ został dopięty, BlueCo zapłaciło 70 milionów euro, Keller z radością oznajmił, że Racing wkracza w nową erę.

I zaczęły się kłopoty na trybunach.

Dlaczego kibice Racingu Strasbourg nie chcą być klubem-farmą Chelsea FC?

Pierwsze transparenty ultrasów były proste, lecz dosadne. „Nie dla międzynarodowych sieci piłkarskich”, „BlueCoOut”. W Strasburgu pamiętali, jak skończył się ich romans z zagranicznym właścicielem, Michaelem McCornackiem — to po nim Marc Keller odbudowywał klub z ruin. Szeptano też o tym, co alians z City Football Group przyniósł Troyes, które spadło z ligi i stało się punktem przerzutowym piłkarzy.

Marc Keller, który kilka razy w roku spotykał się z kibicami, przedstawiając im losy klubu, zaczął częściej wychodzić do nich i tłumaczyć, że nie mają powodów do obaw. Racing zaczął jednak wymieniać piłkarzy na coraz młodszych. Odszedł bramkarz, legenda klubu. Odszedł zdolny napastnik. Nikt nie zważał, że przy podpisywaniu nowych umów obiecano im transfer i dotrzymano słowa.

BlueCo wymaga rekrutacji młodych piłkarzy i nikogo więcej. Żaden klub nie może konkurować w takich warunkach — grzmiała grupa Ultra Boys 90, która odpowiada za doping na stadionie.

Nie pomagało, że Racing pod wodzą Patricka Vieiry wyglądał przeciętnie. Nie zanosiło się na to, że sukces czyha za rogiem, więc krytyka tylko się nasiliła.

Sieci posiadające wiele klubów to zguba futbolu. Racing przestał być niezależny, Racing nie ma własnych ambicji. Konsekwencje, których się spodziewaliśmy, pojawiły się szybciej niż mogliśmy sobie wyobrazić. Drużyna gra katastrofalnie, to niegodne tego klubu. BlueCo nie jest i nie będzie tu mile widziane. Przez trzydzieści lat wygrywaliśmy każdą bitwę. Będziemy walczyć z BlueCo. Jesteśmy wierni naszym wartościom i przekonaniom — narzekali ultrasi, podkreślając, że obiecana im rozmowa z nowymi władzami nigdy nie doszła do skutku. Zawsze znalazł się powód, żeby przełożyć spotkanie.

Co innego władze Racingu, one z włodarzami Chelsea spotykały się regularnie, co dwa czy trzy miesiące. Co tydzień zdawano też raporty z pracy klubu. Pion sportowy The Blues podzielił się swoją bazą danych z „siostrą” ze Strasburga, vice versa zresztą. Rosły struktury klubu, w którym zatrudniono nowych analityków, fizjoterapeutów, trenerów i nawet osobę odpowiedzialną za opiekę nad zawodnikami. Za kulisami Racing stawał się profesjonalny jak nigdy i kwestią czasu było, aż zobaczymy to na boisku. Nieświadomi tego wszystkiego kibice dorzucali jednak kamyczki do ogródka Kellera i Boehly’ego.

— Bez równowagi w działaniach będziemy tylko służyć interesom nowego właściciela. Jaki jest prawdziwy plan BlueCo na Racing? Jak Marc Keller, tak doświadczony człowiek, może popierać ich politykę bez słowa sprzeciwu? Nasz klub to coś więcej niż aktywa finansowe — brzmiał kolejny komunikat ultrasów.

Racing Strasbourg rośnie dzięki Chelsea FC. Kibice gwiżdżą na kapitana klubu

Kluczem okazał się Liam Rosenior. Piekielnie zdolny młody trener został wytypowany przez Chelsea FC na następnego szkoleniowca Racingu i zrobił z bandy dzieciaków porządny, ligowy zespół, który przestał drżeć o utrzymanie, za to zaczął liczyć się w grze o puchary. Nagle zarzuty o to, że Racing nie ma szans walczyć w lidze ze składem pełnym młodych piłkarzy, stały się zabawne. Najmłodszy zespół w Europie otarł się o Ligę Mistrzów, walczy jak równy z równym z Paris Saint-Germain. Opiera się nie tylko na piłkarzach wypożyczonych, bo klub zaczął inwestować rekordowe pieniądze we wzmocnienia.

  • 2021: Racing Strasbourg płaci 4,5 miliona euro za transfery do klubu.
  • 2022: Racing Strasbourg wydaje siedem mln euro.
  • 2023: Racing Strasbourg wydaje 61 mln euro.
  • 2024: Racing Strasbourg inwestuje w nowych piłkarzy 62 mln euro.
  • 2025: Racing Strasbourg wydał na transfery najwięcej pieniędzy w Ligue 1 – ponad 110 mln euro.

Na treningu układali LEGO. Trener Strasbourga przypomina Siemieńca

Ultrasi stracili punkt zaczepienia krytyki w postaci wyników, ale wciąż mogli narzekać na to, jak wygląda proces transferowy. Bo o ile Racing wydawał miliony, to jednak działał tak, jak działać miał klub-farma dla angielskiego giganta. Raz, że najlepsi zawodnicy i tak trafiali lub wracali do Chelsea FC. Dwa, że czasami odbywało się to w kuriozalnych okolicznościach.

Mamadou Sarr został kupiony przez The Blues, pojechał na Klubowe Mistrzostwa Świata i został… wypożyczony do Racingu. Ishe Samuels-Smith napisał sagę transferową rodem ze skeczu kabaretowego – w lipcu trafił do Strasburga, we wrześniu wrócił do Londynu, dzień potem został stamtąd wypożyczony do Swansea City. „Kupiony za dziesięciokrotność wartości, oddany po miesiącu za tajemniczą kwotę. Oni naprawdę mają nas za debili” – głosił transparent kibiców upamiętniający ten przypadek.

Na linii Racing Strasbourg – Chelsea FC odnotowano ponad dziesięć transferów. Żaden nie wzbudził jednak takich kontrowersji jak ogłoszenie odejścia Emanuela Emeghi, nowego kapitana Racing Club, do Anglii. Rozegrano to w kuriozalny, fatalny sposób. Po okienku transferowym Emegha pojechał do Londynu, zrobił sobie fotkę z koszulką nowego klubu na tle bazy treningowej i zakomunikowano, że za rok trafi do Chelsea. Teraz, jak gdyby nigdy nic, wraca do Alzacji, żeby dalej być kapitanem i podstawowym napastnikiem Racingu. Na trybunach naprawdę się wtedy zagotowało.

„Emegha, pionek BlueCo. Zmieniłeś koszulkę, oddaj opaskę!” – głosiła oprawa kibiców. Emanuela wygwizdano, gdy po strzelonej bramce pobiegł pod sektor w meczu wyjazdowym, nikt nie celebrował z nim tego trafienia. Ludzie stali w ciszy i patrzyli, jak piłkarz, którego uwielbiali, świętuje gola sam. W oświadczeniach pisano o zdradzie i braku szacunku.

Emanuel był zdruzgotany tym transparentem, tak samo jak ja. Jestem bardzo rozczarowany, to niedopuszczalne zachowanie. Moi zawodnicy nie zasługują na takie traktowanie. Emegha pozostanie kapitanem, nic się nie zmieni – mówił potem rozczarowany Liam Rosenior.

Angielski trener wcześniej długo bronił kibiców Racingu. W „Guardianie” opowiadał, że trzeba znać kontekst, historię klubu i wtedy można zrozumieć wątpliwości, nieufność.

Ten klub miał już zagranicznego właściciela i, delikatnie mówiąc, nie skończył dobrze. To zrozumiałe, że kibice mają wątpliwości. Myślę jednak, że zaczynają dostrzegać korzyści dla Racingu – twierdził.

Z kibicami pertraktować próbował też poprzedni kapitan, Habib Diarra, który przemawiał do nich z wysokości boiska i apelował o jedność. Marc Keller też wydawał oświadczenia, prosząc o bezwarunkowe wsparcie dla zawodników. Wtedy jednak miarka się przebrała. Zwłaszcza że ultrasi zaatakowali też Kellera, co wywołało podziały na trybunach.

Racing Strasbourg na wojnie z ultrasami. „Liczą na porażki”, „Wolą być w 4. lidze niż z Chelsea”

„Marc Keller, dziękujemy za złotą dekadę, ale czas odejść” – głosiło hasło widoczne na kolejnym transparencie. Emanuel Emegha i prezes klubu zostali wygwizdani i obrażeni. Druga część stadionu zareagowała tak samo, jednak skierowała niezadowolenie w kierunku ultrasów. Uznano, że próba wypchnięcia z Racingu Kellera, który ma dla niego tak wielkie zasługi, to już przesada i cała ta zabawa w protest nie ma żadnego sensu.

Strajk irytował część kibiców Racingu znacznie wcześniej. Gdy klub walczył o awans do Ligi Mistrzów, tłumaczyli oni, że brak dopingu to sabotaż i zmniejszanie szans na historyczny sukces. Były udziałowiec Patrick Adler w lokalnym portalu „DNA” mówił, że atak na Kellera to przekroczenie cienkiej granicy. Legenda, były kapitan Dimitri Lienard, dodawał, że to absolutna hańba. Sam zainteresowany przeszedł natomiast do kontrataku.

Nie będziemy akceptować kolejnych ataków. Pod koniec sezonu otrzymaliśmy oferty za Emeghę od czołowych klubów z Anglii, Hiszpanii, Niemiec i Włoch. Odejście do Chelsea FC było jedynym sposobem, żeby zatrzymać go na kolejny rok. Dołącza do wielkiego klubu, pomoże nam w Europie. Chciał zostać z nami, jest całkowicie zaangażowany w projekt. Odrzucił dziesięć ofert. Nie zasługuje na gwizdy – tłumaczył Marc Keller.

Racing ogłosił, że cztery główne grupy ultras od teraz będą poddane konkretnym restrykcjom. Nie mogą już swobodnie przemieszczać się po Stade de La Meinau w dniu meczu, między sektorami. Na trybunie znów znajdą się stewardzi, których – w geście zaufania – wcześniej stamtąd wycofano. Wszystkie banery, flagi i oprawy, mają zostać poddane kontroli i mogą zostać zarekwirowane przez władze klubu, jeśli zostaną uznane za niestosowne.

Czyli wojna. Grupy ultras pozostały niewzruszone i odpowiedziały, że nie zawieszą protestu, stwierdzając, że „Marc Keller nie wypełnia robi obrońcy interesów Racingu Strasbourg i jego dalsza obecność w klubie przynosi więcej szkody niż pożytku”. W momencie, gdy klub zalicza gigantyczny progres, trwa więc dość kuriozalna przepychanka, o której rozmawiam z Cyrilem Berthet-Olivesem, dziennikarzem „L’Equipe”.

Liam Rosenior powiedział kilka tygodni temu, że to smutne, że ultrasi klubu liczą na porażki Racingu tylko po to, żeby mieć argument, że współpraca z Chelsea to błąd. Dla zespołu to jednak motywacja do wygrywania. Chcą odnieść sukces, żeby zabrać ultrasom możliwość krytyki. Mają w swoje złość i głód zwycięstw, chcą „odzyskać” kibiców. Wierzą, że jeśli będą grali tak jak teraz, nawet najtwardsi ultrasi zmienią zdanie i stwierdzą, że protest nie ma sensu – tłumaczy mój rozmówca.

Kibice Racingu Strasbourg wykupują wszystkie bilety na Stade de La Meinau. Robili to nawet, gdy klub grał w niższych ligach.

Można to nazwać wojenką. Kibic ma oczywiście prawo do własnego zdania, ale nawet między kibicami nie ma zgody co do tego, czy faktycznie jest się czemu sprzeciwiać. Mówią ultrasom: nie przychodźcie na mecze, oddajcie bilety tym, którzy chcą kibicować. Oni jednak potrafią pojechać na wyjazd i przez dziewięćdziesiąt minut milczeć. To prowadzi do kuriozalnych sytuacji. Na stadionie w Strasburgu zdarza się, że inne sektory zaczynają same z siebie prowadzić doping, bo nie chcą słuchać ultrasów – dodaje.

Cyril Berthet-Olives zauważa, że drużyna walczy o uznanie kibiców. To oni wychodzą z inicjatywą, nie zniechęcają się i wciąż liczą na wsparcie fanów.

To grupka, dwieście z dwudziestu tysięcy osób. Tyle że tych najgłośniejszych, najważniejszych. Od kiedy zaatakowali Kellera, popiera ich coraz mniej osób, bo Marc to bohater, człowiek, który ma niezwykłą aurę i szacunek. W klubie nie ma żadnych realnych problemów, są w najlepszym momencie. Jasne, najlepsi piłkarze trafią do Chelsea, ale dzięki ich pieniądzom Racing ściąga graczy, na których nie byłoby go stać, prowadzi wzorową rekrutację.

Dziennikarz dodaje, że robi się coraz dziwniej, bo gdy ultrasi Racingu protestują, pół Francji zaczyna zazdrościć im relacji z Chelsea, dzięki której w Strasburgu suchą stopą przechodzą przez kryzys finansowy we francuskim futbolu. Liam Rosenior stał się ulubieńcem kibiców i mediów, Racing świetnie się ogląda i w kraju mówią o nim wszyscy.

Tymczasem ultrasi Racingu twierdzą, że chcą z powrotem swój klub. Wolą być w czwartej lidze, ale na własnych zasadach, niż odnosić sukcesy przy wsparciu Chelsea. To dziwne, ale co można zrobić? Powodzenia z ich protestem, przecież nie zmuszą Todda Boehly’ego do wyjścia z klubu. Może się to skończyć tak, jak przypadku klubów z Anglii: niewygodny element, ultrasi, znikną z trybun, stadion nadal będzie się zapełniał i nikt nie będzie się tym przejmował – kończy mój rozmówca.

WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI NA WESZŁO:

fot. Newspix

26 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Francja

Francja

Zawieszony piłkarz posypuje głowę popiołem. Poszło o… historię

Antoni Figlewicz
5
Zawieszony piłkarz posypuje głowę popiołem. Poszło o… historię
Reklama
Reklama