Puchaczowi nie wyszło w Bundeslidze, bo go nie lubili

Jakub Białek

27 grudnia 2025, 14:14 • 8 min czytania 17

Wiemy już, dlaczego Tymoteuszowi Puchaczowi nie wyszło w Holstein Kiel. Szokujące wieści w tej sprawie przekazuje sam zainteresowany – otóż trener go oszukał, a szatnia nie lubiła! Na pewno nie chodziło o słabą formę fizyczną i niską jakość piłkarską. Przecież zawodnik gra obecnie w lidze azerskiej, nawet ma pięć asyst, więc to jasny dowód na to, że poradziłby sobie też w Bundeslidze. U innego trenera i z innymi kolegami…

Puchaczowi nie wyszło w Bundeslidze, bo go nie lubili
Reklama

Tymoteusz Puchacz porozmawiał z „Foot Truckiem”, co samo w sobie jest pozytywną informacją, bo generalnie udziela ciekawych wywiadów. Mamy jednak z nimi zasadniczy kłopot – na pięć barwnych zdań przypada jedno, które jest po prostu głupie. Mamy wrażenie, że to ten typ gościa, który oglądając swoje wywiady po czasie stwierdza: – Nie no, bez jaj, jak mogłem tak powiedzieć?!

Zresztą, już parokrotnie po niektórych swoich stwierdzeniach (że Mainz dostałoby w trąbę) albo gestach (uciszanie trybun po asyście na 1:5) kajał się, że jest mu głupio.

Reklama

I spoko – jest barwny, autentyczny, dla uniwersum polskiej piłki to dobrze, ale nie uciekniemy od faktu, że w wywiadzie „Foot Trucka” głupotek dostaliśmy wyjątkowo dużo. Puchacz nazwał Ligę Konferencji ligą Actimela (chłopie, grasz w Azerbejdżanie), swoje nieeleganckie zachowanie wobec Rafała Góraka usprawiedliwił tym, że kiedyś równie nieelegancko zachował się wobec niego Urs Fischer (co to ma do rzeczy?), ale najmocniej za głowy złapaliśmy się w momencie, gdy zaczął tłumaczyć, dlaczego nie wyszło mu w Bundeslidze.

No i cóż, wniosek jest jeden – w Holstein Kiel muszą pracować wyjątkowi sabotażyści.

Puchacza nie lubił trener

Piłkarz mówi bez ogródek: – Nie poszło mi [w Holstein Kiel], bo mnie okłamali, tak? No bo jak to mam powiedzieć inaczej? Zostałem oszukany. W momencie, kiedy cię kupują za dwa miliony euro, a dla nich to jest sufit, gram pierwszy mecz i schodzę w przerwie, potem siadam na ławkę. To jest pierwszy mecz, nie? I ja nie grałem wcale jakoś fatalnie. I od początku dzieją się takie rzeczy, że muszę je przytoczyć…

Trener mówił do mnie przed i po podpisaniu kontraktu: „Dam ci czas na to, żebyś się oswoił. Zagrasz pięć, sześć meczów, zobaczysz jak to jest”. I potem wydarzyło się finalnie to, że zostałem skasowany. No zostałem skasowany. Nie rozumiałem dlaczego. Potem dostałem telefony, że się nie odnajduję w grupie, coś tam, że dziwny jestem.

– Ale odnajdowałeś się? – dopytali prowadzący?

– No z mojej perspektywy tak.

Po chwili autorzy kanału doszli do całkiem naturalnego wniosku, że skoro Puchaczowi nie wyszło w Unionie, a potem w Holstein, a całkiem nieźle grał w drugoligowym Kaiserslautern, to może po prostu poziom Bundesligi jest dla niego zbyt wysoki?

Nie uważam tak. Grają na poziomie pierwszej Bundesligi piłkarze, przy których nie mam kompleksów techniczno-taktyczno-fizycznych – odpowiedział Puchacz.

I dalej: – Każdy ma swoją opinię, ja uważam, że byłem traktowany nieuczciwie. Potem to już była tam kosa z każdym. Oni na mnie, ja na nich.

Po chwili rozszerzył swoją opowieść o kulisy konfliktu z Lewisem Holtbym, który pełnił funkcję kapitana zespołu.

– Jeszcze miałem przygodę z Holtbym, kapitanem. Ogólnie mu nie pasowałem. Gdy przyszedłem, zacząłem bić rogi i wolne, bo mam dużo asyst ze stałych fragmentów, a on bił je wcześniej. Ogólnie nie pasowała mu moja postać. On niech się cieszy, że nie doszło do niczego, bo zostało to zatrzymane. Musieli mnie odciągać, stawać między nami, zwał jak zwał.

Dlaczego wymówki Puchacza są dziwne?

Holstein Kiel nie jest bogatym klubem. Dość stwierdzić, że pozyskany za 2 miliony euro Puchacz jest drugim największym transferem w jego historii. Kilończycy ściągali Polaka po dobrym sezonie na poziomie 2. Bundesligi, w którym ten zaliczył trzynaście asyst i doszedł do finału Pucharu Niemiec. Wiązano z nim spore nadzieje – raz, że poniesiono wielki jak na skalę klubu wydatek, dwa – w momencie startu sezonu Puchacz nie miał na swojej pozycji żadnego konkurenta (ani lewego obrońcy, ani lewego wahadłowego).

To całkiem naturalne, że Polak słyszał od trenera zapewnienia, że będzie grał, bo niby kogo innego miałby wystawić? Ale nawet jakby – można postawę Rappa ocenić jako oszustwo względem piłkarza, a można też jako wyraz… gigantycznego rozczarowania. Skoro Holstein wydało dużo kasy, nie miało alternatyw, a i tak nie stawiało na Puchacza… to może nie świadczy to źle o klubie, a o samym Puchaczu?

Przecież nikt nie jest na tyle durny, żeby palić pieniędzy w kominku, zwłaszcza gdy nie narzeka na ich nadmiar. Tu rachunek jest prosty. Jesteś dobry – grasz. Jesteś słaby – nie grasz. A piłkarz Sabah wcale nie bronił się na boisku. Jego fatalny okres w Bundeslidze opisywał kiedyś Wojciech Górski, który zauważał, że…

  • Puchacz został zdjęty w debiucie po 45 minutach, a jego zmiennik spisał się jeszcze gorzej – obejrzał czerwoną kartkę, wypadł na dłużej z powodu kontuzji
  • drugi mecz Puchacz przesiedział w całości na ławce, a na jego pozycji zagrał stoper
  • władze Holstein postanowiły wtedy ściągnąć kolejnego lewego obrońcę – był nim 22-letni Słowak Dominik Javorcek, który wyszedł od razu na Bayern, ale spisał się słabo, został schowany do szafy
  • Puchacz zaliczył asystę w meczu z Bayernem, wchodząc z ławki przy 0:5. Nikt nie pamięta go jednak z zagrania, a z… tego.

  • po meczu z Bayernem dostał szansę w wyjściowym składzie, ale znów zszedł w przerwie, popełnił błąd przy golu, a „Kicker” ocenił go na 4,5 (czyli fatalnie).
  • Marcel Rapp zaczął wystawiać na wahadle Finna Poratha, czyli… uniwersalną dziesiątkę.
  • kropką nad i bundesligowej przygody Puchacza okazał się mecz z Mainz, gdy został zdjęty z boiska po 33. minutach przy stanie 0:1. W „Foot Trucku” Puchacz twierdzi, że „nie brał bezpośredniego udziału przy bramce”, a my na Weszło podsumowaliśmy jego występ następująco…

W mecz wszedł fatalnie, już w 3. minucie w jednej akcji notując dwie kryminalne straty, napędzające ataki Mainz. Najpierw zagapił się i piłkę odebrał mu Danny da Costa. Polak ruszył w pogoń, bez faulu wyłuskał ją spod nóg Anthony’ego Caciego, tylko po to, żeby znów zbierać się do rozegrania jak wóz z węglem. Z piłką przy nodze czekał tak długo, że Paul Nebel przebiegł przynajmniej dziesięć metrów, bez problemu zabrał futbolówkę i ruszył z kontrą. Skończyła się strzałem z pięciu metrów Jonathana Burkardta, po tym jak napastnik zgranie dostał z sektora, którego pilnować powinien Puchacz. Aj…

W 11. minucie Mainz, przy dramatycznej postawie defensywy Holstein, objęło prowadzenie. W pierwszej chwili wydawało się, że choć akcja przeprowadzona była stroną Polaka, to obędzie się bez większych pretensji w jego stronę. Niestety, powtórki pokazały, że to on złamał linię spalonego.

W kolejnych minutach nie było lepiej. Na stronie Puchacza rządził Anthony Caci, wahadłowy Mainz, wspomagany przez da Costę. Zespół z Moguncji większość ataków przeprowadzał właśnie tamtą flanką. Aż w 33. minucie numer Puchacza pojawił się na tablicy arbitra technicznego.

Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać, że – licząc po meczu z Mainz – Puchacz był najgorzej ocenionym piłkarzem Holstein przez dziennikarzy Kickera. Uzbierał niesamowitą średnią punktów – 4,17 (przypominamy: w niemieckiej skali). W całej lidze było tylko czterech gorzej ocenianych obrońców. Symptomatyczne jest też to, że – będąc dużą inwestycją – został odpalony po pół roku. I nawet po spadku do 2. Bundesligi, kilończycy nie byli już zainteresowani usługami Puchacza, który wylądował w Azerbejdżanie.

W świetle tego wszystkiego trudno o wniosek, że Puchaczowi nie poszło, bo trener go oszukał. Puchaczowi nie poszło, bo grał słabo. Dostał dużo szans, ale żadnej nie wykorzystał. A gdy już miał dobry moment i zaliczył asystę, to zamiast wykorzystać go do zbudowania swojej pozycji w nowym klubie, już na starcie został memem.

Równie dobrze można odwrócić sytuację: Rapp także mógł poczuć się oszukany, bo zatrudniał gościa, który wyróżnia się w 2. Bundeslidze, a przyjechał facet, który nadaje się do odpalenia.

Trochę przypomina to wszystko tłumaczenia polskich piłkarzy sprzed lat, którzy po odbiciu się od Bundesligi twierdzili, że trener ich nie lubił. Albo, co gorsza, że trener nie lubił Polaków w ogóle.

Rafał Gikiewicz, który akurat napisał w Niemczech świetną historię, mówił kiedyś: – Osoby, które opowiadają, ze ktoś kogoś nie lubi, ktoś komuś specjalnie nie dał szansy, tylko szukają wymówki. Jeśli normalnie trenujesz, jesteś lepszy, zachowujesz się porządnie i wykazujesz chęci, to nikt nie będzie trzymał cię na ławce. To jest coś, o czym zawsze mówi trener Probierz. Tu naprawdę nikt nie robi Polakom pod górkę. Nie potrafiłbym powiedzieć: „Christian Streich mnie nie lubi, bo jestem Polakiem”. Tak nie jest. On sam mówi, że Mazury są pięknym rejonem, widzę jak zachowuje się w stosunku do mojego Piotrka, z którym potrafi się pobawić. Pełen szacunek.

I brawo. Puchacz ma naprawdę wystarczająco dużo powodów, żeby szukanie winnych zacząć od siebie.

Puchacza nie lubiła też szatnia

Jest w tej historii jeszcze drugi aspekt – tego, że Puchacza nie polubiła szatnia. Piłkarz miał „dostać telefony, że się nie odnajduje w grupie, coś tam, że dziwny jest”. Mówi to w takim tonie, jakby to z drużyną Holstein było coś nie tak, a nie z nim. Nie wyrokujemy, nie znamy przecież piłkarzy z Niemiec, ale chcemy zauważyć, że w tym samym wywiadzie Puchacz przyznał, że…

  • w pewnym momencie „była tam kosa z każdym. Oni na mnie, ja na nich”
  • wystartował do kapitana zespołu z pięściami, ale został odciągnięty
  • uciszając trybuny po asyście na 1:5 zachował się „jak debil” (cytat dosłowny)

I jednocześnie nie rozumie, czemu w klubie uważali, że źle funkcjonował w grupie.

No… może właśnie dlatego? Może to już wystarczające powody i nie trzeba niczego więcej szukać?

Puchaczowi nie wyszło w Niemczech – trudno. Wielu piłkarzy odbiło się od Bundesligi – to nie musi być żadna wielka ujma. Wielu piłkarzy odbudowuje się też w słabszych ligach, na które wcześniej nawet by nie spojrzeli – i to też nie musi być wcale nic złego.

W narracji Puchacza jednak wszyscy byli w Holstein Kiel źli, tylko nie on. A coś nam się wydaje, że i tamten klub nie był gotowy na Bundesligę, i drużyna, a sam Puchacz jeszcze zaniżył ten poziom.

 

WIĘCEJ O TYMOTEUSZU PUCHACZU: 

Fot. newspix.pl

17 komentarzy

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Haaland bez gola, ale City wygrywa. Decydujący cios w końcówce meczu

Wojciech Piela
1
Haaland bez gola, ale City wygrywa. Decydujący cios w końcówce meczu
Inne sporty

Ratajski uciekł spod topora i wygrał! Polak w czwartej rundzie MŚ

redakcja
2
Ratajski uciekł spod topora i wygrał! Polak w czwartej rundzie MŚ
Reklama

Inne ligi zagraniczne

Inne kraje

Tureckie media: reprezentant Polski może zmienić klub jeszcze tej zimy

Wojciech Piela
3
Tureckie media: reprezentant Polski może zmienić klub jeszcze tej zimy
Hiszpania

Barcelona interesuje się obrońcą Benfiki, ale Mourinho stawia weto

Maciej Piętak
0
Barcelona interesuje się obrońcą Benfiki, ale Mourinho stawia weto
Reklama
Reklama