Reklama

Żyła: Byłem w swoim świecie. Coś pięknego!

Sebastian Warzecha

07 grudnia 2025, 18:16 • 4 min czytania 0 komentarzy

Piotr Żyła po pierwszej serii konkursu w Wiśle był na drugim miejscu i miał sporą szansę na to, by – co byłoby niespodzianką – stanąć na podium. Drugi skok okazał się jednak jego gorszym i Polak ostatecznie wylądował na siódmym miejscu, o dwie pozycje za rewelacyjnym Kacprem Tomasiakiem. Piotr jednak ze swoich skoków i tak był bardzo zadowolony. Szczególnie, że – jak wspominał – jeszcze niedawno popełniał mnóstwo błędów. A teraz? Teraz faktycznie latał.

Żyła: Byłem w swoim świecie. Coś pięknego!

Piotr Żyła zadowolony. I nie będzie narzekać

Sezon Piotra Żyły do tej pory nie był przesadnie dobry. W Lillehammer zaczął co prawda od 19. miejsca, ale potem dwa razy nie dostał się do drugiej serii. W drugim konkursie w Falun mu się to udało, ale zdobył tylko dwa punkciki za 29. lokatę. O Ruce szkoda gadać, tam poległ każdy z Polaków poza Kacprem Tomasiakiem. Ale w Wiśle Piotrek wyraźnie odżył. Już od piątkowych kwalifikacji pokazywał, że jego „domowa” skocznia to miejsce, gdzie czuje się świetnie.

Reklama

A konkursy tylko to potwierdziły.

Wczoraj był najlepszy z Polaków, zajął 14. miejsce. Szału nie było, ale że w drugiej serii było trzech Biało-Czerwonych, a pozostali dwaj zajęli miejsca w trzeciej dziesiątce, to postawa Żyły była największym plusem konkursu. Dziś tych plusów było znacznie więcej – to w końcu nasz najlepszy, po wczorajszym najgorszym (!), konkurs w sezonie – ale Piotrek był jednym z dwóch największych. Jego pierwszy skok był fantastyczny, świetne stylowo 129,5 metra. Dalej poleciało co prawda kilku skoczków, ale przez noty za styl i punkty za wiatr, to Żyła był drugi, wyprzedzał go tylko Ryoyu Kobayashi.

CZYTAJ TEŻ: KACPER TOMASIAK: JESTEM ZADOWOLONY, ALE MOŻNA BY TROSZECZKĘ POPRAWIĆ

Piotrek mówił też, że zrealizował swój cel – odnalazł (wreszcie!) odpowiedni stan mentalny na belce.

– Myślę, że można pogratulować sobie takiego konkursu. Bo mimo wyniku… no, wynik też był dobry, ale mimo tego że walka o podium się nie udała, to swój mały cel osiągnąłem. Z tego jestem zadowolony. Wszedłem w taki fenomenalny stan mentalny, umysłu. Coś pięknego! Przy okazji pierwszej serii byłem tam na górze w swoim świecie – stwierdził w rozmowie z mediami. I uwierzcie, jeśli czytacie to głosem Piotra Żyły, to dodajcie jeszcze trochę entuzjazmu do tego, ile zwykle go wykazuje. Piotrek naprawdę się cieszył.

No ale wiadomo, trzeba było zapytać i o ten drugi skok. On nie był zły, bo trudno tak mówić o próbie na 125 metrów (tyle samo w II serii skoczył Kacper Tomasiak), ale tym razem warunki nie służyły Żyle. On sam też sobie nie pomógł, co otwarcie przyznał.

– Może trochę za bardzo chciałem. Popełniłem dużo błędów, ale i tak jestem zadowolony. Choć równocześnie też trochę zły, że tak go zepsułem. Trzeba było trochę wyczekać, a przeleciało mi wszystko. Ale nie będę narzekać. Całe lato pracowałem tylko po to, żeby od razu popełniać błędy w Lillehammer. A teraz wyciągnąłem wnioski i popracowałem dużo nad sobą, również w tym mentalnym elemencie. Tak szczerze, to nawet nie przypuszczałem, że to da takie efekty. Dlatego ostatecznie jestem bardzo zadowolony.

Żyła mówił, że tak jak dziś, nie czuł się na skoczni co najmniej od końcówki sezonu 2022/23, gdy był na podium w przedostatnim konkursie w Planicy. Cieszyło go to tym bardziej, że w dużej mierze – co przyznawał – sam sobie ten stan wypracował. Ale nie byłby sobą, gdyby po chwili nieco dziennikarzy nie zmartwił. Bo na pytanie „czy już wiesz, jak się w ten stan wprowadzać?” odpowiedział tak:

– Nie wiem, nigdy nie wiem! (śmiech) Będę nad tym pracować, mam przed sobą dużo tej pracy w tym elemencie. Sezon jest długi, wiem, gdzie te rezerwy mogę wyciągnąć. Mam nadzieję, że nie będzie przeszkód takich, jak w tym drugim skoku.

A czy Wisła będzie dla Piotra przełomem? Tego… też nie wie.

– W skokach nie ma do końca czegoś takiego. Będę się skupiać na tym, co tu i teraz. Po prostu będę pracować, ale nie mogę niczego obiecać. Na pewno jednak mam chęć i motywację, i możliwości do tego, by pracować dalej tak, jak do tej pory. 

Z WISŁY
SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama