Górnik Zabrze w ostatnich latach wyspecjalizował się w promowaniu i sprzedawaniu za niezłe pieniądze ofensywnych perełek wyszperanych na zagranicznych rynkach. Jeśli Ousmane Sow pójdzie drogą, na którą wszedł na początku tego sezonu, będzie kolejną z nich. Dziś Senegalczyk był bohaterem spotkania z Legią (3:1), której strzelił dwa gole, a dołożył do tego jeszcze asystę.

Lawrence Ennali, Kanji Okunuki, Daisuke Yokota czy nawet Taofeek Ismaheel, który ma dobre wejście do Lecha Poznań. Do tego „nasz” Szymon Włodarczyk. Przy Roosevelta wiedzą, jak wyeksponować dotychczas nie do końca odkryty talent młodych lub względnie młodych zawodników, a potem przy często solidnej kwocie odstępnego wysłać ich na wyższy poziom.
Ousmane Sow ma już 25 lat, więc wiek przestał być jego atutem, ale jest w takiej formie, że w dłuższej perspektywie i tak mogą się znaleźć chętni, żeby wyłożyć za niego kilka milionów euro. To dziś najgroźniejszy element w ofensywie zabrzan. A po takim meczu, jak ten z Legią, jego wartość, znacząco rośnie.
Ousmane Sow wybija się w Górniku Zabrze
Od początku było widać, że ten gość coś w sobie ma. Czasami takie rzeczy są dostrzegalne od razu. Łatwość wchodzenia w pojedynki, swoboda dryblingu, odejście na pierwszych metrach, bardzo dobra koordynacja przy swoim wzroście – tym Senegalczyk się wyróżnia w zasadzie za każdym razem, gdy pojawi się na boisku. Jak to jednak często bywa u piłkarzy o takiej charakterystyce, schody zaczynają się w dalszej fazie akcji, kiedy trzeba zachować chłodną głowę, podjąć odpowiednią decyzję, oddać dobry strzał lub dobrze podać.
Sow wiosną był typowym zawodnikiem, który robi mnóstwo szumu, lecz ma z tego mocno ograniczone efekty. Podobnie jak u Ismaheela, jego największym problemem było zamienianie swoich akcji i sytuacji na konkrety. Kulminację tego zjawiska stanowiło zmarnowanie wybornej okazji w Katowicach na otwarcie nowego stadionu GieKSy, gdy wychodząc zza pleców obrońców do płaskiego zagrania Furukawy trafił z paru metrów prosto w Dawida Kudłę. Zemściło się to w doliczonym czasie, bo gospodarze zadali decydujący cios i wygrali 2:1.
Nieskuteczność i czerwona kartka wiosną
Być może Sowa zżerała presja, poczucie, że za każdym razem musi coś udowodnić. W poprzedniej rundzie 12 z jego trzynastu występów były wejściami z ławki. W każdym razie, wiosnę skończył z jednym golem strzelonym Motorowi Lublin, mimo że jego xG wynosiło aż 3.81. Co tu dużo mówić, ekstremalna nieskuteczność.
Jakby tego było mało, na zakończenie sezonu Senegalczyk zagrał wreszcie od początku i… nawet nie dokończył pierwszej połowy z Koroną Kielce. Przebojowo dryblował w polu karnym gości, ale na koniec piłka mu uciekła, zagrał ją wślizgiem i przy okazji wykosił Konstantinosa Sotiriou. Sędzia po analizie VAR pokazał mu czerwoną kartkę. Komisja Ligi poprawiła to dwoma meczami zawieszenia, co oznaczało, że w nowym sezonie będzie dostępny do gry dopiero od 3. kolejki. Fatalna perspektywa dla kogoś, kto dopiero pracuje na swoją pozycję w zespole, przyznacie.
A jednak wszystko potoczyło się pięknie, trochę jak w bajce. Gdy tylko Sow po odcierpieniu kary zagrał po raz pierwszy i wszedł z ławki w Poznaniu, od razu trafił do siatki, uderzając precyzyjnie przy słupku po akcji z Gohem. Dwa tygodnie później idealnie wyszedł do prostopadłego podania Ismaheela, minął Cojocaru i dobił zszokowaną Pogoń Szczecin.

Wiatr w żagle od sierpnia
To był ostatni mecz, w którym trener Michal Gasparik umieścił go wśród rezerwowych. Sow od sierpniowego meczu z GKS-em Katowice jest już stałym członkiem wyjściowej jedenastki Górnika. I ciągle daje konkrety.
- z GieKSą asystował przy bramce Hellebranda otwierającej wynik;
- z Rakowem po zgraniu głową Kubickiego „dziubnął” piłkę nad wykonującym wślizg Arseniciem i ze stoickim spokojem strzelił obok Trelowskiego, który nie wyszedł z bramki;
- z Widzewem odważnie zszedł ze skrzydła do środka i z pomocą szczęścia (dwa rykoszety) zapewnił Górnikowi zwycięstwo;
- z Cracovią zgrał piłkę głową do Lisetha, który dał prowadzenie (piłkę podbił jeszcze obrońca, więc nie zaliczono asysty).
I jeszcze dzisiejszy mecz z Legią. Najpierw asysta, później gol przy żenującym zachowaniu Recy, a następnie kolejna bramka. Był najlepszy na boisku.
Dobrze się stało, że latem nie doszło do sprzedaży Sowa, a chętni byli. Piotr Koźmiński z Goal.pl informował o zakusach Zamaleku Kair, który oferował 400 tys. euro odstępnego i czterokrotnie wyższą pensję samemu piłkarzowi, oraz jednego z klubów belgijskich. Na szczęście sam zainteresowany nie chciał zmieniać otoczenia. W Zabrzu poczuł zaufanie, został zaakceptowany w szatni i widać to na boisku.
Sow ma za sobą trochę romantyczną historię. Grał w siódmej i czwartej lidze francuskiej, potem w trzeciej lidze belgijskiej, aż wreszcie wypatrzyło go drugoligowe Lierse, z którego został kupiony przez klub z Zabrza. Jego podwórkowość nieraz z niego wychodzi w trakcie gry, ale coraz częściej zdaje się być atutem niż wadą. I niech tak pozostanie.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII NA WESZŁO:
- Cichy lider z Zabrza. Czym Górnik może pogrążyć Edwarda Iordanescu?
- Kowal: Mecz Legii z Górnikiem może być o posadę Edwarda Iordanescu
- Iordanescu odlatuje. Gada głupoty, a może już bredzi?
- „Sabotaż, po prostu sabotaż”. Podsumowujemy porażkę Legii Warszawa
Fot. Newspix