Reklama

Nene – nieoficjalny MVP sezonu? W Jagiellonii nie wierzyli, że taki kozak siedzi na ławce

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

29 maja 2024, 09:36 • 15 min czytania 24 komentarzy

Jeszcze pięć lat temu Rui Filipe da Cunha Correia, czyli Nene, grał w portugalskim trzecioligowcu. Dwa lata wstecz był natomiast zmiennikiem w małym klubie z Azorów — CD Santa Clara. To wtedy, podczas sześciominutowego epizodu na murawie, zwrócił uwagę skauta Jagiellonii Białystok. Niepozorne, krótkie wejście na boisko uruchomiło domino, które sprawiło, że Portugalczyk został mistrzem Polski i jednym z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy. A może i najlepszym, MVP całych rozgrywek?

Nene – nieoficjalny MVP sezonu? W Jagiellonii nie wierzyli, że taki kozak siedzi na ławce

Z Nene spotkałem się w Turcji, w hotelu Sueno Deluxe, do którego piłkarze Jagiellonii od wielu lat przyjeżdżają podczas zimowego zgrupowania. Nastroje podczas tych obozów bywały różne. Pamiętam ten sprzed dwóch lat, kiedy Jagę prowadził Piotr Nowak, a piłkarze dostawali taki wycisk, że ze zmęczenia padali jak muchy. Nie pomogło, Duma Podlasia wiosną osunęła się o dwie pozycje w stawce. Pamiętam też ubiegłoroczny wypad przypominający camp, bo o drużynie Macieja Stolarczyka mówiło się, że trenuje najlżej, jak na obozowe standardy niemalże rekreacyjnie.

Po tamtym wypadzie w połowie rundy drużynę przejął Adrian Siemieniec, który najpierw uratował Jadze Ekstraklasę, a potem ją wygrał. Zimowe przygotowania tym razem okazały się optymalne. Tyle pracy, ile odpoczynku. Tyle treningu, ile atmosferki. Po fakcie do zimowiska w Turcji można rzecz jasna dorabiać każdą teorię, ale wtedy w Belek dało się odczuć, że w Białymstoku wreszcie panuje balans, spokój i pewność — wszystko to, co cechowało Jagiellonię na boisku.

Nene, skromny chłopak z wysepki Graciosa, po całym dniu treningów i pracy rozsiadł się wygodnie na kanapie, żeby snuć opowieść o Azorach, które przez zachwyconych nimi turystów nazywane są przedsionkiem raju. Wszystko łączy się więc w całość: jak w znakomitym reportażu z Białegostoku pisał Antoni Figlewicz, wyprowadzeniem piłki spod pola karnego przez drużynę Siemieńca zachwycał się sam papież Franciszek, a Nene, kluczowy człowiek w tej konstrukcji, trafił na wschód Polski prosto z nieba.

Jak ktokolwiek miał tę bandę powstrzymać?

Reklama

Wychował się w raju, strzela nieziemskie bramki. Nene i opowieść o Azorach

Nene – najlepszy piłkarz Ekstraklasy? Jagiellonia Białystok znalazła go na ławce rezerwowych na Azorach

Kiedy rozpytuję o Nene w Portugalii i Białymstoku, zewsząd słyszę, że to niespotykanie spokojny człowiek i bynajmniej nie jest to aluzja do Stanisława Włodka, bohatera kultowej komedii. Bernardo Vasconcelos, eksnapastnik Zawiszy Bydgoszcz, który jako menedżer sprowadził do Polski pomocnika Jagiellonii, ale i Joela Pereirę, śmiał się nawet, że jako dziennikarz mogę się rozczarować rozmową z jego podopiecznym, bo nie zna bardziej bezkonfliktowej i niekontrowersyjnej osoby. Zero skandali, afer, tez, które mogą zszokować opinię publiczną.

Nene nawet wygląda na niezwykle potulnego gościa, który nie skrzywdziłby muchy. Smukła, może nawet wątła, budowa ciała, krótka fryzura, pogodny uśmiech i łagodny wyraz twarzy. Skauci Jagiellonii powiedzą mi później, że po godzinach przewijania taśm z jego udziałem mieli tylko jedną wątpliwość: czy podoła fizyczności oraz agresywności w walce o piłkę w Ekstraklasie?

Jagiellończycy przeprowadzili małe śledztwo, próbowali dowiedzieć się więcej o jego charakterze. Pomógł między innymi kolega z szatni Santa Clary, który wystawił pomocnikowi szczerą opinię. Trochę marudny, ale pracowity. Nie bruździ. Zasuwa. Niedoceniony — słowo klucz, które przewija się przez całą karierę Nene. W Turcji pochwalił się, że w CD Santa Clara zasłużył na tytuł lokalnej legendy: żaden zawodników z Azorów nie rozegrał większej liczby spotkań dla klubu z wysp. Nie szły za tym jednak minuty, bo gdy Rui już się przebił, zaraz wracał do punkty wyjścia.

Sam zresztą pytałem go, czy nie brakowało mu odwagi, żeby się przebić. Większej pewności siebie, chęci wyjścia przed szereg, pozytywnie rozumianego pierwiastku chamstwa, które dałoby mu pewny plac, zapewniło prawdziwą szansę.

Reklama

W Portugalii brakowało mi konsekwencji, łapania serii. Grałem trochę meczów, potem siadałem na ławce, nie czułem właściwego rytmu. Jestem gościem, który stawia zespół ponad siebie. Staram się robić miejsce kolegom, dużo biegać, poświęcać się. Potrzebuję tylko zaufania — tłumaczył, podkreślając jeszcze parokrotnie, że zaufanie to kluczowa sprawa. Gdyby Adrian Siemieniec zrezygnował z niego tak, jak odstawiali go wcześniejsi trenerzy, nie byłby w tym samym miejscu.

Trzeba jednak wiedzieć, że Portugalczyk wcale nie jest chuderlawym chłopakiem, który na boisku unika bitki, zajmując się jedynie elegancką częścią roboty środkowego pomocnika. W minionym sezonie przewyższał ligową średnią na swojej pozycji pod względem odbiorów (1,80/90 minut), a ze starć z rywalami bardzo często wychodził poobijany, ale zwycięski (drugi najczęściej faulowany środkowy pomocnik ligi po Josue – 2,93 fauli/90 minut). W ten sposób idealnie uzupełnia Tarasa Romanczuka, który w tym duecie, jak zwykło się mówić, nosi fortepian.

Grzegorz Mańkowski, skaut Jagi, który odkrył Nene, widział to w dokładnie taki sam sposób. Taras zasuwa, Rui zaś wnosi do drugiej linii element kreatywności.

Moją pierwszą myślą, gdy go zobaczyłem, było to, że to taki Andrea Pirlo. Oczywiście porównanie nazwisk i umiejętności jest na wyrost, ale Nene profilem przypominał głęboko cofniętego rozgrywającego, właśnie takiego jak Włoch. Mieliśmy w zespole Tarasa Romanczuka, gościa od czarnej roboty, więc szukaliśmy kogoś o bardziej ofensywnym profilu, kto potrafi przenosić ciężar gry, oferuje więcej w fazie budowania ataków. Nene znalazł się w ścisłej czołówce obserwowanych przez nas piłkarzy, w czwórce, którą uważaliśmy za najlepsze opcje na tej pozycji — mówi nam szef działu skautingu świeżo upieczonego mistrza Polski.

To, jak Portugalczyk trafił na jego radar, jest ciekawym rozwinięciem historii nieoczywistej rewelacji transferowej.

Pion sportowo-skautingowy Jagiellonii: Tomasz Tomczyk, Łukasz Masłowski, Grzegorz Mańkowski, Dawid Kaprot, Piotr Rutkowski

Jak Nene trafił do Jagiellonii? Agent polecał go do Białegostoku, skaut odkrył go przypadkiem, po godzinach

Agnieszki Syczewskiej nikomu w Białymstoku nie trzeba przedstawiać. Była dyrektor i prezes z Jagiellonią związana była do lutego 2022 roku. Skąd więc jej obecność przy temacie Nene, który trafił na Podlasie trzy miesiące po tym, jak Syczewska opuściła wschód Polski? Bernardo Vasconcelos zdradza nam, że na długo przed finalizacją transferu spotkał się z panią Agnieszką i zaoferował jej portugalskiego pomocnika. W swojego podopiecznego wierzył jak w Afonso Sousę i wspomnianego Pereirę. Widział, że jego potencjał nie może się przebić w ojczyźnie, a PESEL był nieubłagany: trzeba było coś zmienić, żeby kariera ruszyła z miejsca.

Jaga nie skorzystała jednak z oferty i wydawało się, że temat umarł. Tak było aż do momentu, w którym Mańkowski zupełnie przypadkiem zwrócił uwagę na pewnego zmiennika Santa Clary, który pojawił się na murawie w wysoko przegranym spotkaniu swojej drużyny i z miejsca zaczął robić różnicę.

Pierwszy raport o Nene stworzyłem jesienią 2021 roku. Włączyłem mecz ligi portugalskiej, Santa Clara grała z Benfiką. Nene wszedł na ostatnie parę minut, ale od razu zwrócił moją uwagę, bo zaraz po wejściu świetnie nawinął trzech piłkarzy, to było takie „wow, czemu on siedzi na ławce”? Sprawdziłem go, grał po 1200, 1000, 600 minut. Zacząłem dokładniej go oglądać i zorientowałem się, że mogę mieć do czynienia z chłopakiem, który jest mocno niedoceniany, ale ma spory potencjał. Zapisałem go na liście, temat wrócił po zmianach w klubie, gdy zaczęliśmy szukać szóstki/ósemki. Wtedy okazało się, że Nene był już nam nawet proponowany — tłumaczy skaut Jagi.

Mańkowski nie miał pojęcia, że Rui był jedną z dziesiątek — czy nawet setek — propozycji, które w którymś momencie spłynęły do Białegostoku. Dopiero kiedy klub przeszedł do rozmów transferowych, menedżer przypomniał, że nie tak dawno temu sam podsuwał białostoczanom tego zawodnika.

Jeśli to nie jest przeznaczenie, to Troy Bolton i Gabriella Montez nigdy nie powinni być razem.

Nene od razu zareagował pozytywnie na wieść o możliwej przeprowadzce do Polski. Kraj zachwalał mu Goncalo Silva, znajomy, który przez chwilę stacjonował w Radomiaku. Jedynym minusem były plotki o szokująco niskich temperaturach. Dla człowieka, który wychował się na słonecznej i pogodnej Graciosie była to poważna zagwozdka. W rodzinnych stronach Portugalczyk zwiedza jaskinie wulkaniczne, obserwuje radosne delfiny, wcina najlepsze ananasy w całej Europie, ale to nie tak, że Białystok i wysepka, z której pochodzi, nie mają ze sobą wiele wspólnego.

Jedna z miejscówek Nene na Azorach

Obydwa miejsca łączy przede wszystkim spokój. Rui w trakcie naszej rozmowy czasami odpływał w nostalgię. Wspominał piłkę z dawnych lat, za którą tęskni. Ganianie po podwórku i grę wioska na wioskę, o prymat i chwałę. Zachwycał się, że na Graciosie nie ma żadnego fast foodu (jest za to jeden, jedyny hotel!), za to jest tam tak wyjątkowo bezpiecznie, bo przecież i tak nie ma dokąd zwiać. Działacze Jagi na temat bezpieczeństwa akurat parokrotnie utyskiwali — z racji na bliską odległość granicy z Białorusią muszą przekonywać piłkarzy, że nie grozi im wojna. Kto jednak spakował walizki i wybrał się w te strony, przekonywał się, że spokój to słowo dobrze opisujące Podlasie.

Z wyjątkiem momentów, w których Zenon Martyniuk daje koncert na stadionie, a całe otoczenie z miejsca włącza tryb pijem, bawim się, ale to przecież żaden minus!

Nene do Białegostoku ostatecznie przekonał się, kiedy drużynę objął Adrian Siemieniec. Komplementy swoim trenerom prawi w zasadzie każdy. Natomiast błysk w oku Portugalczyka pojawił się w momencie, w którym zaczął porównywać obecnego szkoleniowca do swoich opiekunów z ojczyzny, tak samo skupionych na ofensywnej, radosnej piłce oraz zagłębianiu się w taktyczne szczegóły, które rozwiną nawet najbardziej opornych studentów.

Jest dokładnie taki, jak oni! – Rui tymi słowami zapisał trenera Jagi do portugalskiej szkoły trenerskiej. Jednego z najbardziej cenionych uniwersytetów świata.

Trudna podróż z Azorów do Polski. Transfer Nene do Jagiellonii opóźnił się przez samolot

Białystok i Graciosę łączy jeszcze jedno. Cholernie ciężko się stamtąd wydostać! W ostatnim czasie głośno zrobiło się o lotnisku — a raczej jego braku — które może zabrać Podlasiu niepowtarzalną okazję oglądania ukochanej Jagiellonii w fazie grupowej europejskich pucharów w swojej twierdzy. Z podróżami samolotem wiąże się jednak pewna historia, która bezpośrednio dotyczy Nene i jego przenosin do Polski. Z wyspami tak już bywa, że plusy życia we własnej mikrospołeczności przykrywają minusy związane z podróżowaniem. Rui opowiadał mi o tym, jak nastolatkowie z Graciosy masowo opuszczają rodzinne strony, żeby zamieszkać w lądowej części Portugalii.

Osiedlenie się na Azorach i codzienne podróże poza wyspy to, nawet biorąc pod uwagę niesamowite krajobrazy i klimat, zwykła strata czasu. Zbyt wiele komplikacji, o czym przekonał się sam Nene, kiedy wsiadł w samolot, żeby podpisać kontrakt z Jagą. Problem w tym, że lot się opóźnił, a Portugalczyk nie mając żadnej innej alternatywy, nie zdążył na przesiadkę i nie przyleciał do Warszawy. Na szczęście nie doszło tu do scen znanych z różnych sag transferowych, gdy zawodnik z biletami w kieszeni w ostatniej chwili rozmyśla się, zmienia kierunek i melduje się w zupełnie innym miejscu. Całą procedurę po prostu przesunięto, a Nene w końcu zawitał na Podlasie.

Grzegorz Mańkowski i Nene – how it started…

Nie okazał się natychmiastowym strzałem w dziesiątkę. Ustawiony ciut niżej ciężej harował w defensywie, częściej udzielając się w obronie na własnej połowie boiska. Gdy zapuszczał się do przodu, to zwykle po to, żeby huknąć z dystansu. Było warto, precyzyjne i mocne strzały zza szesnastki zapewniły mu pięć bramek, ale mistrzowski sezon pokazał, że Rui jest jeszcze skuteczniejszy, kiedy może wślizgnąć się w pole karne i to stamtąd siać spustoszenie. Tym razem nie zdobył ani jednej bramki sprzed pola karnego, a mimo to niemal podwoił swój dorobek.

Przed rokiem widzieliśmy w nim solidnego ligowca. To chyba i tak dużo, skoro wystarczy odkopać naszą informację o tym transferze, żeby natknąć się na elaborat kwestionujący sens takiego ruchu. Nie mówimy tego, żeby obśmiać jego autora, wyśmiać niewiedzę. Podnosił przecież słuszne argumenty: fatalne liczby (gol i asysta przez całą karierę w CD Santa Clara), brak ogrania, niezbyt dobre rezultaty jego drużyny, gdy już przebywał na boisku…

Nene na przywitanie z ligą zaserwował nam pięć trafień, trzy asysty oraz pięć asyst drugiego stopnia (według “EkstraStats.pl”) i został trzecim najlepszym zawodnikiem białostockiej drużyny pod tym względem. W wewnętrznych klasyfikacjach wszędzie wyglądał solidnie, ale niekoniecznie tak, żeby obwieszczać, że lada moment stanie się liderem zespołu. Adrian Siemieniec musiał to jednak widzieć i wiedzieć znacznie wcześniej. Odważny styl gry wiązał się z konceptem niskich szóstek, operujących piłką defensywnych pomocników, bez których niesposób budować akcję od własnej bramki.

Rozwój Nene sezon do sezonu. Portugalczyk rzadziej udziela się w obronie, ale mocno rozwinął się pod kątem gry w ofensywie

W “Foot Trucku” trener Jagi zaznaczał, jak dopasował filozofię i model do tego, co zastał.

Bierze się to z mentalności piłkarzy, których mamy w szatni. Punktem wyjścia jest ustalenie strategii i wizji tego, jaka ma być drużyna. Do tego dobiera się trenera, a wszystko spaja skauting i budowa drużyny. Wybór, jak mamy grać, został dokonany wcześniej, ja się muszę to wpisywać. Gdy dobrze obserwujesz drużynę, wiesz, że nie możesz grać w inny sposób, jeśli chcesz, żeby zespół się rozwijał. Południowcy mają bardzo sprecyzowaną wizję gry w piłkę, procesu treningowego, podejścia do gry w obronie.

Siemieniec dodał, że wraz z Łukaszem Masłowskim szukają zawodników, którzy mają mentalność pasującą do tego pomysłu. Nene był jednak spadkiem po poprzedniku; owszem, wybranym dlatego, że przejawiał cechy ofensywnej szóstki, ale jednak nie było tak, że to on dostał na biurko plik raportów, zerknął na wyczyny Nene w Santa Clarze, po czym rzucił: to mój wymarzony pomocnik. W Białymstoku są przekonani, że nie byłoby dziewięciu goli, ośmiu ostatnich podań i ośmiu asyst drugiego stopnia Portugalczyka (od kiedy “EkstraStats” zbiera dokładne dane, żaden piłkarz Jagiellonii nie był tak blisko wyczynu, który w koszykówce nazywamy triple-double), gdyby nie obecny szkoleniowiec.

Adrian Siemieniec sprawił, że cała drużyna się rozwinęła, zaczęła grać bardziej ofensywnie, co przełożyło się na liczby u wielu zawodników. Wystarczy spojrzeć, jak rozwinął się sam Nene sezon do sezonu: ile daje w ofensywie, jak wykorzystuje strzały z dystansu, ale też jak często pojawia się w polu karnym rywala. Bez pracy trenera nie byłoby to możliwe – mówi nam Grzegorz Mańkowski.

Nene szukał zaufania. Adrian Siemieniec zaszczepił w nim odwagę

Faktycznie: Siemieniec zagospodarował Nene tak, że jego liczby wystrzeliły. Nie tylko te, które są widoczne na pierwszy rzut oka. O znaczeniu środkowego pomocnika dla gry drużyny jeszcze lepiej świadczy fakt, że zdominował wewnętrzną klasyfikację xGBuildup. Przekładając z nerdowego na polski: według “StatsBomb” jest to wyliczenie wkładu w akcję zakończoną strzałem tych, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w fazę finalizacji, czyli z wyłączeniem uderzającego oraz asystenta.

Wysoki wskaźnik oznacza, że Rui najczęściej ze wszystkich uczestniczących w rozegraniu stawiał stemple podczas budowania akcji. Tu podał, tam rozrzucił, gdzieś zagrał – wszystko sprowadza się do dołożenia dużej cegiełki w atakach nękających rywali.

Nene w minionym sezonie częściej transportował piłkę w okolice bramki rywala, ale największą furorę robi to, jak często sam znajdował się w szesnastce. Progres jest niebywały: z 0,97 kontaktów z futbolówką w polu karnym drużyny przeciwnej do 2,77 dotknięć piłki w tym sektorze boiska w przeliczeniu na 90 minut. W całej lidze znajdziemy tylko ośmiu pomocników, którzy przebili ten wynik, więc mówimy o absolutnej czołówce w skali Ekstraklasy.

Nene dominuje nad ligowymi pomocnikami pod względem skuteczności podań, przewidywanych asyst, zaangażowania w budowę akcji zakończonych strzałem, udanych dryblingów, wywalczonych rzutów wolnych oraz odbiorów

Zerkając w kolejne rubryki można poczuć, że Rui Nene jest jednym z większych przegranych gali wieńczącej sezon. Statuetkę najlepszego zawodnika zgarnął na niej Kamil Grosicki, piłkarz bez dwóch zdań wybitny, ale jednak też ktoś, kto swoją grą nie przyczynił się do sukcesu drużynowego. Rozpytując podczas imprezy o faworytów do tej nagrody wiele osób wskazywało, że MVP powinien zostać Erik Exposito, a jego największym rywalami do tego miana byli Jesus Imaz oraz właśnie Nene.

Biorąc pod uwagę drogę, którą przeszedł Portugalczyk, wyróżnienie go w ten sposób nie byłoby bezpodstawnym komplementem. Dla ozłoconej z każdej strony Jagiellonii brak dodatkowej statuetki na półce swojego lidera może być jednak korzystną wiadomością. Gdy w styczniu pojawiła się informacja o przedłużeniu jego umowy, niektórym mógł umknąć fakt, że klub tak naprawdę prolongował kontrakt, który podpisano dwa lata temu. Jaga zapewniła sobie w nim prawo do zatrzymania Nene na kolejne dwanaście miesięcy.

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że po wybitnym sezonie pomocnik wcale nie wskoczył na półkę rekordów płacowych klubu z Białegostoku i jest łakomym kąskiem na rynku transferowym – łatwo będzie zaoferować mu wyższą pensję, a nagroda MVP tylko spotęgowałaby zainteresowanie z różnych kierunków.

Przed Nene trudna decyzja: w Polsce odnalazł miłość, związał się z poznaną na miejscu dziewczyną, ale PESEL znów upomina się o swoje nieubłaganie – 28-latkowie takie liczby muszą spieniężać, bo mogą się one nie powtórzyć. Oczywiście można to zrobić także poprzez podwyżkę u obecnego pracodawcy, co zresztą ma być elementem rozmów między klubem a przedstawicielami zawodnika, więc nie trzeba od razu wieszczyć, że Rui ligę opuści, stając się kolejnym ponadprzeciętnym chłopakiem, za którym zatęsknimy.

Jeśli jednak oferty, które spłyną do klubu z Podlasia, skuszą pomocnika do następnej przeprowadzki, Jaga znów będzie musiała ruszyć na łowy, albo raczej: przejrzeć zasoby, przewertować raporty i znów wytypować kilka nieoczywistych nazwisk, które mogą zaskoczyć. A trzeba wiedzieć, że przypadek Nene nie jest jednorazowym strzałem. Na liście życzeń białostockiej drużyny był także Joao Gamboa (można zakładać, że u Adriana Siemieńca spisałby się bardzo podobnie), a pomysłem na obsadę ataku był Pedro Henrique, który błysnął w Radomiaku. Ostatecznie padło jednak na Afimico Pululu, którego historia przypomina tę opisującą transfer Nene.

Obserwacja zawodników to w naszym przypadku proces, który wygląda tak, że znajdujemy kogoś, a potem… czekamy, aż będzie dostępny. Mamy ograniczony budżet, więc musimy szukać darmowych transferów. Z tego, co się orientuję, finansowo oferujemy podobne pieniądze, co dół ligi portugalskiej; w Polsce zresztą też jesteśmy na dole stawki. Wiedzieliśmy, że nie przekonamy go jedynie pieniędzmi i wierzyliśmy, że możemy to zrobić poprzez docenienie, którego brakowało mu w Santa Clarze. Podobnie było z Afimico Pululu: nie grał wiele, ale zauważyłem, że profilem pasowałby do naszego stylu. Poprzez znajomych znalazłem trudno dostępne wideo z czwartej ligi niemieckiej, w której zbierał minuty w rezerwach Greuther Fuerth. Wiedziałem, że przeskok poziomów może być spory, ale zaryzykowaliśmy i się opłaciło – tak proces skautingowy opisuje nam Mańkowski.

… how it’s going

Mistrzostwo Polski Jagiellonii Białystok to suma wszystkich tych kroczków, cegiełek, puzzelków, które przez parę lat składano z dużą cierpliwością i pokorą. Zupełnie tak, jak toczyła się kariera Nene. Sukces Jagi ma jego twarz, skromnego chłopaka, który zyskał pewność siebie, która pozwoliła mu pokazać to, co najlepsze.

WIĘCEJ O JAGIELLONII BIAŁYSTOK:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix, FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

24 komentarzy

Loading...