Reklama

Dyskryminacja na mistrzostwach świata w szachach? „Nie mieści mi się to w głowie”

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

27 października 2021, 13:37 • 13 min czytania 30 komentarzy

Wyobraźcie sobie, że bierzecie udział w turnieju o randze mistrzostw świata, organizowanym przez najwyższe władze swojej dyscypliny sportu. Zajmujecie w nim miejsce w ścisłej czołówce, ale nie dostajecie przewidzianej regulaminem nagrody. Te jednak otrzymują… osoby, które uplasowały się za wami. Niemożliwe? Też tak myśleliśmy. Aż w kategorii U-2000 (poniżej 2000 punktów rankingowych) na szachowych mistrzostwach świata wydarzyło się dokładnie to. Jak to możliwe? Cóż, osoby z miejsc 2-4. to kobiety. Niższe lokaty zajęli mężczyźni.

Dyskryminacja na mistrzostwach świata w szachach? „Nie mieści mi się to w głowie”

Całej afery zapewne by nie było i udałoby się zamieść sprawę pod dywan, gdyby nie fakt, że jednym z uczestników turnieju był Bartosz Rudecki, znany w sieci pod nickiem xntentacion, popularny streamer i szachista, który zażądał od organizatorów tłumaczeń i rozwiązania tej sytuacji, zwłaszcza, że dotyczyła ona również Polki – czwarte miejsce zajęła bowiem Aleksandra Tarnowska. Gdy jednak zamiast rozwiązania doczekał się działań zaprzeczających regulaminowi turnieju i prób zamiecenia całej sprawy pod dywan, opisał ją na Twitterze.

W rozmowie z nami podsumowuje wszystko to, co do tej pory się wydarzyło. I uwierzcie, sprawa jest zakręcona. Ale to wszystko wina organizatorów. Gdyby bowiem działali w zgodzie z regulaminem, nie byłoby żadnego problemu, a Ola Tarnowska miałaby brązowy medal mistrzostw świata oraz nagrodę pieniężną. Na ten moment – nie ma ani jednego, ani drugiego.

SEBASTIAN WARZECHA: Zacznijmy od podstaw. Wszystko zaczęło się od tego, że w kategorii U-2000 nie udało się zorganizować turnieju kobiet W2000.

BARTOSZ RUDECKI: Tak, było po prostu za mało kobiet, by utworzyć osobną kategorię. Dlatego zawodniczki, które wysłały zgłoszenie do turnieju dla swojej płci w grupie poniżej 2000 punktów, po prostu przydzielono do rozgrywek OPEN. Siłą rzeczy zaczęły więc grać turniej w grupie razem z mężczyznami. Swoją drogą, gdyby chciały, to już na wcześniej mogły wysłać zgłoszenie do turnieju OPEN i w nim grać. Bo OPEN to OPEN, wystąpić może tam każdy, o ile tylko nie przekracza określonej regulaminem liczby punktów. W takim wypadku od samego początku traktowane byłyby, jakby grały właśnie w OPEN.

Tu było jednak inaczej?

W sytuacji, która się wytworzyła, faktycznie grały w OPEN, ale traktowane były, jakby występowały w nieistniejącym kobiecym turnieju. Ostatecznie, po dziesięciu dniach i dziewięciu rundach trwania turnieju, okazało się, że 2., 3. i 4. lokatę zajęły kobiety.

Reklama
A to nie zdarza się na co dzień

Sam organizator, gdy pojawiły się problemy z nagrodami, mówił nam, że takiego turnieju do tej pory nie było. Z reguły kobiety nie dominują tak grupy OPEN. Według informacji zarówno sędziego, jak i organizatora, nagrody nie były łączone, jednakże regulamin był mocno nieścisły. Co to oznacza? W regulaminie napisano, że nagradza się pierwsze trzy miejsca oraz najlepszą kobietę, ale najlepsza kobieta nie może być jednocześnie wicemistrzem świata w kategorii OPEN.

Zwycięzcą bezapelacyjnie jest więc gracz z Indii. Druga w turnieju była z kolei Belgijka, do której powędrowała nagroda dla najlepszej kobiety, a więc mistrzyni świata, bo to w końcu wyjątkowe wyróżnienie. A tytuły wicemistrza świata i brązowy medal tej imprezy należą się zawodniczkom z miejsca trzeciego i czwartego. Gdyby tak to wyglądało, nie byłoby żadnej sprawy.

Natomiast gdy na oficjalnym zakończeniu czytano wyniki i zobaczyliśmy, że zawodnicy z piątego i szóstego miejsca wychodzą po srebrny i brązowy medal, a równocześnie powstała jakaś osobna kategoria kobiet (i dostały one puchary za ich turniej), o której nie ma nic w regulaminie, to był to pierwszy znak, że coś jest nie tak.

Mówiąc wprost: organizator po prostu nie spodziewał się, że trzy kobiety mogą zająć tak wysokie miejsca.

To faktycznie niecodzienna sytuacja. Skoro jednak miało to miejsce pierwszy raz, powinno to zostać rozliczone w zgodzie z regulaminem, który obowiązywał w dniu zakończenia turnieju. Gdybyśmy nawet – wbrew niemu – połączyli nagrody, to pierwsze miejsce wędruje do mężczyzny, ale nagrody za drugie i trzecie dostać powinny kobiety, a najlepsza z nich byłaby równocześnie mistrzynią świata.

Zdjęcie
A w sytuacji bez łączenia, o której mówiłeś wcześniej, brązowy medal powinna otrzymać Ola Tarnowska.

I tu robi się pod górkę. Po zakończeniu turnieju spędziliśmy w sekretariacie dwie godziny na rozmowach z głównym sędzią i innymi osobami. To było takie pierwsze starcie, oni jednak po prostu ucięli temat. Poinformowali nas, że taka jest ostateczna decyzja. Sędzia, zdaniem organizatora, uważany za jednego z najlepszych na świecie, wprost mi powiedział, że nie może tego zmienić. Wtedy, około północy, napisałem na Twitterze o całej sytuacji i osiem minut później dostałem telefon oraz maila, że „Jak oni mogli się tak pomylić? Nie wiedzą, jak to się stało, ale 400 euro już wędruje do pani Aleksandry”. Telefon poprzedziła korespondencja mailowa z prośbą o przesłanie informacji bankowych pani Aleksandry. Wtedy wydawało się, że wszystko będzie okej.

Reklama
Afera dopiero jednak miała się rozkręcić.

Ostatecznie nie podaliśmy żadnych numerów bankowych i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Sekretariat i recepcja dobijały się do mnie nawet o drugiej w nocy, żeby porozmawiać. W międzyczasie opuściliśmy hotel i, uwaga, poszły oficjalne wyniki. Na stronie turnieju widniała dokładnie taka sytuacja, jaką opisałem: pierwsze miejsce i tytuł mistrza świata otrzymał mężczyzna. Wśród kobiet wygrała (i otrzymała tytuł mistrzyni świata) zawodniczka, która zajęła drugie miejsce w OPEN. Natomiast zawodniczki z trzeciego i czwartego miejsca dostały tytuł wicemistrza świata i brązowego medalisty. Byliśmy zaskoczeni, bo było to bardzo dobre rozwiązanie sprawy.

Kilka godzin później usunięto jednak to wszystko ze strony i podano nową informację, która aktualna jest do dziś, a wystosowano ją ze strony Międzynarodowej Federacji Szachowej. Bo po moim tweecie i zgłoszeniu sprawy do jej prezydenta, wziął on sprawy w swoje ręce. Musieli więc na nowo podjąć kroki co do tego, jak rozwiązać problem. Jego ostateczne rozwiązanie jest jeszcze ciekawsze, bo… stanowi podwójne złamanie regulaminu. Utworzono bowiem osobną kategorię mężczyzn. I za sprawą jej utworzenia – patrząc na ostateczne wyniki – nagrody otrzymują osoby z miejsc: 1., 2., 3., 5. i 6.. Z kolei 4. w turnieju Polka nie dostaje żadnej nagrody pieniężnej!

W ostatecznym komunikacie widnieje też wzmianka o „podwójnym nagradzaniu w turnieju OPEN”, co oznacza, że nagrodę otrzymuje kolejno pierwszych trzech mężczyzn, ale też kobiety z drugiej i trzeciej lokaty. Czyli są podwójne srebrne (dla zawodniczki z 2. i zawodnika z 5. miejsca, który był drugi wśród mężczyzn według nowego rozwiązania) i podwójne brązowe (dla zawodniczki z 3. i zawodnika z 6. miejsca) medale w kategorii OPEN. Jest też jednak jeszcze osobna kategoria nieistniejącego turnieju kobiet! Tam Ola była trzecia. Innymi słowy dla rozwiązania tej sprawy dodano jakieś 1000 euro do puli nagród, zamiast zrobić to wszystko zgodnie z regulaminem. Swoją drogą o tych zmianach nadal nie ma nic w regulaminie. Czekaliśmy zresztą na oficjalną informację o tym, że go zmieniono, ale się nie doczekaliśmy.

Gdy cię słucham, mam wrażenie, że sama nagroda pieniężna to mniejszy problem. Ale tytuł brązowego medalisty mistrzostw świata dla Aleksandry Tarnowskiej byłby niesamowicie ważny.

Dokładnie tak. To samo mówiliśmy w biurze, gdy rozmawialiśmy z organizatorami. Podkreślmy, że ten tytuł jest ważnym wyróżnieniem, bo dzięki niemu – mówiąc o polskich warunkach – można startować o dofinansowanie z gminy czy powiatu. Więc okej, Ola dostała tytuł brązowej medalistki turnieju kobiet – który, przypomnijmy, się nie odbył – ale wtedy jeszcze sugerowano nam, że dosłana zostanie jej również nagroda za trzecie miejsce w całym turnieju.

W moim rozumowaniu wyglądało to jednak tak: skoro miałaby otrzymać nagrodę za trzecie miejsce w OPEN, to dlaczego dostała złe trofeum? Bo przecież wręczono jej puchar za turniej kobiet, w którym za trzecią lokatę nie przewidziano nagrody. Mam też prywatną korespondencję z maila, na który o drugiej w nocy dostawałem wiadomości, że sędzia chce to rozwiązać i zamknąć szybko sprawę, ale kolejnego wszystko się zmieniło.

Traktowanie kobiet jakby grały w innym turnieju, mimo że zajęły wysokie miejsca w kategorii OPEN jest po prostu bardzo dziwne.

PRZECZYTAJ: MICHAIŁ TAL – SZACHOWY CZARODZIEJ Z RYGI

Skoro Ola dostała puchar za trzecie miejsce w turnieju kobiet, to ważne wydaje się pytanie: z iloma kobietami grała w tych dziewięciu rundach?

Z ani jedną! Wszystkie mecze grała przeciwko mężczyznom.

A mimo tego jest traktowana jakby grała w wyłącznie kobiecym turnieju?

Dokładnie tak. Wszystkie informacje na ten temat – ostateczne wyniki, regulamin i oficjalna strona – są jeszcze w Internecie. Aczkolwiek zniknęła już strona nagród, a update dotyczący ich podziału wszedł już na stronę FIDE. To jest zupełny błąd, wypaczenie regulaminu. Nic się tu nie klei. Dobrze, że jest spore zainteresowanie tą sprawą, gdyż na chwilę obecną werdykt dotyczący nagród zmienił się już trzykrotnie.

Jakby nie było – to w końcu mistrzostwa świata. Choć brzmi to wszystko, jakby nie organizowała tego Międzynarodowa Federacja Szachowa, a ktoś, kto wziął się za to pierwszy raz w swoim życiu…

Tak, oficjalnie to mistrzostwa świata amatorów, rozgrywane w kilku kategoriach punktowych. Jeżeli jednak wgłębimy się w organizację, to są na nich najlepsi sędziowie i podpisuje się pod tym FIDE, która jest organizatorem. To nie lokalny klub sportowy Rodos, a Międzynarodowa Federacja Szachowa. Całe wydarzenie co roku jest przygotowane jako huczny, duży event. Więc to szokuje.

Zresztą nie tylko to. W trakcie turnieju spotkaliśmy się nawet z oszczerstwami rzucanymi w naszą stronę przez gracza z Turcji, który zajął piątą lokatę… On początkowo nawet nie wiedział, że dostanie jakąkolwiek nagrodę. W końcu otrzymał telefon, że ta na niego czeka, więc przyszedł na salę i zaczął domagać się swoich praw.

To tym bardziej zaskakujące. Szachy kojarzą mi się jako gra pełna szacunku do rywala, a tu radość z tego, jak niesprawiedliwie potraktowano przeciwniczkę? Bardzo to nie pasuje.

Jak najbardziej się z tym zgadzam. Wydaje mi się, że wszystkich szachistów uczy się właśnie równości i sprawiedliwości. To w końcu gra logiczna o ustalonych zasadach. Przestrzega się też norm dotyczących kultury – zawsze jest na przykład cała ceremonia rozpoczęcia partii, podania sobie rąk przed nią i po niej, bywają też wspólne analizy gier, które dopiero rozegrano.

Na koniec turnieju po prostu akceptuje się to, że ktoś zajął wyższe miejsce w tabeli, bo był lepszy. Można być wtedy tylko złym na siebie, bo to gra, w której sami decydujemy o przebiegu partii, nie ma mowy o czynnikach zewnętrznych. Ewentualne spory przy równej punktacji rozstrzyga punktacja pomocnicza. Tu jednak sprawiedliwości zabrakło, bo osoby z trzeciego i czwartego miejsca nie zostały nagrodzone tak, jak te z piątego i szóstego. A jedyna różnica między nimi to płeć.

Dodam jednak, że o ile zawodnik z Turcji bardzo cieszył się z tego, co się wydarzyło i zaczął nawet szukać w regulaminie punktów, które świadczyłyby o tym, że kobietom faktycznie się te nagrody nie należą, o tyle szósty zawodnik trzykrotnie przeprosił nas za całą sytuację. Mówił, że nie wie, jak to się stało, że otrzymał nagrodę. Bo faktycznie nie wiedział. W sekretariacie przyznał nam rację, a potem przy wylocie raz jeszcze nas przeprosił. I to było zachowanie fair. Zapamiętamy go jako kogoś, kto zachował się dobrze. Nie poszło mu w turnieju, wygrał coś tylko dlatego, że zasady zostały złamane. Nawet nie przyszedł na wręczenie nagrody, bo nie spodziewał się, że może ją otrzymać.

Natomiast szachistę z Turcji będziemy wspominać zdecydowanie negatywnie. Bo się awanturował i myślę, że mógł przyczynić do tego, że sędziowie podjęli złe decyzje. Bardzo zagmatwał tę sytuację.

Jak na to wszystko zareagowała sama Aleksandra? Przecież o nią tu przede wszystkim chodzi.

Dla Aleksandry to był szok. Na początku, że w ogóle zajęła tak wysoką lokatę. Przed tym turniejem miała przerwę od szachów, tak naprawdę nie grała już do końca sportowo. Wyjazd traktowaliśmy bardziej w kategoriach wypoczynku i próby powrotu do szachów. Jednak zagrała świetnie. Czwarta lokata na mistrzostwach świata i, według prawa nagród niełączonych, tytuł brązowego medalisty, to ogromne wyróżnienie. Więc na samym początku był szok i niedowierzanie.

Potem – gdy poszliśmy na zakończenie – szczypta dezaprobaty, bo dostała niewłaściwe trofeum i została potraktowana inaczej niż powinna. A później? Załamanie. W czasie prowadzonej w jej sprawie rozmowy nikt nie dopuszczał jej nawet do głosu. Tak naprawdę w sekretariacie nie było wtedy o czym dyskutować.

Wszystko zaczęło się zmieniać dopiero – i Ola poczuła, że faktycznie osiągnęła sukces, właśnie wtedy – gdy ruszyła lawina na Twitterze. Smutno mi się o tym mówi, ale gdybym nie mógł napisać tweetów i nagłośnić sprawy, to nie ruszylibyśmy z miejsca. Dostaliśmy jawne informacje od organizatora, że oni nic więcej nie mogą zrobić, bo dostali już podpisaną decyzję. I to mówił nam, cytując organizatora, najlepszy sędzia na świecie. A po moim wpisie z miejsca przepraszał. Sprawa się jednak nie wyjaśniła i Ola dalej nie wie, jaki otrzyma tytuł i czy dostanie nagrodę. Mimo że puchar ma w dłoni, wraca do kraju, turniej skończył się dwa dni temu, a wyniki mówią tylko same za siebie – ich nikt nie może kwestionować.

SZACHOWI ARCYMISTRZOWIE W HEJT PARKU

Wyobrażam sobie, że taka sytuacja może całkowicie zniechęcić do brania udziału w turniejach.

Dokładnie. Jak też teraz patrzyć na taki event, którym są mistrzostwa świata? Podeszliśmy do nich profesjonalnie, kosztowało nas to dużo poświęcenia, bo to jednak dłuższy wyjazd zagranicę. To też nie jest – co warto podkreślić – tania impreza. W naszej kategorii było tylko czterech zawodników z Polski, z czego ja i Ola to dwoje z nich. Więc ponieśliśmy sporo wyrzeczeń, przygotowaliśmy się, każdy przyjechał tam, żeby powalczyć o zwycięstwo. A wyszło, że według regulaminu są równi i równiejsi.

Sprawę więc w pewnym momencie zignorowano?

Tak, ale równocześnie wiemy, że trwa zebranie zarządu i oni, jako FIDE, podejmują teraz wspólne decyzje. Siłą rzeczy zmuszeni są to wszystko teraz analizować, żeby nie popełnić kolejnego błędu. Jak mówię: poprzednie informacje są tuszowane, znikają niektóre strony. Werdykt co do nagrody zmieniono już trzy albo nawet cztery razy!

Nie zapominajmy, że zawodniczka z trzeciego miejsca, reprezentująca Kazachstan, wyszła z sekretariatu z myślą, że ma tytuł wicemistrza świata i odbierze nagrodę pieniężną. Wychodziła nieświadoma tego wszystkiego. To że my zostaliśmy, to właściwie tylko jakieś moje przeczucie. Powiedziałem Oli: „Idź teraz do sekretariatu”, bo widziałem, że zawodnik z Turcji zacierał już ręce i sugerował nam, że niczego nie dostaniemy… Gdzie tam sugerował – mówił wprost, przed tym sekretariatem właśnie.

Obrona sędziego, gdy sugerowaliśmy mu, że coś jest nie tak, też była bardzo niespójna. Mówił on, cytując, że „jeżeli zawodniczka zapisała się w turnieju Women U-2000, to w takim turnieju brała udział”. Prawda jest jednak taka, że brała udział w turnieju OPEN, bo kobiety przepisano do niego bez żadnej dyskusji – padła tylko informacja, że jest ich za mało, więc będą grać razem z mężczyznami. Wszystko to, co w tej sprawie istotne, napisano też w regulaminie.

Ale regulamin zignorowano już kilkukrotnie.

Myślę też, że najważniejszy problem organizatorów był taki, że już kilka dni wcześniej powstały puchary. Więc trzeba było coś zrobić z tymi za drugie i trzecie miejsce wśród kobiet. Biorąc to pod uwagę, utworzyli subkategorię w kategorii OPEN – o czym nie ma mowy w regulaminie – i wręczyli te przygotowane puchary zawodniczkom z miejsc 2-4., mimo że tym z trzeciego i czwartego należały się przede wszystkim nagrody za turniej OPEN, nie kobiet.

Gdyby tak zrobiono, to, zgodnie z regulaminem, tytuł wicemistrzyni świata należałby się zawodniczce, która w OPEN zajęła jakąś odległą lokatę – gdzieś poza pierwszą „20”. Tak to jednak działa. Przykładowo: jeżeli junior gra w kategorii OPEN i ją wygrywa, ale przy okazji triumfuje też w kategorii do lat 16, to raczej wybierze (bo istnieje prawo wyboru nagrody) tytuł mistrza świata OPEN i nagrodę za ten turniej. To jest norma, jeżeli nagrody są oddzielone i jest to zaznaczone w regulaminie. A nagroda juniora w takim przypadku może iść nawet do kogoś, kto w OPEN zajął piętnaste miejsce, ale jest drugi w tej kategorii wiekowej. Tak samo tu – jeżeli jest kategoria kobieca, ale zawodniczki zajęły wysokie miejsca w OPEN, to one powinny otrzymać nagrody właśnie za nią, a nagroda za wicemistrzostwo świata kobiet powinna wędrować do szachistki z Mongolii, która zajęła dalszą lokatę. To by w tej sytuacji było po prostu fair.

Jakie wobec tego wszystkiego widzisz szanse, że całą sytuację da się jeszcze naprostować?

W moim odczuciu wszystko to, co powiedziałem, to fakty. Jedyne, co było tu subiektywne, to to, jak czuje się Ola i jakie mamy podejście do tego, co nas spotyka. Dlatego wierzę, że skoro mówimy prawdę i jesteśmy w tej sytuacji ofiarami, a w sprawę został zaangażowany sam prezydent Międzynarodowej Federacji Szachowej, to sytuacja niedługo się wyjaśni i nikt na tym nie ucierpi. Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym wszyscy zaczynają o tym milczeć i wierzą, że ludzie zapomną.

AKTUALIZACJA:

Według najnowszych doniesień, pula nagród ma zostać zwiększona, dzięki czemu swoją nagrodę otrzyma również Aleksandra Tarnowska. Jak komentują to sami zainteresowani – prawdopodobnie nie doszłoby do tego, gdyby nie zainteresowanie mediów.

CZYTAJ TAKŻE:

ROZMAWIAŁ SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

30 komentarzy

Loading...