Reklama

Legia Warszawa wzorowo usuwa usterki. Plan awaryjny działa doskonale!

Szymon Janczyk

09 listopada 2025, 18:27 • 4 min czytania 76 komentarzy

Dotychczas symbolem błyskawicznego usuwania usterek były kieleckie wodociągi, ale rośnie im poważna konkurencja. Legia Warszawa od paru dni puszcza przekaz, że w sumie to Inaki Astiz zasłużył na szansę i może popracować z zespołem nawet do końca roku. I skoro Astiz dotychczas zdołał zebrać w łeb od Celje, Bruk-Betu Termaliki oraz uratować rzutem na taśmę punkt z Widzewem, to Legia faktycznie zbliża się do „czołówki krajowej, a nawet światowej”.

Legia Warszawa wzorowo usuwa usterki. Plan awaryjny działa doskonale!

Najgorzej zarządzanych klubów piłkarskich, rzecz jasna. Plan awaryjny wdrożony przez Legię Warszawa działa wręcz wzorcowo, nawet lepiej niż w przypadku wspomnianych wodociągów. Co prawda Legia w Europie znajduje się poza dwudziestką czwórką drużyn premiowanych dalszą grą w Lidze Konferencji i zbliża się do strefy spadkowej w Ekstraklasie, ale przecież w stolicy na pewno są krok przed nami wszystkimi (jak zawsze!) i ich plan awaryjny za moment odpali.

Reklama

Bilans wstydu Legii. Kolejny żenujący rezultat

Legia Warszawa i rok absurdów. Wiecznie nieprzygotowany klub, w którym zawodzą kolejne plany

Nie mamy żadnych argumentów, żeby sądzić odwrotnie i myśleć, że tak nie będzie. W końcu miniony rok Legii Warszawa to:

  • zwolnienie dyrektora sportowego, który przegrał próbę sił z trenerem;
  • poszukiwanie nowego dyrektora sportowego przez trzy miesiące;
  • zatrudnienie w tej roli Michała Żewłakowa, który akurat był pod ręką;
  • zatrudnienie osoby, która ma układać długofalową wizję i strategię klubu na roczny kontrakt;
  • brak zdecydowania na aktywowanie klauzuli przedłużenia umowy trenera;
  • decyzja, że nie ma sensu szukać nowego trenera i rozmowy z obecnym o przedłużeniu umowy;
  • niedogadanie się z ówczesnym trenerem na przedłużenie umowy na trzy tygodnie przed startem przygotowań do sezonu;
  • trzy tygodnie panicznych poszukiwań nowego trenera;
  • podpisanie nowego trenera w dniu startu przygotowań do sezonu;
  • ustalenie, że nie ma pieniędzy na transfery;
  • stwierdzenie, że trzeba wydać trzy miliony euro na pojedynczy transfer, bo kibice ogłosili protest powodowany minimalizmem zarządu;
  • wydanie rekordowych pieniędzy w oknie transferowym;
  • zwolnienie trenera po tygodniach kryzysu wizerunkowego oraz sportowego bez dogadanego następcy.

Reasumując: Legia notorycznie jest zaskakiwana wydarzeniami, które albo dało się przewidzieć — brak porozumienia z Feio, odejście Iordanescu — albo tymi, które sama zaplanowała i wdrożyła, jak zmiana dyrektora sportowego.

Klęska Legii, Astiz wściekły: Każdy latał, gdzie chciał

Dariusz Mioduski ma mocarstwowe plany, ale Legia Warszawa nie potrafi nawet znaleźć trenera

Poziom tej nieporadności jest wręcz zdumiewający. Wyobraźcie sobie, że macie uczulenie na orzechy, kupujecie paczkę ziemnych, solonych, przegryzacie to mieszanką studencką i lądujecie w szpitalu. Każdy wziąłby kogoś takiego za barana, tymczasem właściciel klubu, który zatrudnia trenera-awanturnika i potem się z nim notorycznie kłóci; który zwalnia kluczowych ludzi w poszczególnych działach, nie mając następców, którzy na drugi dzień wchodzą i układają struktury po swojemu, wciąż regularnie paraduje w mediach z wysoko uniesioną głową.

Mówi o chęci bycia hegemonem, wyznaczaniu trendów, wielkich ambicjach oraz mistrzowskich celach.

Wszystko po to, żeby parę chwil potem skończyć z trenerem-asystentem za sterami nie na mecz, lecz na miesiąc, bo nie udało się znaleźć nikogo, kto zastąpiłby szkoleniowca, który od dwóch miesięcy pokazywał wszem wobec, że nie chce tu pracować i jego przygoda za moment się skończy.

Wszyscy potrafią znaleźć trenera, tylko nie Legia Warszawa

Więcej, w międzyczasie trenerów zdążyli zmienić ligowi rywale, którzy nie mają podobnego statusu w europejskim futboli i wiele wskazuje na to, że udało im się znaleźć rozsądnych gości. Przykładem niech będzie Pogoń Szczecin, która była bardzo blisko porozumienia z Oscarem Garcią i skończyła z Thomasem Thomasbergiem. Futbol nie jest tak prosty, żeby z pełnym przekonaniem stwierdzić, że obaj odnieśliby sukces w Warszawie, lecz jest wystarczająco prosty, żeby orzec, że to oznacza, że po prostu da się w miarę sprawnie i szybko ściągnąć do Ekstraklasy człowieka podobnego kalibru.

Udowadniała to wcześniej Cracovia, która sięgnęła po trenera zdecydowanie ponad swoją aktualną pozycję; udowodnił to Górnik Zabrze, który doskonale sprofilował szkoleniowca pod swoje oczekiwania oraz możliwości.

Tylko biedna Legia Warszawa wciąż się miota i mota, regularnie przekonana co do słuszności swoich pomysłów, które nie przekonują nikogo poza Dariuszem Mioduskim oraz jego najbliższym otoczeniem. Nikogo nie dziwi to, że pomysły zaczynają się powtarzać (Inaki Astiz is the new Marek Gołębiewski), nikogo nie zaskoczy, gdy za moment zobaczymy kolejne doraźne rozwiązanie, które ma za chwilę uspokoić sytuację.

W zasadzie zostało tylko wybrać, czy lepiej w oczach kibiców wypadnie powrót Aleksandara Vukovicia, czy jednak Jacka Magiery i wyrecytować formułkę o wzorcowym usuwaniu usterek. Powinno wystarczyć, żeby kupić sobie jakiś rok spokoju. W najgorszym wypadku – kilka miesięcy.

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

76 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama