Czasy, w których każdy, kto wyściubił nos z Polski, wracał z dykteryjką o ciężkich treningach i potrzebie miesięcy na adaptację do zachodniego poziomu, powoli odchodzą do lamusa. Nowym trendem Ekstraklasy jest sięganie po szybkich, intensywnych zawodników, więc i u nas biega się więcej oraz lepiej. Pytanie, jak wiele nam jeszcze brakuje, żeby – dosłownie – dogonić piłkarski lepszy świat? Hudl Physical Metrics, odnoga największej firmy analitycznej świata odpowiedzialna za segment danych motorycznych, udostępniła nam to, co wie o czterech najlepszych ligach w Europie i Ekstraklasie. Oto wnioski, które płyną z tego zestawienia.
![Czy w Ekstraklasie będziemy biegać jak w Premier League? [ANALIZA]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/09/ekstraklasa-top5-statystyki-biegowe.png)
Analiza liczb w futbolu weszła na taki poziom, że od dostępu do podstawowych danych pozwalających spojrzeć na mecz szerzej niż z perspektywy wyniku czy nawet liczby strzałów, dzielą nas często dwa kliknięcia. W przypadku danych motorycznych jest jednak nieco inaczej. Część lig udostępnia na swoich stronach absolutne minimum. W przypadku Ekstraklasy dowiemy się kto:
- osiągnął największą prędkość,
- przebiegł największy dystans,
- wykonał najwięcej sprintów.
Lepszy rydz niż nic.
Dzięki tym danym Filip Dutkowski z firmy „Sports Solver” dowiódł np. jak na przestrzeni trzech sezonów wzrosła liczba sprintów w Ekstraklasie. W poprzednich rozgrywkach po raz pierwszy ich średnia na zespół przekroczyła setkę (101,1), podczas gdy dwa lata temu mówiliśmy o wyniku wyraźnie gorszym (95,7).
Oficjalne dane powiedzą nam też, że rekord prędkości Ekstraklasy minionego sezonu – 35,32 km/h Capity – choć imponujący w polskiej skali, nijak ma się do tego, jak gnają zawodnicy czołowych lig na kontynencie. Jean-Matteo Bahoya z Eintrachtu Frankfurt rozpędził się do 37,16 km/h, o włos wyprzedzając Micky’ego van de Vena z Tottenhamu (37,12 km/h). Na ich tle blado wygląda nawet Jackson Tchatchoua, który grając dla Hellasu wykręcił „tylko” 36,3 km/h.

W Ekstraklasie rośnie liczba zawodników, którzy biegają powyżej 34 i 35 km/h.
Do zrozumienia tematu potrzeba jednak czegoś więcej. Na różnicę w tempie gry w poszczególnych ligach wpływ mają nie tylko maksymalna prędkość czy dystanse przebiegnięte w poszczególnych progach szybkościowych. Ogromną rolę odgrywa liczba przyspieszeń i hamowań, czas oraz dystans potrzebny do osiągnięcia wysokiej prędkości czy po prostu powtarzalność sprintów.
– Nie uderzyła mnie intensywność. W Polsce trenujemy wystarczająco ciężko, ale tempo gry w Anglii jest lepsze, bo lepsza jest jakość piłkarska. Oni gubią mniej piłek, podają na właściwą nogę. Trenujemy podobnie, ale w Polsce mniej się zmęczysz, bo więcej jest przerw w grze, autów, fauli. Jakość w kontakcie z piłką zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W Polsce jak idzie długa od bramkarza, to wystarczy, że wejdziesz w kontakt z napastnikiem i raz piłkę przyjmie, raz odbije mu się od nogi. Tam nic takiego się nie dzieje. Nadal przyjmuje świetnie, kierunkowo – powiedział Jarosław Jach, gdy Tomasz Ćwiąkała spytał go o różnicę w intensywności po transferze do Crystal Palace.
Wcześniej zwrócił jeszcze uwagę na to, że w Anglii przygotowanie fizyczne przestało być jego atutem. – Na prostej, pięćdziesiąt metrów, odstawałem od każdego zawodnika. To była aż taka przepaść. W Polsce moją przewagą były szybkość i czytanie gry, ale tam zderzyłem się z tak inteligentnymi zawodnikami, że to było za mało.
Jego obserwacje z perspektywy boiska pokrywają się z liczbami, które otrzymaliśmy od Hudl Physical Metrics oraz z ich analizą, którą wykonał dla nas Dawid Musiał, trener przygotowania fizycznego ekstraklasowego Radomiaka.
– Nie ma tak, że jesteśmy generalnie gorsi od lig top5 w jakichś parametrach, poza małymi wyjątkami. Na pewno idziemy w górę, jeśli chodzi o intensywność, ale są rzeczy, których nam jeszcze brakuje. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to fakt, że tylko wśród stoperów i napastników maksymalne prędkości w Ekstraklasie nie są niższe niż w czołowych ligach Europy – mówi nasz ekspert.
Dane Hudl Physical Metrics są dostępne dla ponad stu lig z całego świata. Jak wiele o polskim futbolu jest w stanie powiedzieć plik pełen liczb, tabelek i skomplikowanych pojęć?
Spis treści
- Jak się biega w Ekstraklasie? Ile brakuje Polsce do Europy? Analiza raportów biegowych
- Obrońcy w Ekstraklasie są wolniejsi i mniej intensywni niż w ligach TOP5
- Pomocnicy w Ekstraklasie biegają mniej niż w ligach TOP5. Co ich wyróżnia?
- Skrzydłowi i ofensywni pomocnicy w Ekstraklasie biegają lepiej niż w czołowych ligach Europy
- Ekstraklasa idzie w górę, biega więcej i lepiej, ale w Europie jest wiele lepszych lig
- Jak się gra w Ekstraklasie? Połowa idzie w pressing, połowa broni nisko. To wpływa na intensywność
- WIĘCEJ REPORTAŻY O POLSKIEJ PIŁCE:
Jak się biega w Ekstraklasie? Ile brakuje Polsce do Europy? Analiza raportów biegowych
Jarosław Jach przed transferem do Crystal Palace był jednym z szybszych stoperów w Ekstraklasie. – Jeśli dobrze pamiętam, osiągał prędkość ponad 33 km/h – mówi Dawid Musiał. Nawet obecnie nie tak łatwo znaleźć w Polsce szybszych piłkarzy na tej pozycji. W obecnym sezonie barierę 34 km/h przekroczyło trzech środkowych obrońców:
- Rafał Janicki (Górnik Zabrze),
- Ricardo Visus (Widzew Łódź),
- Dusan Stojinović (Jagiellonia Białystok).
Spokojnie, kilku jeszcze się rozkręci. Bardzo dobrą prędkość przed rokiem potrafili wykręcić także Marten Kuusk, Gustav Henriksson, Steve Kapuadi, Radovan Pankov, Steve Kingue czy Elias Olsson. W Europie na nikim nie zrobi to jednak wrażenia. Nie wszyscy są tak szybcy jak van de Ven, lecz nawet Andy Pelmard, który wypadł z obiegu w lidze francuskiej, przekroczył granicę 36 km/h. W Polsce nie musi nawet zbliżyć się do swojego rekordu, żeby zostać fenomenem. Na zachodzie takich jak on było wielu, stąd kluby stać było na to, żeby z niego zrezygnować.
Dawid Musiał zwraca jednak uwagę na to, że w przypadku stoperów Ekstraklasa odstaje przede wszystkim na innym polu.
– Zawodników, którzy osiągają 34-35 km/h jest coraz więcej, ale tych, którzy robią to na krótkim dystansie — niekoniecznie. W czołowych ligach jest ich więcej, bo one obserwują wszystkie rozgrywki pod nami i wybierają najlepszych. Pracowałem z Michałem Żyro, który, odchodząc z Polski, wyróżniał się szybkością. Tylko odszedł do Wolverhampton, gdzie miał pewnie czterech innych piłkarzy z poziomu, który dla nas był wybitny.
To o tyle cenna uwaga, że dane Hudl Physical Metrics są dla nas najgorsze właśnie pod względem powtarzalności. Stoper w Polsce przebiega w sprincie (powyżej 25 km/h) średnio o ponad 30 metrów mniej niż w Anglii czy Francji, ale już tylko o 10 metrów mniej niż w Niemczech. Natomiast gdy mierzymy high accelerations, czyli przyśpieszenia o wartości powyżej trzech metrów na sekundę, okazuje się, że w Ekstraklasie wynik przyspieszeń na poziomie stoperów z Premier League robią… ofensywni pomocnicy, skrzydłowi czy napastnicy.

Środkowy obrońca w Ekstraklasie przebiega średnio nieznacznie większy dystans w meczu niż stoper w Premier League. Wykonuje ledwie o dwa sprinty i dwa szybkie biegi mniej, ale pięć przyspieszeń mniej to już znacząca różnica.
– To może wynikać z różnych rzeczy. Predyspozycje motoryczne, kontekst gry. Gdybym miał strzelać, chodzi o to, że obrońcy w topowych ligach w Europie są bardziej dynamiczny, zrywni, lepsi na krótkich dystansach, w doskoku – stwierdza trener Musiał.
W środowisku słyszymy, że różnica w parametrach motorycznych bierze się z tego, że w Ekstraklasie skauting skupił się na szybkości w kontekście piłkarzy ofensywnych. Gdy szukasz stopera, dwa najpopularniejsze profile to: silny defensor i obrońca z wyprowadzeniem piłki. Cenimy doświadczenie i solidność, rzadko też ściągamy zawodników z naturalnymi predyspozycjami do szybkiego, intensywnego biegania.
Obrońcy w Ekstraklasie są wolniejsi i mniej intensywni niż w ligach TOP5
Ciekawe, że Ekstraklasa ma kompletnie inne podejście do piłkarzy występujących na boku obrony. Czy to defensor, czy wahadłowy, motoryka odgrywa w ich przypadku znacznie większą rolę, co automatycznie przekłada się na mniejszą lukę w porównaniu z topowymi ligami.
Wciąż nie spotkamy tu zawodników tak szybkich, jak w Anglii, Francji, Niemczech czy Włoszech, ale nasi boczni obrońcy są bardzo wytrzymali i potrafią utrzymać wysokie tempo biegu, co potwierdza większy dystans pokonany sprintem względem Bundesligi.
Jeszcze lepiej wyglądamy, gdy zmierzymy High Speed Runs, czyli dystans przebiegnięty z prędkością minimalnie 20 i maksymalnie 25 km/h. To próg szybkościowy obejmujący to, co jeszcze nie jest sprintem, ale zdecydowanie jest biegiem o wysokiej intensywności. W tym przypadku nie tylko wyprzedzamy Niemców, ale wręcz depczemy po piętach Premier League:
- Ligue 1 – 618 metrów
- Serie A – 565 metrów
- Premier League – 559 metrów
- Ekstraklasa – 554 metry
- Bundesliga – 539 metrów
– Jeśli chodzi o bieganie bocznych obrońców, jest ono na naprawdę dobrym poziomie. Ligue 1 jest bardzo intensywna, co zresztą potwierdza nasz Przemysław Frankowski, który jest bardzo dynamicznym piłkarzem i właśnie taki jest próg wejścia do tej ligi: musisz być bardzo dynamiczny. W pozostałych przypadkach nie ma dużych różnic i w bieganiu, i w przyśpieszeniach czy wyhamowaniach. Na pewno nie jest tak źle, jak w przypadku stoperów – stwierdza Dawid Musiał.
Można więc postawić tezę, że boczni defensorzy w Ekstraklasie są lepiej przygotowani do wyjazdu z Ekstraklasy do czołowych lig niż stoperzy. Widać to także, gdy spojrzymy na rubrykę Hudl Physical Metrics, która mówi o tym, jaki procent całkowitego dystansu na danej pozycji został pokonany na wysokiej intensywności (powyżej 20 km/h). O ile w przypadku środkowych obrońców odstajemy od średniej o 0,4 punktu procentowego, tak u bocznych obrońców mamy prawie remis.

Największą różnicę stanowi w tym przypadku prędkość. Znów wracamy do tego, że to, co u nas jest efemerydą, pozytywnym wybiciem się ponad ligową szarówkę, w silnych ligach jest w zasadzie normą. W statystykach Hudl Physical Metrics mierzących maksymalną prędkość zawodników wypadamy gorzej od każdej z czterech lig, z którą się porównujemy.
– Nasi boczni obrońcy biegają dużo, ale niekoniecznie szybko. W Ekstraklasie nie ma bocznego obrońcy, który biega 35 kilometrów na godzinę, mamy natomiast takich skrzydłowych, stąd często widzimy wyraźną różnicę w pojedynkach szybkościowych. Nie mówiąc już o pojedynkach ze stoperami, którzy, jak widzieliśmy, są już znacznie wolniejsi – mówi trener Musiał i odwołuje się do badań CIES Football Observatory.
Ceniony portal w styczniu 2024 roku przygotował zestawienie dziesięciu rozgrywek na świecie, w których zawodnicy osiągają średnio najwyższą prędkość. Nie znalazła się w nim Bundesliga, ale zabrakło i Ekstraklasy, podczas gdy w dziesiątce miejsce miały ligi szwajcarska, czeska czy holenderska.

Faktycznie więc mówimy o brakach czy niedostatkach w tym aspekcie. W najnowszym badaniu, które mierzy liczbę intensywnych biegów na zawodnika w przeliczeniu na 90 minut, też próżno szukać Polski w gronie najlepszych lig. Otwiera je Holandia, za którą znajdziemy tych, co zawsze – Belgów, Duńczyków, Czechów…
Most high intensity runs (>20 km/h average for >1”) per player & 90′, 2⃣2⃣ top divisions as per @SkillCorner 😍 #Eredividisie ahead of #PremierLeague 🌪️
🥇 #Eredivisie 🇳🇱
🥈 #PremierLeague 🏴
🥉 #ProLeague 🇧🇪
🇩🇰🇨🇿🇫🇷🏴🇩🇪🇵🇹🇦🇹 pic.twitter.com/7J3hcKjKHf— CIES Football Obs (@CIES_Football) September 20, 2025
Nie wynika to jednak tylko z braków szybkościowych naszych obrońców. Wolniej od kolegów po fachu biegają także nasi środkowi pomocnicy.
Pomocnicy w Ekstraklasie biegają mniej niż w ligach TOP5. Co ich wyróżnia?
Jeśli w waszej głowie tkwi obraz ekstraklasowego pomocnika-pracusia, to ten pomnik zostanie lekko ukruszony. Według statystyk Hudl Physical Metrics średnia liczba kilometrów przebiegnięta przez nasze szóstki i ósemki jest sporo niższa niż w topowych ligach Europy. Różnica w ogólnym dystansie jest najwyższa w przypadku bocznych obrońców i właśnie zawodników drugiej linii.

Na domiar złego braki wykazujemy także w dystansie przebiegniętym sprintem, w którym może i wyprzedzamy Bundesligę, lecz do Premier League tracimy ponad pięćdziesiąt metrów, z kolei do Serie A i Ligue 1 odpowiednio piętnaście i dwadzieścia jeden. Strata tylko się powiększa, gdy dodamy do tego dystans przebiegnięty w drugim najwyższym progu prędkości.
Ponownie brakuje nam mocnego przyspieszenia. W porównaniu z Anglią jest prawdziwa przepaść – wykonujemy średnio o osiem high accelerations mniej, w dodatku osiągamy sporo niższe maksymalne prędkości. Nic dziwnego, że przykładem zawodnika o parametrach motorycznych, które przerastały Ekstraklasę, był ktoś, kto załapał się na transfer do Premier League. Musiał:
– Bruno Jordao był pod tym względem wyjątkowy. Ósemka powtarzalna w liczbie sprintów, prędkości, HSR-ach. Jego dystans ogólny w meczu był zwyczajny: między 10,5 a 11 kilometrów, ale jego wyniki w sprincie były na bardzo wysokim poziomie.
Skrzydłowi i ofensywni pomocnicy w Ekstraklasie biegają lepiej niż w czołowych ligach Europy
W Polsce ewidentnie jednak szuka się szybkości w ostatnich formacjach, najbliżej bramki rywala. Nasze szóstki i ósemki mają biegać solidnie, przyspieszeniem dysponować mają dziesiątki oraz skrzydłowi. I tu znajdziemy powody do dumy na tle potęg.
– Mamy bardzo dużo statystyk, w których jesteśmy na tym samym poziomie albo powyżej innych lig. Większą wagę przywiązujemy do ściągania dobrych motorycznie piłkarzy ofensywnych niż defensywnych – zauważa Dawid Musiał.
Żeby być konkretnym, na tej pozycji jesteśmy:
- praktycznie na równi z Ligue 1 i tylko za Premier League pod względem dystansu przebiegniętego w sprincie,
- lepsi od wszystkich (!) pod względem dystansu w HSR (20-25 km/h),
- na równi z Bundesligą i Serie A pod względem liczby sprintów i HSR.

Nie może być idealnie, w najmocniejszych przyspieszeniach nie dorównamy nikomu, ale gdyby w każdej formacji wyglądało to podobnie, Ekstraklasa wypchnęłaby z czołówki kogoś z gigantów, robiąc generalny remont w grupie zwanej TOP5.
Smutna rzeczywistość dopada nas jednak z powrotem, gdy przyglądamy się napastnikom. Antonin, Filip Stojilković czy Yannick Agnero mają wnieść do Ekstraklasy wspaniałą szybkość, natomiast na tym polu z elitą wygrać się po prostu nie da. Każda wybitna dziewiątka, najbardziej pożądany towar na rynku, zostanie błyskawicznie przechwycona przez bogaczy. Znakomicie obrazuje to dominacja Premier League nie tylko nad Polską, ale nad kuzynami z grona TOP5.
Napastnicy ligi angielskiej:
- biegają w sprincie średnio 292 metry; drugi wynik to Ligue 1 – 229 metrów, natomiast średnia Ekstraklasy to 209 metrów,
- zaliczają 30 przyspieszeń; drugi wynik to Ligue 1 i Bundesliga – 26, natomiast średnia Ekstraklasy to 23.
- notują średnio 20 sprintów/90 minut; wszyscy pozostali mają ich po 16, Ekstraklasa – 15.
W Premier League 9,5% ogólnego dystansu pokonywanego przez dziewiątki to segment, w którym osiągają prędkość minimum 20 km/h. Przewaga nad średnią ze wszystkich czołowych lig wynosi w tym przypadku 0,8 punktu procentowego – na żadnej innej pozycji nie jest ona wyższa. Ciężko było spodziewać się innych rezultatów, w końcu musi istnieć powód, dla którego Anglicy wydają na napastników absolutnie kosmiczne pieniądze.

Ekstraklasa idzie w górę, biega więcej i lepiej, ale w Europie jest wiele lepszych lig
Ogólne wnioski płynące z analizy danych motorycznych są jednak całkiem optymistyczne dla Ekstraklasy. Trener Dawid Musiał zauważa, że na przestrzeni lat liga naprawdę się rozwinęła.
– Jest coraz więcej klubów, dla których dystans ponad 10 km przebiegnięty na dużej intensywności nie stanowi problemu. Coraz więcej zespołów biega w sprincie po dwa kilometry na mecz, to staje się standardem. Zmienia się mentalność. Większość zawodników zdaje sobie sprawę, że detale i praca dodatkowa są istotne, mają większą chęć samorozwoju oraz świadomość. Dwanaście lat temu, gdy zaczynałem, słyszałem „po co to robimy?”. Teraz zawodnicy pytają raczej, czy zrobimy coś jeszcze. Prewencja, aktywacja, coś przed treningiem, coś po – wymienia.
Zmiana mentalności dotknęła także kluby. Radomiak, także za sprawą Musiała, ustalił progi motoryczne, których oczekuje na konkretnych pozycjach. Wiadomo, że w realiach polskiego średnia zdarza się pewne rzeczy naginać, ale w podobny sposób działają także Korona Kielce czy Cracovia. Lech Poznań wprost komunikuje nawet, że intensywność to pierwszy filtr przy transferach, więc zdecydowanie mówimy o szerszym trendzie, który uzupełnia jakość naszych trenerów przygotowania fizycznego.
– Poziom trenerów motorycznych w Polsce, ich metodyka pracy, jest na dobrym lub bardzo dobrym poziomie. Nie ma przypadkowych ludzi w tym biznesie. Różne kursy, które się pojawiają, w tym PZPN Fitness, są dobre. Mówię to na podstawie rozmów z piłkarzami, którzy przychodzą z lig zagranicznych. Materiał do pracy jest coraz lepszy, wyjściowe parametry są na wyższym poziomie, więc intensywność motoryczna idzie w górę. Nie mówimy jednak tylko o nowych piłkarzach, bo poziom podnoszą też wieloletni ligowcy, którzy po prostu muszą dostosować się do nowych realiów – stwierdza nasz ekspert.
Są jednak i momenty zastanowienia. Najpoważniejszy przychodzi po tzw. teście oka, bo wciąż ciężko uniknąć wrażenia, że gdy włączamy mecze lig TOP5, oglądamy sport zupełnie inny niż to, co oferuje nam Ekstraklasa. Wszystko wydaje się szybsze i lepsze. Tu wracamy do tego, o czym mówił Jarosław Jach – różnicę robi jakość piłkarska i szybkość, ale nie biegania, lecz myślenia.
– Wejdźcie do dziadka, w którym są Romario Baro i Rafał Wolski, spróbujcie im odebrać piłkę. Oni operują nią tak dobrze, że od razu zwiększa się intensywność gry – uśmiecha się Dawid Musiał, próbując zobrazować nam ten dysonans. – Bernardo Silva nie jest motoryczną bestią, ale myśli szybciej niż ktoś jest w stanie pobiec, dlatego obraz w telewizji wygląda tak, jakby w Premier League biegało się na kompletnie innym poziomie, podczas gdy w liczbach różnica nie jest tak znacząca – dodaje.

Najbardziej intensywne ligi świata według CIES Football Observatory – procentowy dystans >15 km/h.
Jach wspominał o tym, że w Polsce „tak się nie zmęczysz”, bo gra często jest przerywana. Filip Dutkowski, który liczył, jak rośnie liczba sprintów w Ekstraklasie, pokusił się o bardziej zaawansowaną analizę i przedstawił dane dotyczące efektywnego czasu gry w naszej lidze w zestawieniu z drużynami, które rywalizują na poszczególnych szczeblach europejskich pucharów. Wyniki są wymowne:
- zespoły z TOP4 Ekstraklasy mają niższy efektywny czas gry niż uczestnicy Ligi Mistrzów (o 3,8 minuty) i Ligi Europy (1,3), lecz wyższy niż uczestnicy Ligi Konferencji (o 0,3 minuty) i ligowi rywale (1,5);
- łączny efektywny czasy gry w meczach drużyn z TOP4 Ekstraklasy jest niższy niż w Lidze Mistrzów (o 3,3 minuty), Lidze Europy (1,7), a nawet Lidze Konferencji (0,2).
przeliczyłem efektywny czas gry drużyny i jej rywali w minutach, oraz łączny w minutach i jako procent czasu trwania meczu, dla drużyn grających w LM, LE i LK w 24/25, oraz w ESA w rozbiciu na top4 i resztę. różnice są istotne statystycznie, z wyjątkiem LK/ESA pic.twitter.com/b9B4h7hNYr
— mgr soccer OSINT & hindsight research (@fid8) September 5, 2025
Piłki w piłce jest u nas mniej, dlatego średnie dystanse na poszczególnych pozycjach też są niższe, co z kolei pozwala nam podkręcić procentowy dystans przebiegnięty na wysokiej intensywności. Prawdziwym progresem będzie jednak podniesienie dystansu ogólnego i utrzymanie tak samo dobrej jakości biegania.
– Jeśli chodzi o parametry fizyczne – nie ma przepaści. Można przypuszczać, że różnicę robi szybkość działań z piłką. Podejmowanie decyzji, operowanie piłką, znajdowanie przestrzeni, przenoszenie ciężaru gry, dokładność faz przejściowych. Jeśli faza przejściowa jest rozegrana dobrze pod kątem technicznym i taktycznym – to nakręca intensywność – wymienia trener Dawid Musiał.
Ale co do zasady Elsner ma rację, efektywny czas gry w Ekstraklasie jest niski w porównaniu z topowymi ligami.
Trener/działacz w Polsce mówi coś, co daje się zweryfikować na danych, i ta weryfikacja potwierdza to, co mówi trener – to rzadkie https://t.co/STETTqg9gc pic.twitter.com/rjcBfeUT5M— mgr soccer OSINT & hindsight research (@fid8) August 22, 2025
Jak się gra w Ekstraklasie? Połowa idzie w pressing, połowa broni nisko. To wpływa na intensywność
Ciekawe jest też to, że Ekstraklasa to liga biegowo mocno rozwarstwiona. CIES Football Observatory w 2023 wydało raport, w którym ligi uporządkowano według styli gry. Polskę przypisano do lig ofensywnych, opartych na mocnym pressingu, czyli do takich, do jakich zalicza się pięć najlepszych lig w Europie. 44% zespołów w Polsce wyróżniało właśnie takie podejście.
Nie byliśmy przykładem flagowym, lepiej wypadli Norwegowie (81%), Japończycy (67%), Holendrzy, Duńczycy czy Szwedzi (po 50%). Prawdziwą różnicę robiło jednak to, że w Ekstraklasie równo połowa drużyn obrała kompletnie odmienny kierunek – analitycy zapisali ich do grona drużyn wycofanych, ostrożnych, oczekujących. Stąd ostatecznie bardziej intensywna była nawet liga czeska, która w kategorii pressing miała ledwie 1/4 ligi, ale 1/3 pozostałych drużyn prezentował styl zbliżony, przejściowy, coś pomiędzy wycofaniem i odwagą w pressingu.

Kto preferuje „oczekiwanie” w ataku? Dane: CIES Football Observatory
W Polsce nie skatalogowano w ten sposób nikogo, tymczasem spośród ponad pięćdziesięciu przebadanych lig tylko sześć charakteryzowało się większym procentem zespołów „ostrożnych”: LaLiga 2 oraz ligi portugalska, chińska, szkocka, cypryjska i kolumbijska. Szkoci i Cypryjczycy nadrabiali to jednak sporym odsetkiem drużyn chętnie korzystających z szybkich kontrataków, co u nas także kulało.
Alex Stewart z Analytics FC już dawno zauważył, że nasze rozgrywki są specyficzne, bo nawet krajowi hegemoni często preferują futbol defensywny, nastawiony na fazy przejściowe, zamiast typowego dla ligowych potęg stylu opartego na ataku pozycyjnym z domieszką wysokiego pressingu. W lidze wciąż sporo jest kunktatorów, którzy myślą o tym, jak sprawić, żeby piłki w piłce było mniej i ugrać na tym punkty, co wpływa na miejsce Ekstraklasy w różnych innych rankingach.
Analityk profiluje trenera dla Lecha Poznań. Kto pasuje do Ekstraklasy?
.Trener Dawid Musiał pokazuje kilka zestawień CIES Football Observatory. Ekstraklasa pojawia się wśród dziesięciu najbardziej dynamicznych lig świata, ale zajmuje miejsce za Danią, Czechami, Szwecją, Belgią czy Holandią. W zestawieniu z 2024 roku, gdzie różne parametry szybkościowe przeliczano na indeksy, na 30 lig świata Ekstraklasa zajęła dopiero 25. miejsce, nie wyprzedzając żadnej istotnej europejskiej ligi poza Serie B. Najgorzej wypadliśmy w przyspieszeniach, najlepiej – w liczbie sprintów.

Indeks sprintów w ligach świata – Ekstraklasa w końcówce tabeli, ale kilka lig wyprzedza.
Można brać to wszystko za ciekawostkę, ale nieprzypadkowo to liga belgijska, która odznacza się młodością i intensywnością, została uznana za zaplecze Premier League, co wiąże się z wielomilionowymi transferami sezon w sezon. Dawid Musiał mówi wprost: niemotoryczni zawodnicy nie przebiją się w Belgii. To dlatego trafił tam Michał Skóraś, który w Polsce wyróżniał się szybkością.
Nieprzypadkowo w Europie trwa też moda na Japończyków, po których często sięgają właśnie Belgowie, czyniąc z Jupiler Pro League punkt tranzytowy Azjatów do lig TOP5. W Japonii biegają jak szaleni, wartości sprintów poszczególnych drużyn tamtejszej ligi sprawiają, że możemy czuć się zawstydzeni. Podobnie wygląda liga czeska, chociaż tam piłki w piłce nie ma aż tak wiele – badania dowodzą, że to trzecia najgorsza liga pod względem celnych podań z gry na mecz.
– Mają dobrych zawodników, ale to nie jest Barcelona z mnóstwem kombinacji. Więcej tam walki, szybkości. Ciężko grać przeciwko nim, bo ustawiają takie tempo, na całym boisku grają jeden na jednego i zawsze idą do przodu. W tym są najlepsi – mówił Patrik Hellebrand w „Przeglądzie Sportowym”, zapytany o Slavię Praga.
W Japonii biegają tak, że najlepsze zespoły Ekstraklasy byłyby tam najgorsze
Ocenił to lepiej niż trafnie. W zestawieniu najlepszych fizycznie zespołów spoza lig TOP5 Slavia Praga jest liderem. Tuż za podium jest jednak Legia Warszawa i to nie dziwi. W poprzednim sezonie średnia sprintów tego zespołu zbliżała się do 120 na mecz.
– Dwa kilometry w sprincie na mecz to rzecz trudna do zrobienia dla zespołów, które grają w pucharach, ale Legii Warszawa się to udawało. Jagiellonia natomiast bardzo dobrze zarządzała intensywnością. Jaga ma duży dystans HSR, ale w sprincie mają zazwyczaj po 1,5 km na mecz. Powiedzmy, że kładą nacisk na intensywność w progu trochę niższym niż sprint – wyjaśnia trener Musiał.
W tym właśnie kierunku chciał iść Lech Poznań, który liczył, że połączy Europę i ligę poprzez wybitną intensywność. Plan był dobry, zawiodło wykonanie, ale tego kierunku trzeba się trzymać.
Dogonić TOP5 to jedno – ważniejsze będzie zbudowanie sobie mocnej pozycji gronie lig, z którymi bezpośrednio rywalizujemy w rankingu UEFA. W taki sposób wyprzedzimy konkurencję nie tylko w tym zestawieniu, ale też w realnej sile ligi, która przyciąga zainteresowanie, jakość i pieniądze.
WIĘCEJ REPORTAŻY O POLSKIEJ PIŁCE:
- Peter Moore widzi Wisłę Kraków w Europie. Jak tego dokonać? [REPORTAŻ]
- Intensywność jest najważniejsza. Kulisy mistrzostwa Lecha Poznań
- Radomiak chce zaskoczyć ligę analizą danych biegowych przy transferach
- Jak ściągnąć do Polski trenera z Ligue 1? Gambal o transferach Cracovii i Rakowa [WYWIAD]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix