Mario Fernandes to obecnie jeden z najważniejszych zawodników reprezentacji Rosji. Jeśli tylko nie doskwierają mu zdrowotne problemy, Stanisław Czerczesow mocno na niego stawia i traktuje jako jeden z motorów napędowych Sbornej. Fernandes sprawdza się w rozmaitych wariantach taktycznych. Czy to na prawej obronie, czy to na wahadle lub nawet na skrzydle. Brazylijczyk musiał jednak przebyć długą drogę, by stać się tak ważnym punktem rosyjskiej drużyny narodowej. Kilkanaście lat temu jego kariera znalazła się na zakręcie, gdy piłkarza przytłoczyła depresja, połączona z zamiłowaniem do alkoholu.
Sam zawodnik przyznaje, że przed całkowitym upadkiem uratował go zagraniczny transfer. W 2012 roku po Fernandesa sięgnęło CSKA Moskwa, płacąc za niego aż 15 milionów euro. W Rosji piłkarz zdołał odegnać od siebie demony, które wcześniej komplikowały mu karierę – w barwach „Wojskowych” rozegrał już blisko 300 meczów na wszystkich frontach, notując 8 goli i 46 asyst. Trzykrotnie został mistrzem kraju.
Jest też regularnie doceniany za swoją indywidualną klasę. W podsumowaniach sezonu, które przygotowywane są przez Rosyjski Związek Piłki Nożnej, wielokrotnie wybierano go do trójki najlepszych prawych obrońców w lidze.
- 2013 – 2. miejsce wśród prawych obrońców
- 2014 – 1. miejsce
- 2015 – 1. miejsce
- 2016 – 2. miejsce
- 2017 – 1. miejsce
- 2018 – 1. miejsce
- 2019 – 1. miejsce
- 2020 – 1. miejsce
ROSJA WYGRA Z BELGIĄ? KURS: 4,00 W FUKSIARZU!
Dominacja. Nie może zatem dziwić, że Rosjanie, mając w perspektywie mundial rozgrywany u siebie, postanowili w 2017 roku wykorzystać sytuację i naturalizować Fernandesa. Wprawdzie przygoda Brazylijczyka z rosyjską kadrą miewała dość przykre akcenty – piłkarz bywał krytykowany za brak znajomości języka rosyjskiego, no i zmarnował rzut karny w ćwierćfinałowej konfrontacji z Chorwacją na MŚ – ale generalnie z czysto piłkarskiego punktu widzenia pomysł z przyznaniem Fernandesowi rosyjskiego paszportu i wcieleniem go do kadry okazał się jak najbardziej trafiony. – Mario jest jak pies. Wszystko rozumie, choć nie odpowiada. I wykonuje każde polecenie, a to najważniejsze – skwitował w swoim stylu Czerczesow.
MARIO FERNANDES. DEPRESJA
Dzisiaj Brazylijczyk ma blisko 31 lat na karku i lada moment zaliczy swój drugi wielki turniej międzynarodowy jako reprezentant Rosji. Choć już w 2011 roku otrzymał pierwsze powołanie do swojej ojczystej kadry. Przesiedział jednak na ławce całe wyjazdowe spotkanie z Argentyną. Być może wystąpiłby w drugim starciu z Albicelestes, które rozegrano 14 dni później, lecz… nie wyrobił się na samolot. Zasiedział się w lokalu Be Happy, jednym z najsłynniejszych nocnych klubów w Porto Alegre. Władze Gremio – klubu, w którym Fernandes wówczas występował – próbowały zapewnić zawodnikowi alibi. Do federacji przesłano pismo usprawiedliwiające nieobecność Mario na zbiórce kiepską kondycją psychiczną. Wśród kibiców rozeszła się natomiast pogłoska, jakoby zawodnik odrzucił powołanie z przyczyn ideowych. Lokalnie przysporzyło mu to wręcz popularności.
Selekcjoner Mano Menezes nie był jednak w ciemię bity. Dobrze wiedział, że Fernandes po prostu przesadnie zabalował. Umówmy się – gdyby w ten sposób narozrabiał jakiś gwiazdor Canarinhos o wyrobionym nazwisku i wielkim doświadczeniu, pewnie skończyłoby się na małej aferce. Ale dla Fernandesa to była okazja do debiutu w kadrze. Parafrazując klasyka: „jak taki zaczyna od imprezowania, to na czym skończy?”.
„Jestem poirytowany. Nie zamykam przed nikim drzwi do kadry, ale to niedopuszczalne zachowanie”
Mano Menezes
Życie i kariera Brazylijczyka generalnie zaczęły się komplikować w 2009 roku, wraz z transferem do wspomnianego Gremio. Wcześniej piłkarz szkolił się w ekipie ze swojego rodzinnego miasta – São Caetano. Władze tego klubu wykorzystały naiwność nastolatka. Fernandes za nic w świecie nie chciał bowiem przenosić się do Gremio – czuł, że nie jest gotowy na wyprowadzkę z domu. No ale działacze liczyli na zarobek. Podsunęli mu więc umowę do podpisania, zapewniając, że to tylko kontrakt dotyczący okresowego wypożyczenia. – Jeśli sobie nie poradzisz, wrócisz do nas – zapewniali zawodnika. Fernandes podpisał cyrograf i tym samym… związał się z Gremio pięcioletnim, na dodatek niekorzystnym finansowo kontraktem.
Reakcja zawodnika na to oszustwo okazała się gorsza, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Po jakimś czasie od przeprowadzki do Porto Alegre piłkarz po prostu zniknął. Zapadł się pod ziemię. Rodzina podejrzewała porwanie, dlatego natychmiast o sprawie zawiadomiono policję. Ogólnokrajowe media dudniły od ostrzegawczych komunikatów spod szyldu „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Służby szybko ustaliły jednak, że o żadnym porwaniu nie ma mowy. Piłkarz w przypływie skrajnej desperacji i zniechęcenia udał się na tułaczkę po kraju.
Kamery monitoringu wyłapywały jego wizerunek na lotniskach i w okolicach bankomatów. W końcu namierzono go w miejscowości Jundiai, setki kilometrów od Porto Alegre. Fernandes był spłukany, wygłodzony i kompletnie załamany. Do gry wrócił dopiero po dwóch miesiącach, część z tego czasu spędzając na leczeniu w klinice, gdzie doktorzy zdiagnozowali u niego depresję. Do Porto Alegre przeprowadziła się na jakiś czas jego mama.
MARIO FERNANDES. UPADEK I WZLOT
Bliskość matki i wsparcie doświadczonych lekarzy pozwoliło Fernandesowi pozornie wyjść na prostą i w 2011 roku zostać jednym z najgorętszych nazwisk na brazylijskim rynku transferowym. Łączono go nawet z takimi klubami jak Real Madryt czy Inter Mediolan. Ale opisywana już afera z przegapionym zgrupowaniem reprezentacji przykuła uwagę do nowych problemów Brazylijczyka. Jego zamiłowanie do nocnych zabaw i napojów wyskokowych przekraczało normy dopuszczalne nawet w Kraju Kawy, stereotypowo kojarzonym z piłkarzami prowadzącymi hulaszczy tryb życia.
BELGIA POKONA ROSJĘ? KURS: 2,02 W FUKSIARZU!
Fernandes zresztą – mówiąc brutalnie – nie tylko chlał, ale i żarł bez opamiętania. W pewnym momencie trener Gremio nakazał mu spożywać wszystkie posiłki w klubowej stołówce, ponieważ obrońca miał niesłychane problemy z trzymaniem właściwej wagi. Po latach Mario przyznał, że codziennie – w tajemnicy przed dietetykiem, który w teorii miał trzymać pieczę nad jego jadłospisem – zajadał się fast foodami.

Mario Fernandes
Biorąc to wszystko pod uwagę – trudno się dziwić, że na Fernandesa nie skusił się żaden z najpotężniejszych klubów Starego Kontynentu. Defensor Gremio może i imponował techniką oraz warunkami fizycznymi, ale też sprawiał wrażenie zawodnika, który prędzej czy później po prostu przeholuje. Doszczętnie roztrwoni swój olbrzymi talent. – Wszyscy wiedzą, że nocne życie było moim problemem – przyznał Mario, który niechętnie wraca do początkowych etapów swojej kariery. Generalnie rzadko udziela wywiadów. – Pojawiałem się pijany nawet na treningach. Codziennie jadłem pizzę albo stołowałem się w McDonald’s. Oczywiście tego żałuję. Wiele rzeczy powinienem był zrobić inaczej.
Było naprawdę niezwykle ryzykownym ruchem ze strony CSKA, by za piłkarza o tak chwiejnej psychice zapłacić w 2012 roku aż 15 milionów euro. Ale, jako się rzekło, Fernandes spłacił się z nawiązką. A przy okazji wyrósł na mocny punkt reprezentacji Rosji, choć jeszcze w 2014 roku zdarzyło mu się zagać dla Brazylii, lecz tylko w spotkaniu towarzyskim. Mario twierdzi, że w odnalezieniu właściwej ścieżki pomógł mu Maicon, który w latach 2010-2017 występował w Lokomotiwie Moskwa. – To on mi zaproponował, bym poszedł z nim na pierwsze spotkanie wyznawców kościoła ewangelickiego. Dobrze się tam poczułem – powiedział Fernandes. – Po jakimś czasie odnalazłem porozumienie z Bogiem. Dzisiaj jestem innym człowiekiem. Zapytajcie kogokolwiek chcecie – nocne życie dla mnie nie istnieje. Nie wiem nawet, gdzie w Moskwie można się bawić.
Wielu dziennikarzy i kibiców nie potrafi zrozumieć, dlaczego Fernandes po tylu latach spędzonych w Rosji wciąż ma problemy z porozumiewaniem się w miejscowym języku. Czy to nie stoi aby w sprzeczności z opowieściami wypływającymi z jego otoczenia, jakoby obrońca w Moskwie odnalazł swoje szczęśliwe miejsce na Ziemi? Paradoksalnie jednak – może w tym tkwi właśnie sekret przemiany Fernandesa? Nauczył się żyć w zgodzie z samym sobą. Bez konieczności napędzania się zewnętrznymi bodźcami, takimi jak szalone melanże. A to mu z kolei pozwoliło piłkarsko rozkwitnąć.
fot. NewsPix.pl